[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie z nim odpowiednio porozmawiałem, a wiesz, jaki
potrafię być nieprzyjemny, kiedy... kiedy...
W głosie Diega dzwięczały złowróżbne tony. Mogła
sobie wyobrazić, jak ta rozmowa wyglądała.
 Wreszcie, przyciśnięty do muru, wyznał, że spadłaś
z urwiska i że on właśnie biegnie sprowadzić pomoc.
Wszystko już wtedy wiedziałem. Rzuciłem mu prosto
w twarz, że kłamie, i kazałem mu wracać. Nie chciałem go
brać ze sobą, bo kto wie, co mógłby ci zrobić nawet
w mojej obecności. On mógł... mógł... Nie, lepiej o tym nie
myśleć  otarł zroszone potem czoło.
Diego opowiedział też, jak to wreszcie przewiózł Susan
do szpitala, a lekarz po pierwszym badaniu nie dawał
wielkich nadziei na jej przeżycie.
 Nie możesz sobie nawet wyobrazić, jak się wtedy
czułem. Nie wolno mi było ciebie odwiedzać, dzwonić czy
posłać kwiatów. Szalałem z niepokoju, a nic nie mogłem
dla ciebie zrobić. Doktor zalecił absolutny spokój. Od tego
uzależniał wyniki leczenia. Szalałem z niepokoju. Teraz, z
perspektywy czasu, wydaje mi się, że były to dwa
najczarniejsze tygodnie w moim życiu, a gdy wychodziłaś
ze szpitala, nie mogłem nawet po ciebie przyjechać, bo
wezwano mnie na policję. Gomez chciał między innymi
wiedzieć, gdzie obecnie przebywa Alvaro. Nie zdradziłem
mu jednak tego, ze względu na pamięć o bracie. Postaraj się
zrozumieć... W każdym razie zmusiłem ich do przyrzeczenia,
że już się tutaj więcej nie pokażą. Mieszkają teraz
w Paryżu. Ja nadal będę wypłacał Sofii coś w rodzaju renty,
aby mogła beztrosko żyć. Zresztą jest to jedyna rzecz, na
której jej naprawdę zależy. Zrezygnowała z dzieci, Roberto i
Emilia byli dla niej zawsze ciężarem.
Długo przemyśliwałem nad tym, czy postępuję słusznie.
W końcu jednak zapytałem sam siebie, co by na moim
miejscu zrobił Jaime, i doszedłem do wniosku, że to samo.
Diego przerwał na chwilę, z wahaniem patrząc na Susan,
wreszcie zdobył się na odwagę:
 Susan, jeśli zdecydowałabyś się zostać, moglibyśmy
razem zacząć nowe życie. Bardzo bym chciał, żebyś została,
i to nie tylko z powodu dzieci... Przecież ja ... ciebie...
kocham...
 Kocham?  zawołała Susan z goryczą.  Cóż ty
wiesz o miłości!
Diego wpatrzył się w nią nierozumiejącym wzrokiem,
lecz widać było, że lada moment wybuchnie. Zbladł śmiertelnie,
ręce mu drżały.
Susan nie dała się zbić z tropu. Niech wie, co ona o nim
myśli!
 Niby tak bardzo kochałeś Jaime, a już w dzień po
pogrzebie spałeś z wdową po nim  natarła na niego
z furią.  A twoja miłość do Sofii była tak wielka, że nie
uznałeś za stosowne ożenić się z nią. Co prawda brat
w testamencie żądał, byś się z nią ożenił, ale na cóż ci był
akt ślubu? I tak miałeś to, czego pragnąłeś najbardziej:
czarną orchideę.
Podenerwowana zaczęła chodzić tam i z powrotem po
pokoju.
 Nie mów mi o miłości, słyszysz? Powiedz lepiej, że
żyłeś z Sofią z czystego poczucia obowiązku. Nie miałeś
nawet na tyle taktu, aby starać się zachować tajemnicę
przed dziećmi. Emilia zdążyła podsłuchać, że nie jesteś
zainteresowany małżeństwem z jej matką!
Oczy Diega zwęziły się w szparki. Nagle brutalnie
chwycił Susan za ramiona i potrząsnął.
 Ty chyba postradałaś zmysły!  wykrztusił z tru
dem.  Jak długo jeszcze będziesz krążyć po pokoju i ciskać
na moją głowę oskarżenia nie wiedząc, jak było naprawdę?
Susan umilkła oszołomiona.
 Czy zdajesz sobie sprawę, Susan, co powiedziałaś? A
ja, głupiec, wyrzucam sobie, że przez chwilę zwątpiłem w
ciebie!
 Nie powiesz mi chyba, że nie prowadziłeś fałszywej
gry z Sofią!  gorączkowo starała się uzasadnić swój
wybuch.
Diego opadł na fotel. Wyglądało na to, że zabrakło mu
powietrza. Z trudem zdołał się nieco uspokoić.
 Susan, usiądz na chwilę i wysłuchaj mnie  poprosił
zmęczonym głosem.
Susan nie zareagowała, pochyliła się tylko z powrotem
nad walizką.
Wzdrygnęła się na odgłos zamykanych drzwi. Już w tej
chwili żałowała, że tak się dała ponieść. Odszedł, to koniec.
A przecież go kochała, i to jak jeszcze! Po co mu zadała tyle
bólu? On pewnie i tak zrobi coś takiego, że będzie go
musiała znienawidzić, próbowała się usprawiedliwić sama
przed sobą. Mimo to ciężkie łzy stoczyły się po policzkach
dziewczyny.
Dlaczego miłość musi być taka trudna? Dlaczego zakochała
się w człowieku tego pokroju, który ją odpychał i
przyciągał jednocześnie?  Idz do niego, powiedz, jak bardzo
go kochasz", żądało serce.
Duma okazała się jednak silniejsza.
12
Otarła łzy, wyczerpana do reszty. Kolana uginały się pod
nią, gdy wróciła do pakowania. Nie pozostało jej nic innego,
tylko jak najszybciej wyjechać. Wróci do swoich, zacznie
nowe życie, a Diega skrupulatnie wykreśli z pamięci. Nie
będzie to łatwe, wiedziała aż za dobrze, lecz nowe
obowiązki, nowe znajomości, a przede wszystkim przyjaciele
pomogą jej zapomnieć.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos z impetem otwieranych
drzwi. Diego wpadł bez pukania trzymając w ręce doniczkę
z kwiatem.
Susan potrzebowała chwili czasu, aby wreszcie pojąć, po
czym rzuciła się oszołomiona ku niemu.
 Diego! Udało się! Czarna orchidea!  szepnęła
oczarowana.
W jednym momencie zapomniała o oskarżeniach i łzach
i jak urzeczona wpatrywała się w przepiękny kwiat,
przypominający kształtem łabędzia z rozpostartymi skrzydłami.
Ostrożnie dotknęła łabędziej szyjki, która mieniła się
kilkoma odcieniami czerwieni. Głowa i skrzydła tego
osobliwego łabędzia miały połysk czarnego aksamitu.
 Diego, możesz być z siebie dumny. Jest cudowna!
Nie odpowiedział, wpatrzony posępnym wzrokiem
w orchideę.
 Kiedy pomyślę, ile miałem z nią kłopotów... To ona
jest wszystkiemu winna... to przez nią tracę największą
miłość mego życia... Mam ochotę ją zniszczyć!
Uniósł rękę, lecz Susan już zdążyła zasłonić doniczkę
swoim ciałem.
 Nie. Diego, orchidea nie jest niczemu winna. To
my, ludzie, stwarzamy sobie problemy. Potrzebowałeś
wiele czasu, aby wyhodować tę wspaniałą odmianę. To coś
wyjątkowego, coś, co zostanie na zawsze. Byłoby grzechem
to zniszczyć. Jeśli to zrobisz, nigdy sobie tego nie wybaczysz!
Aż się zadyszała. Diego wpatrywał się w nią skonsternowany,
naraz jego twarz się rozjaśniła.
 Masz rację! Ta orchidea jest rzeczywiście czymś
szczególnym, i to nie tylko ze względu na swą urodę. Jest
częścią mnie samego.
Zaraz jednak spochmurniał na nowo.
 Susan  zaczął udręczonym głosem.  Zbyt wiele
od ciebie żądałem. Myślałem, że mnie zrozumiesz, lecz
teraz widzę, że moje racje nie były przekonujące. Proszę
cię, wysłuchaj mnie. Możesz się pakować lub robić coś
innego, ale pozwól mi mówić. Ja muszę...  zaciął się 
muszę to z siebie wyrzucić... Zresztą i tak nie wypuszczę
cię z tego pokoju, dopóki nie powiem ci wszystkiego,
absolutnie wszystkiego.
Na moment się zawahał, po czym rzekł zdradzającym
wewnętrzne rozdarcie głosem:
 Nie wiem, od czego zacząć. Nie chciałbym niczego
przemilczeć. Nawet... nawet jeśli zdecydujesz się mnie
opuścić, musisz znać całą prawdę...
Opadł ciężko na fotel. Susan usiadła na łóżku postanawiając
mu nie przerywać.
 Susan, nawet jeżeli w to nie możesz uwierzyć, mój
brat Jaime znaczył dla mnie bardzo wiele. Był moim
najlepszym przyjacielem, to chyba mówi samo za siebie.
Jego dzieci kocham jak swoje własne i bardzo mnie bolało,
gdy widziałem, jak Sofia je traktuje. Dla niej Roberto i
Emilia są tylko marionetkami, którymi z powodzeniem
można manipulować.
Gdy Sofia zawiadomiła mnie o śmierci mego brata,
przeżyłem szok, choć o wiele gorsze niż ta tragiczna
wiadomość wydawało mi się zachowanie Sofii. Była zimna
jak lód, nawet zapytywałem sam siebie, czy kiedykolwiek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony