[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dłonie na ramionach Lissy. Wyrwała się, on również odskoczył w tył.
Zatrzymał się przy kominku. Dopiero z takiej odległości był w stanie na
nią patrzeć.
- I pomyśleć, że nazwałaś mnie oportunistą!
- Kiedy to powiedziałam, prawie wcale cię nie znałam, Steve. I nie
zależało mi na...
- Daruj sobie - przerwał jej, machając ręką. - Twoje wyjaśnienia są
podejrzane przez sam fakt, że pochodzą od ciebie. Nie lubię, kiedy się mną
manipuluje. Nie lubię być narzędziem, a właśnie tak mnie traktowałaś od
samego początku. Ty, z tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami,
seksownym ciałem. Jak mam ci wierzyć, że nie spadłaś przez sufit
specjalnie?
- Bo to nieprawda! - krzyknęła i nagle przypomniała sobie, gdzie jest
i która jest godzina. Zciszyła głos. - Nic nie rozumiesz! Przypomnij sobie,
że kiedy się to wszystko zaczęło, zupełnie cię nie znałam. Nie wiedziałam
jeszcze, że mi... na tobie zależy.
- Aha, i chcesz, żebym uwierzył, że teraz stałem się dla ciebie kimś
ważnym?
- Tak
Powiedziała to tak cicho, że ledwie ją usłyszał. Na widok łez
zbierających się w jej brązowych oczach prawie się złamał. Ale postanowił
być twardy.
- Ani teraz, ani wtedy nic a nic ci na mnie nie zależało.
125
R S
- Na początku rzeczywiście nie, przyznaję. Liczył się dla mnie tylko
zajazd i mój ojciec. Bardzo chce odzyskać Madronę". Spróbuj to
zrozumieć, Steve. Ten zajazd tak długo należał do naszej rodziny. Mój
dziadek przegrał go w karty do jednego z bogatych gości, który zatrudnił
dziadka jako kierownika. Mój ojciec zawsze mieszkał w zajezdzie. Kiedy
dziadek zginął w wypadku samolotowym, ojciec miał dwadzieścia lat.
Przejął po nim stanowisko. To on uczynił z zajazdu to, czym jest dzisiaj. A
raczej, czym był jeszcze niedawno. Wszyscy mieszkańcy Madrona Cove
wierzą, że gdyby mój ojciec odzyskał własność, doprowadziłby zajazd do
stanu dawnej świetności. Zrobiłabym wszystko, żeby mu w tym pomóc.
Steve milczał, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał.
- W takim razie nie powinnaś mieć trudności ze zrozumieniem,
dlaczego robię to, na czym zależy mojemu ojcu.
Lissa musiała się z tym zgodzić. Wyglądała tak żałośnie, że niewiele
brakowało, by Steve dał za wygraną i przyznał, że nie przyjechał do
Madrony" z polecenia ojca.
- To prawda - powiedziała. - Twój ojciec świetnie sobie radzi. Jego
interes kwitnie. Rozumiem, że musi szukać możliwości rozszerzenia
swojej działalności. Ale nie tu, Steve. To jedyne, o co cię proszę - nie
zajazd Madrona"!
- A czemuż by nie? Bo ty tego nie chcesz? Przecież sama
powiedziałaś mi, że nie można mieć wszystkiego, czego się chce.
- Nie chodzi tylko o mnie, lecz o mojego ojca. To jest dla niego
bardzo ważne. Zajazd to jedyna rzecz, na której mu zależy.
- A z ciebie taka wspaniała córka, że gotowa jesteś pójść do łóżka z
wrogiem, byle tylko zdobyć dla ojca to, czego on chce. Altruistka z ciebie,
Lisso.
126
R S
- Nieprawda. Nie mam pojęcia, co to altruizm - powiedziała, siadając
na krześle. - Jeśli ojciec wyprowadzi się z zajazdu, będzie nalegał,
żebyśmy zamieszkali razem. Nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić. I na
pewno nie chcę mieszkać otoczona przez te jego starocie, które uparcie
nazywa moim posagiem". Zresztą w ogóle nie chcę mieszkać w domu.
Mam swoją łódz. Ona daje mi wolność. Nie zamierzam z niej
zrezygnować.
- Nawet jeśli w ten sposób mogłabyś uszczęśliwić ojca?
- To nieuczciwe zagranie - odpowiedziała. - Pewnie, że chcę, żeby
mój ojciec był szczęśliwy, ale nie mam zamiaru płacić za to swoim
szczęściem. Jednakże dopóki on nie odbuduje swojego życia, ja jestem
uwiązana.
- Aha, więc jeśli wszystko się uda i odzyskacie zajazd, ty będziesz
wolna. Co zamierzasz wtedy zrobić, Lisso?
- Już ci mówiłam. Chcę organizować rejsy moją łodzią. Boże,
naprawdę tak trudno pojąć, że chcę, by mój ojciec miał wszystko, czego
potrzebuje? %7łe wtedy ułożę sobie własne życie tak, jak zawsze o tym
marzyłam?
%7łycie, w którym nie ma miejsca na meble, nie ma miejsca na dom.
To były odpowiedzi na wiele dręczących go pytań. Lissa Wilkins nie szuka
niczego trwałego. Nie chodziło tylko o to, że on mógłby ją kiedyś
zostawić. Bała się stracić swoją wolność.
Właściwie dlaczego tak go to zaskoczyło? Dlaczego było to takie
bolesne? A on w swojej naiwności myślał, że płakała, bo nie dostała od
niego żadnych gwarancji. Idiota. To ona powinna dawać gwarancje.
127
R S
Minęła środa, czwartek i piątek... Gdzie podziewa się Steve? Każdej
nocy, gdy była w pracy, Lissa sprawdzała księgę gości, ale jeszcze się nie
wymeldował. W czwartek poszła z ojcem i Rosą na kolację do Chuckles".
Tam też go nie było. Siedziała potem ze trzy godziny w sali klubowej, ale
Steve nie zszedł na dół. W piątek obiło się jej o uszy, że widziano go na
rybach. Podobno obiecał dać trzy łososie na planowany w czasie festi-
walowego weekendu piknik.
Dobrze, unika jej. Niby powinna być zadowolona, ale bardzo za nim
tęskniła. Gdyby tylko dał jej jeszcze jedną szansę... Może udałoby się
wszystko wytłumaczyć.
W piątek wieczorem zastanawiała się, czy nie wejść na palcach na
górę i nie zapukać do jego drzwi. Duma jednak ją powstrzymała przed tym
krokiem. Duma i strach. Dopóki nie usłyszała z jego ust, że wszystko
między nimi skończone, może jeszcze udawać, że czeka ich jakaś wspólna
przyszłość. Przecież w udawaniu nie ma nic złego, prawda? Od czasu do
czasu...
W sobotę rano, po strasznej, bezsennej nocy zmienił ją w recepcji
skrzywiony jak zwykle Pete. Wciąż pamiętał Lissie ten ranek, kiedy
zadzwoniła do niego z wiadomością, że wyjeżdża. Przez cały tydzień od jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Gill Judy Desperado
- Noc myśÂliwego Greene Jennifer
- Jack L. Chalker Dancing Gods 4 Songs of the Dancers
- Clive Barker Cabal nocne plemie
- Dav
- Destiny Blaine [Forever 01] Roping in Forever [Siren Allure] (pdf)
- James Fenimore Cooper The Bravo [txt]
- LB Gregg Romano and Albright 2 Trust Me If You Dare
- Malone Bev Uczciwa wymiana
- Genezis z ducha Slowadzki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- felgiuzywane.opx.pl