[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hoval nie zrozumiał. Poprosił o wyjaśnienia
To świecki kaznodzieja. Oddany Chrystusowi, rozumie pan. Głosi Słowo Boże gdzie tylko
się da, każdego wieczoru czyta przez godzinę Biblię... a potem widzi jak jego chłopak pogrąża
się z powodu narkotyków albo przynajmniej trawki. Zauważa u córki rozluznienie zasad
moralnych albo całkowity ich brak, ponieważ nie chce mu powiedzieć, z kim się umawia albo
dlaczego wraca pózno do domu. A matka troszkę za często brała stronę dzieciaków. Zachęcała do
grzechu, by się tak wyrazić.
Co w końcu zaważyło?
Nic szczególnego. Twierdzi, że wszystkie codzienne sprawy tak się nawarstwiły, że nie
mógł już tego wytrzymać.
A rozwiązaniem było morderstwo.
W każdym razie dla niego.
Hoval pokręcił smutno głową, myśląc o ładnej dziewczynie leżącej na podłodze łazienki.
Dokąd dziś zmierza świat?
Nie świat powiedział chudy technik. W każdym razie nie cały świat.
11
To był rzęsisty deszcz, ulewa, najwyrazniej bezustanne oberwanie chmury. Wiatr od wschodu
gnał bezlitosne, chłoszczące płachty wody po całym Denver. Spływała strumieniami ze
spadzistych, czarnych dachów motelu, chichotała wesoło mknąc poziomymi odcinkami rynien,
huczała lecąc w dół szerokimi, pionowymi rurami i wpadała z pluskiem w kratki ściekowe. Gdzie
okiem sięgnąć, z drzew i krzewów kapały krople, a płaskie powierzchnie połyskiwały ciemno.
Na motelowym dziedzińcu, w zagłębieniach trawnika, tworzyły się brudne kałuże. Gnane
wiatrem krople deszczu zakłócały krystaliczny bezruch wody w basenie, tańczyły na kamiennych
płytkach obrzeża i przyciskały do ziemi trawę, która rosła między nimi.
Podmuchy wiatru zagnały deszcz pod daszek ganku i na promenadę wyższej kondygnacji, pod
sam pokój Doyle a. W chwili gdy zatrzaskiwał drzwi, zamykając w środku Colina, wir zimnej
wody przetoczył się po tarasie i owinął się wokół Doyle a, chłoszcząc prawą stronę jego ciała.
Niebieska koszula i jedna nogawka znoszonych dżinsów przylgnęły nieprzyjemnie do skóry.
Drżąc spojrzał w kierunku południowym, w stronę schodów prowadzących na dziedziniec.
Wszędzie zalegały głębokie cienie. W żadnym pokoju nie paliło się światło; słabe nocne lampy
na promenadzie były rozmieszczone co pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt stóp. Nocna mgiełka
jeszcze bardziej zaciemniała obraz, wijąc się wokół słupków podtrzymujących daszki ganków i
gęstniejąc we wnękach prowadzących do apartamentów. Ale Doyle był przekonany, że nikt nie
skrada się z tamtej strony.
Dwa apartamenty dalej, trzydzieści stóp na północ, inne skrzydło motelu łączyło się z tym, w
którym mieszkał Doyle, tworząc północno-wschodni narożnik dziedzińca. Ktokolwiek grzebał
przy drzwiach prowadzących do ich pokoju, mógł znalezć się tam w ciągu sekundy, znikając
błyskawicznie z pola widzenia... Alex wcisnął głowę w ramiona, by osłonić twarz, i wyjrzał
ostrożnie za róg budynku.
Nie znalazł tam niczego oprócz szeregu czerwonych drzwi, nocnej mgły, ciemności i mokrego
betonu. Niebieska żarówka paląca się przy skrzynce z przewodami elektrycznymi oznaczała
kolejne schody, prowadzące na niższy poziom, a dokładnie na parking, otaczający kompleks
budynków ze wszystkich stron.
Ostatni odcinek tarasu, na którym się znajdował, biegnący w kierunku północnym, był
również opustoszały, podobnie jak reszta wschodnio-zachodniego skrzydła drugiej kondygnacji.
Podszedł z powrotem do kutej z żelaza balustrady i spojrzał w dół, w kierunku basenu i jego
okolic. Ruszało się tam tylko to, co poddawało się sile wiatru i deszczu.
Nagle Alexa ogarnęło niesamowite uczucie, że jest sam nie tylko w tym konkretnym miejscu,
ale że jest w ogóle jedyną żywą duszą w całym motelu. Miał wrażenie, że wszystkie pokoje
świecą pustkami, łącznie z siedzibą właściciela, a całe to miejsce opuszczono w rezultacie a
może w oczekiwaniu jakiegoś ogromnego kataklizmu. Nieznośna cisza, zakłócona jedynie
odgłosem deszczu, i ponure betonowe korytarze zrodziły i stanowiły pożywkę dla tej dziwacznej
fantazji, aż stała się niepokojąco rzeczywista i nieco denerwująca. Nie pozwól, by znów odezwał
się w tobie ten przestraszony dzieciak, ostrzegł Doyle samego siebie. Jak na razie, idzie ci niezle.
Nie strać teraz zimnej krwi.
Po paru minutach obserwacji, w czasie których opierał się obiema dłońmi o metalową
balustradę, Doyle nabrał przekonania, że karłowate sosenki i starannie przycięte krzewy rosnące
na dziedzińcu nikogo nie kryją; widać było jedynie ich własne cienie.
Krzyżujące się promenady były ciche i puste.
We wszystkich oknach panowała ciemność. Pod pokrywą bębniącego deszczu i złowieszczych
krzyków burzowego wiatru trwała niczym nie zakłócona, grobowa cisza.
Przy balustradzie nie było żadnej osłony i Alex był teraz dokładnie przemoczony. Jego
koszula i spodnie przemiękły. Woda przedostała się nawet do butów i sprawiła, że skarpetki stały
się zimne i mokre. Na ramionach czuł gęsią skórkę, a ciałem wstrząsały niepohamowane
dreszcze. Ciekło mu z nosa, a oczy łzawiły od ciągłego wpatrywania się w deszcz i mgłę.
Pomimo to Doyle czuł się lepiej. Choć nie znalazł człowieka, który ich prześladował,
przynajmniej próbował stawić mu czoło. W końcu zdobył się na coś więcej niż unik. Mógł
pozostać w pokoju, pomimo oskarżycielskiego wzroku Colina, mógł dotrwać do końca nocy, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Gorzej być nie mośźe Katherine Parker
- Christie Agatha Niedziela na wsi
- Diana Palmer Hutton & Co 05 Desperado
- Amber Kell [Hellbourne 01] Lost And Found (pdf)
- Dav
- Book Two The Blackmailed Mother
- Anne of Green Gables
- Hot Nights 2 Seducing the Playboy Amanda Usen
- Hyde Christopher Zgromadzenie śÂwićÂtych
- Foster, Alan Dean Damned 02 The False Mirror
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jungheinrich.pev.pl