[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dopiero po jakimś czasie uświadomiła sobie, iż oboje wpatrują się w siebie
nawzajem.
- Widziałeś się z młodym Stallwayem?
- Widzę, że dzięki Sandy'emu jesteś na bieżąco. Zaczęła zaprzeczać.
- Sandy nie... - urwała, przypominając sobie, że Sandy rzeczywiście dał jej o
tym cynk. Nagle tknęło ją coś innego.
- Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? Czy Sandy... Tym razem to Max nie dał jej
dokończyć, zniżając
spojrzenie na kremową skórę jej szyi, widoczną w trójkątnym rozpięciu
kołnierza bluzki.
- Nie, Sandy nigdy by cię nie zdradził. Ci z policji stanowej są lojalni jak psy
gończe. Po prostu miałem przeczucie, że tu będziesz. To jakby... twoje miejsce.
Często tu pracujesz?
- Kiedy tylko mogę - odparła z zapałem. - Zawsze sprawia mi to przyjemność. I
rzadko ktoś mi tu przeszkadza - rzuciła mu gniewne spojrzenie, które postanowił
zignorować.
- Masz jakieś plany na wieczór?
Laura wzdrygnęła się. W chwili, gdy zaczęła się odprężać i cieszyć jego
obecnością, a przede wszystkim pomocą, on musiał wszystko zepsuć!
Postanowiła, że będzie stanowcza.
- Nie - odparła.
- Poszłabyś ze mną na kolację?
Przyszło jej na myśl, że pragnęłaby tego bardziej niż czegokolwiek. Musiała
jednak wytrwać przy swoim postanowieniu.
- Nie - zaprzeczyła ponownie.
Po raz pierwszy Max odpowiedział zniecierpliwieniem.
- Do diabła, Lauro! Nie sądzisz, że trochę przesadzasz?
- Nasza znajomość ma charakter zawodowy, Max. Już ci mówiłam, że nie mam
zwyczaju mieszać...
- Och, oszczędź mi wykładów - burknął, podrywając się gwałtownie. - Byłoby
mi przyjemnie zjeść z tobą kolację... a tobie ze mną. Cholernie dobrze o tym
wiesz! - Starał się mówić cicho, ale przebijający w jego głosie gniew był dla
Laury czymś zupełnie nowym.
Laura wpatrywała się w niego oniemiała. Wszystko, co powiedział, było
prawdą. Przyjemnie byłoby zjeść z nim kolację. Czego więc się bała? Po co ta
nieustępliwość? Odmówiła mu już tylko dla zasady. Czy miała rację?
Kiedy odezwał się znowu, mówił z napięciem i coraz głośniej. Błysk jego oczu
przeszył ją na wskroś, wywołując niepokojący dreszcz.
- Może jesteś piękna i utalentowana, ale zdrowego rozsądku masz mniej więcej
tyle, co ten dzieciak, którego bronię! Czasami mówisz jak bezpłciowa lalka. A
ja mam lepsze rzeczy do roboty...
Max skierował się ku wyjściu, gdzie jednym zwinnym ruchem złapał płaszcz i
teczkę, otworzył gwałtownie drzwi i wypadł przez nie jak burza. Zanim drzwi
zdążyły się zamknąć, jego już nie było.
Laura siedziała w odrętwieniu. Od czasu, kiedy przed tygodniem poznała Maksa
Kraiga, doświadczała całej gamy nowych, często niepojętych emocji. W końcu
polubiła go i zaczęła naprawdę szanować. A teraz prawdopodobnie zerwała
łączącą ich nić sympatii - na myśl o tym poczuła się niemal zdruzgotana.
Miły nastrój nagle prysł. Laurę ogarnęło przygnębienie, zupełnie niwecząc chęć
do pracy. Złościło ją wiele spraw, z którymi nie potrafiła się uporać. Zebrała
więc swoje rzeczy, włożyła płaszcz i opuściła bibliotekę niemal tak samo
pospiesznie, jak Max.
Tego wieczoru, kiedy siedziała skulona w rogu kanapy, z książką, pogrążyła się
w zadumie. Chciałaby wyjść z Maksem Kraigiem. Był miły, inteligentny i
przystojny. Dobrze pamiętała uniesienie, które przeżyła, gdy tulił ją do swego
silnego ciała i całował gorącymi wargami. I tego chciała doświadczyć jeszcze
raz.
Soboty Laura miała zazwyczaj zajęte i dzisiaj, na szczęście, nie było inaczej. Ze
zdumieniem jednak stwierdziła, że mimo nawału zajęć myśli o Maxwellu
Kraigu zdołały bez reszty opanować jej umysł. Sytuacji nie zmienił fakt, że
supermarket pochłonął większą niż zwykle część jej tygodniówki, jak również
skromnego czeku z opieki społecznej, należącego do pani Daniels, jej
gospodyni, dla której Laura zawsze robiła zakupy. Złapała się też na tym, że po-
pychając wózek między półkami, zastanawia się, co też Maxwell Kraig jadł na
kolację poprzedniego wieczoru i co sama by zamówiła, gdyby przyjęła jego za-
proszenie.
Mijając cztery ośnieżone przecznice dzielące ją od YMCA, gdzie uczyła gry w
tenisa „swoje dzieciaki", Laura próbowała sobie wyobrazić, co Maxwell Kraig
robi w wolnym czasie, żeby utrzymać się w formie. W końcu takiej świetnej,
wysportowanej sylwetki nie sposób uzyskać, przechadzając się tam i z
powrotem przed ławą przysięgłych!
Dwie przyjaciółki, z którymi zjadła lunch w barze sałatkowym obok kampusu,
też niewiele jej pomogły. Rozmawiały wyłącznie o trwającym procesie i olśnie-
wającym prawniku-obrońcy.
Spędzenie popołudnia na przeszukiwaniu stoisk z przecenioną w środku sezonu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony