[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chwili: tak ca³y osêpia³ nosem i brwiami. Niczym mnich pokutny przed natrêctwem pobo¿-
nych, zastawia siê d³oni¹. I rzecze krótko:
Chodxmy¿ - bodaj by z wiary niedostatkiem bySmy nie stali siê jak ta trawa, która prêdzej
zwiêd³a, nim j¹ wyrwano.
A ¿akom widzi siê w tej chwili - tam, w ny¿y okiennej - ju¿ tylko tego miecza olbrzymiego
jelce w krzy¿, a na nim cicho wsparte d³onie rycerza, jakby do przykucia u ramion krzy¿a
tego. I s³ysz¹:
Igrce sztuk wszystkich! Dane jest wam przy³o¿yæ rêkê do znalezienia Graala - na odnowie-
nie serc cz³eczych!
86
Trzod¹ owiec z nag³a ruszonych zgarn¹ siê waganty pod ten miecz. I takie ich op³omienienie
duchem przenik³o, ¿e choæ z na pó³ otwartymi ustami wiwatów okrzykn¹æ zapomnieli. Ob-
wo³uj¹ siê w³aSnie jak te ¿aki na ochotê: sprê¿onymi nagle ramiony i rozwart¹ d³oni¹.
Na uboczu sta³ tylko niedxwiednik, który od swojej bestii na krok nigdy oddaliæ siê nie mo¿e.
I zda³o mu siê teraz, ¿e nie on zwierzê, lecz ono jego na ³añcuchu trzyma i prowadzi przez
¿ycie. I przeklina³ w duchu igrê wszelk¹. Bo ka¿da, nawet ¿onglerów i goliardów sztuka,
wyda³a mu siê teraz takim ³añcuchem zniewolenia w tej doli na opak: ¿e nie poskramiacz
bestiê, lecz ona jego oprowadza przez ¿ycie - ludziom na pokaz - póki wszystkich si³ z cz³e-
ka nie wytarga...
Nagle on ³añcucha koniec z garSci swej rzuca niedxwiednik bestii na g³owê: ko³pak swój
o ziemiê ciSnie z pasj¹ i z jeszcze wiêksz¹, nie w³ada po co, przydeptuje go potem. Zdawaæ
by siê mog³o, ¿e cz³ek zrywa z siebie wszelkie wiêzy doli, wszystko, co na nim ciê¿y z dni
koniecznoSci, bo nawet i tê czapê z g³owy. Nag¹ wol¹ ku czemuS tu siê zg³asza, sob¹ - cz³o-
wiekiem.
Bierz mnie, dolo gromadzka!...
I dobywaj¹c gdzieS spod bierwion u pieca toporzysko jakoweS, krzyczy ca³kiem niepotrzeb-
nie:
Daj¿e mi który siekirê jak¹!
Ze wszystkich koñców i zakamarków gospody znoszono tymczasem w zarojeniu mrowisko-
wym - topory, czekany, wid³y, cepy - zgo³a broñ wszelak¹ zasobnego domu.
GêSlarz tylko w swej oponce brunatnej i czerwonym kapturze weso³ka pl¹ta³ siê bezczynnie
miêdzy kamratami. Ich mêska krzêtnoSæ za orê¿em - pod ³uny mrugania na murach, rogów
ponure wycia w oddali i bêbnów alarmy po basztach - dzia³a³a nañ nieomal jak na te psy ku-
glców ponosz¹ce siê w tej chwili w zawrotnych poskokach i pl¹sach po izbie ca³ej. Nad te
towarzysze, zamienione jakby zaklêciem w gbury i zbóje, bli¿sze mu by³y w onym zamêcie
tamte stworzenia - jednakow¹ pobudliwoSci¹ cia³ czujnych, chy¿ych i bez statku. Bo wrêcz
w cia³o samo gêdxca uderza³a osobliwoSæ tej chwili - rytmami muzyki: to okrutnie srogiej, to
znów tak dziarsko ochoczej, ¿e a¿ tanecznej prawie. Jakby on sam smyczkiem gêSlowym by³,
rzucanym o napiête struny porywu i sza³u gromady ca³ej.
Hej, za dobosza chyba przed wami pokroczê bo mi Swiat ca³y nowym têtnem w ¿y³ach gra
i tañczy - hej! werble szaleñstwa i nadziei waszych!
A zwróciwszy ma siebie uwagê towarzyszy, wraz kugla jakby przed oczyma im wywinie.
I powiodê was - za rycerza przewodem - ju¿ wiem, gdzie... - Weso³ka ³ap¹ kreSli coS ku
górze... - kêdy siê ta droga mleczna z goSciñcem ku Zamorzu zbiega. Tam... znajdziecie
niechybnie!
Sarkn¹, plun¹ nañ nieomal.
A on jakby w skrusze nag³ej dopada na klêczkach rycerza, przytula siê do tej jego ³ydki w kol-
czudze. I ca³uje w nakolennicy blach.
Kocham ciê, panie, z czci¹ lêkliw¹, jak niegdyS tê nogê ojca, gdym pe³zaæ zaledwie po pod-
³odze potrafi³. Ale...
Tu pocz¹³ odsuwaæ siê od niego po ziemi.
Ale diab³a igrcowego we mnie Smieszy twoja wiara!
Tu ju¿ dziewka nie wytrzyma³a tych harców jego. I dopad³szy go gdzieS na Srodku izby, chwy-
ta mocn¹ garSci¹ za ramiê, odci¹ga precz - gdzieS na dalsze izby gospody.
87
Czego, ty g³upi, tak hycasz? czego siê cieszysz? ¯e siê tu ludzie lada chwila mordowaæ za-
czn¹ po ulicach?!... Patrz, ju¿ ³una dymami odbija siê na Scianach. S³uchaj, na jaki gwa³t
³omoc¹ bêbny po grodzie ca³ym. I rozpêta³o¿ siê diablê ryba³towe na chwilê tak¹!.. Chodx¿e
mi st¹d, chodx¿e czym prêdzej, bo jeszcze ci krzywdê jak¹ uczyni¹ twe srogie, spójrz! towa-
rzysze. Jeszcze ci naprawdê co z³ego w tej chwili... A mo¿e i urzeka tych spojrzeñ jadem...
Chodx¿e mi, wilczku ty skrêtny, bo ciê tu sama chyba roz...! No, chodx¿e, chodx, luby.
Noo!...
Dok¹d¿e ty mnie?... Do alkierza? - zapiszczy cienko na progu, który wraz przeskoczyæ mu-
sia³. - Dalibóg, do alkierza! Wprost na... Uch, jakie¿ poduchowe ³o¿e!... Nie liczcie na mnie,
bohaterzy! Taka jest nasza, ¿onglerów, robota - czasu mordowania siê ³udzi.
* * *
Za ciemnymi basztami grodu czerni³ siê pod gwiazdy ogrom koScio³a. Rzekniesz, z dwóch
szczytów tej góry, z wie¿yc obu rozpostar³ siê p³aszcz nocy i skrajem o mury miejskie za nie-
bosk³on wsparty, nakry³ gród topiel¹ granatu i z³otymi gwiazdy - duszom na schron bezpiecz-
ny, snom nawet cz³eczym za kopu³ê uciszeñ.
Odpustow¹ bo por¹ nagêSci³o siê w mieScie ludu co niemiara - zza murów, z wszelakich od-
dali. I nanios³o niepokojów z szerokiego Swiata. Ochrania³ ludzi koSció³ p³aszczem grodzkie-
go widnokrêgu, usypia³y g³uche rogi stró¿Ã³w i te ich balowe nucenia, b³ogos³awi¹ce ciszê
i spokój dusz.
A jednak tu i owdzie wychyla³a siê z okna g³owa bezsenna. Gdzie spojrzy, dachów piachy
i granie w ciemnoSciach zadrzemania; wy¿ej ju¿ tytko z³ote oczy powietrznej g³êbiny nad bez-
kresem Swiata,
Urzek³o dziS têsknot¹ niejednego cz³eka, zatarga³o niejednym ³añcuchem. Rw¹ siê w Swiaty
niestatki m³ode i z³u duszê zaprzedaæ gotowe - byle na goSciñce, byle w Swiaty dalekie! Przez
mury i rowy miejskie jak kot przelexæ gotów ka¿dy z ¿aczków grodzkich, gdy poczu³ w sobie
dar do igry jakiej lub gorliwoSæ do nauki. Za bram¹ - mySli - u dróg rozstajnych zbieraj¹ siê
pewnie stare igrce oraz ¿aki ze wszystkich szkó³ Swiata zbieg³e - ci wiedz¹: gdzie, jaki mistrz,
jakiej wiedzy uczy? A z nimi wolna droga - w Swiaty dalekie, we wszystkich królów ziemie!...
Na ulicach grodu pusto by³o i g³ucho. Tylko z wie¿yc i baszt huka³y sówki ponurym Smie-
chem po nocy. Tylko nietoperze miotaj¹ siê wokó³ tych g³Ã³w m³odziañskich, tam i sam, jak-
by nici uroku snuj¹c niewidne, jakby znaki zaklêcia kreSl¹c w powietrzu. Kto zaS gadkom
o ryba³tkach wiarê dawa³, temu zwidywa³y siê jakoweS wyloty z kominów dalekich. Ale do-
brze ich nikt nie rozpatrzy³, bo za prze¿egnaniem siê ginê³o to sprzed oczu.
Pod p³aszczem gwiezdnej ciszy, w surowej pogrozie koScio³a, z³o samo sid³a³o dusze kusze-
niem na tu³actwo.
Przeklête niech bêd¹ waganty i sztuki ich wszystkie! Przeklête niech bêd¹ powieSci ¿ongle-
rów! - z³orzeczy³ na swym ³o¿u ka¿dy cz³ek stateczny w trosce o dusze m³ode.
A gdy chmura dymu buchnê³a nad dachy i zako³owa³a siê w rudych k³êbach po¿ogi, gdy ³una
naSwietlaæ jê³a ulice, a po oddalach zagra³y rogi na trwogê - ludziom statecznym wyda³a siê
88
i ta ponuroSæ chwili czymS oczekiwanym prawie. Dzieñ by³ nad miarê rozpustny, noc zasiê
jeszcze gorsza - t¹ gor¹czk¹ Sród m³odzie¿y, porywaniem siê jej na ojców z gêb¹ buntu pe³n¹,
odgra¿aniem siê jakowymS rozruchem, który gotuje siê w grodzie.
ZaS te ludzisk poSpiechy ze st¹gwiami lub ciê¿kimi kub³y - ich dziwacznie pogiête postaci,
wynurzaj¹ce siê z mroków w mruganie czerwonego blasku - wznieca³y przypomnienie dusz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 01] Time's Eye (v4.0) (pdf)
- D H Starr [Wrestling 01] Wrestling With Desire [FP MM] (pdf)
- Destiny Blaine [Forever 01] Roping in Forever [Siren Allure] (pdf)
- Cooper McKenzie [Club Esoteria 06] His Beck and Call Girl [Siren Allure] (pdf)
- Carol Lynne [Cattle Valley 17] Neil's Guardian Angel (pdf)
- Carola Dunn [Regency Trilogy 01] Black Sheep's Daughter (pdf)
- Bailey Bradford [Love in Xxchange 05] Ex's and O's [TEB MM] (pdf)
- 33 1 3 094 The Beach Boys' Smile Luis Sanchez (retail) (pdf)
- Alan Burt Akers [Dray Prescot 07] Arena of Antares (pdf)
- Becky Wilde [Sugar Creek 03] Sara's Mates (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stardollblog.htw.pl