[ Pobierz całość w formacie PDF ]

działa bez złych zamiarów, niezależnie od tego, co mówi prawo. Decyzja nie należy do mnie ani do Waszej
Wysokości, ale do tego, kto jest nad nami.
Podniosłem ręce w górę.
- Czekam na Twą decyzję.
Czekałem z nadzieją i w miarę jak mijały sekundy, moje zwątpienie rosło, zrozumiałem, że pomyliłem się i nigdy nie
zobaczę Laurie, nigdy nie będę szczęśliwy i niedługo skończy się moje życie.
Sala zadrżała. Zobaczyłem zdumioną twarz Imperatora i chciałem zobaczyć Opata, ale nie zdążyłem, bo sala
zniknęła, pochłonięta przez noc.
XX
Znałem już to uczucie - czerń dookoła i spadanie, tylko tym razem trwało dłużej i wcześniej wróciła mi świadomość.
- Dzień dobry, Laurie - powiedziałem mrugając oczami w nagłej jasności. Wyciągnęła dłonie z rękawic i zdjęła
siatkę z głowy. Odwróciła się w moją
stronę. Zaparło mi dech.
- Dziękuję za cud - powiedziałem. - Zdaje mi się, że ratowanie mnie weszło ci w nawyk.
Uśmiechnęła się krzywo.
- Tym razem nie dałeś nam wyboru.
60
Miała na sobie niebieską tunikę i luzną spódnicę, która ukrywała skromnie jej kształty, ale dobrzeje pamiętałem.
Moje ręce zwisały bezwładnie. Przypomniałem sobie, jak kiedyś trzymałem ją w objęciach. Gdybym miał kieszenie,
schowałbym ręce, ale w habicie nie ma kieszeni.
Odwróciłem twarz.
- O to mi właśnie chodziło. Gdzie jest Arcybiskup?
-- Nie możesz dzisiaj się z nim zobaczyć. Odpoczywa. Ostatnio zle się czuje. Może jutro albo pojutrze.
- Nie szkodzi.
Rozejrzałem się po pokoju. Był niewielkich rozmiarów, o miękkiej, gumowej podłodze, metalowych ścianach i
niskim metalowym suficie. Stały w nim różne urządzenia. Znałem połowę z nich.
- Jesteśmy oczywiście na statku Arcybiskupa-powiedziała Laurie. - Odbywa on właśnie jedną ze swoich
okresowych inspekcji. To oficjalny powód. Znajdujemy się na orbicie zbyt wysoko, by zagrażać Brancusi, a
równocześnie poza zasięgiem rakiet orbitalnych. Dlatego trudno było ustalić połączenie z salą sądową. Mało
brakowało, a nie złapalibyśmy ciebie. Nawet, kiedy już pociągnęłam, nie byłam pewna, czy mam ciebie i czy
dotrzesz tu żywy.
- Nie musiałaś tego robić - powiedziałem. - Mogłaś mnie tam zostawić.
- I pozwolić, żebyś wyjawił tajemnicę kamyka? Tego nie mogliśmy zrobić.
- A więc nie poznaliście jej? Pokręciła głową.
- Nielicho ryzykowałeś. Przecież nie mogłeś być pewien, czy Arcybiskup jest w to wmieszany i czy może cię
wyciągnąć.
- Nie byłem pewien. Ale prawie. Widziałem, że jest blisko Brancusi. Siller mi o tym powiedział, Sabatini też
wspomniał o tym Opatowi, ale przypomniałem sobie to dopiero, kiedy usiłowałem odgadnąć, kto może działać
anonimowo. Odrzuciłem wszystko i wszystkich i zostało mi tylko jedno - Kościół. Musiałaś pracować dla
Arcybiskupa i mieć to urządzenie, bo mogło udać ci się przedostać do starej twierdzy, w której trzymał mnie Sabatini,
ale nie dałabyś rady wydostać mnie stamtąd, kiedy zemdlałem, bez czegoś takiego.
Wskazałem ręką maszynę.
- I ta wiadomość do Falescu. Długo nie potrafiłem zrozumieć znaczenia tego kółeczka nad  i". Potem zdałem sobie
sprawę, że jest to symbol Kościoła, wasz znak.
- A jednak ryzykowałeś. - Zmarszczyła brwi. - Mogłeś się mylić albo Arcybiskup mógł zdecydować, że nie będzie się
do tego wtrącał. Wiesz, że nawet miał taki zamiar. Ujawnianie działalności i władzy Kościoła nie jest zgodne z jego
zasadami i polityką.
- Dlatego zorganizowałem to przedstawienie. Musiałem działać otwarcie i stanowczo. Inaczej nigdy by się nie
wtrącił. Nie ryzykowałem wiele. Moje życie liczyło się tylko dotąd, dopóki nie znałem odpowiedzi na pytania.
- Czy naprawdę rozszyfrowałeś kamyk, czy tylko blefowałeś?
- I tak, i tak - powiedziałem. - Mógłbym powiedzieć Imperatorowi wszystko, co wiem o krysztale i nic by mu z tego
nie przyszło. Nie pomoże też Arcybiskupowi, przynajmniej nie w taki sposób, jakiego się spodziewa. Wszystkie te
cierpienia i zgony były niepotrzebne.
- Och, Will! - krzyknęła. Oczy jej pociemniały.
Tak bardzo chciałem podbiec do niej i wziąć ją w ramiona, przytulić ją tak mocno, żeby już nigdy nie dosięgnął jej
smutek. Ale nie miałem prawa tego zrobić i bałem się, i pamięć o tym, co zaszło między nami, tkwiła jak mur wokół
mnie. Nie mogłem się ruszyć.
Zamiast tego, przyglądałem się przyrządowi, niemalże identycznemu jak ten w pokoju kontrolnym w Katedrze.
- Dziwne - powiedziałem - że ma tak duży zasięg.
- Arcybiskup ma do dyspozycji ekspertów i urządzenia z tysięcy światów. Zwiększono moc i wymieniono
uszkodzone części. Chyba tak miała działać ta maszyna. Tamta w Katedrze wykorzystuje tylko niewielką część
swej mocy.
Kiwnąłem głową.
- A inne?
- Też działają. Arcybiskup jest głową Kościoła, strażnikiem jego cudów. Obrazy, jakie potrafi wywoływać, są dziwne
i niezwykłe.
- I nie może pomóc rozdartej, krwawiącej galaktyce.
- To nie jest jego obowiązkiem - powiedziała cicho Laurie. - On ma strzec dziedzictwa ludzkości. Nie może tych
rzeczy rozdawać jak zabawki dzieciom. Są zbyt niebezpieczne. Pomyśl tylko, gdyby znalazły się w rękach ludzi
takich, jak Sabatini, Siller albo Imperator Brancusi.
- Może-wzruszyłem ramionami.-Może. Porozmawiam o tym z Arcybiskupem.
Chciała coś powiedzieć, ale nie zrobiła tego. Patrzyłem na nią z bólem serca.
- Laurie - powiedziałem. - Laurie. Podniosła głowę.
- Tak?
- Nic.
Milczeliśmy.
- Czym jest kamyk? - zapytała wreszcie. - Powiesz mi. Will?
- Za pewną cenę. Przyglądała mi się przez chwilę.
- Jaką?
- Powiem Arcybiskupowi. Nic wielkiego i nic złego. Ale powiem dopiero, kiedy go zobaczę.
Była zamyślona.
- Nie proś go o życie czy wolność. To bardzo dobry człowiek, i tak ci je da. Ale czy możesz teraz opowiedzieć o
kamyku?
Zawahałem się, bo wiedziałem, że mogę stracić jedyną rzecz, której pragnąłem - coś, co teraz miałem szansę
61
dostać.
- Jeśli obiecasz, że nie powtórzysz tego nikomu, nawet Arcybiskupowi, szczególnie Arcybiskupowi, dopóki nie
zawrę z nim umowy.
Podniosła wysoko głowę. Widziałem jej wspaniałą, białą szyję.
- Obiecuję.
- Nie powiem ci. - Posmutniała. - Sama zobaczysz. Przynieś kamyk. Odwróciła się i wyszła przez metalowe drzwi.
Zostałem sam. Jeszcze raz
dokładnie obejrzałem pokój. Zauważyłem metalowe płyty na każdej ze ścian. Podszedłem do jednej z nich,
odkręciłem śrubę i pokrywa odpadła. Okazało się, że była to okiennica. Wyjrzałem na aksamitne pole czerni z
błyszczącymi paciorkami ognia, iskrzącymi się niezliczoną ilością kolorów. Nie był to widok przerażającej
nieskończoności. Po prostu obrazek, bez głębi i odległości. Przestrzeń, której dosięgnąć można było ręką, klejnoty,
a za nimi rozległa, mglista poświata, jak gigantyczny most przez galaktykę, czekający na dotyk stopy olbrzyma. Ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony