[ Pobierz całość w formacie PDF ]

aby nie było DatAmerica i Francuzów, ale im dłużej o tym myślał, w tym większe
popadał przygnębienie.
 Nie jestem pewna, czy spodoba ci się to miejsce  powiedziała Arleigh.
 Dlaczego?
 Nie wyglądasz na takiego.
 Nie?
 Mogę się mylić. Wielu ludzi dobrze się bawi. Może jeśli uznasz to za wy-
rafinowany żart. . .
123
 Co to za miejsce?
 Klub. Restauracja. Ekskluzywna. Gdybyśmy pojawili się tam bez Blac-
kwella, wątpię, czy by nas wpuścili. A nawet czy przyznaliby, że to tam jest.
Laney przypomniał sobie tę japońską restaurację w Brentwood, do której za-
brała go kiedyś Kathy. Nie stylizowaną na japońską, ale otwartą i prowadzoną
przez Japończyków. Urządzoną w stylu jakiegoś wschodnioeuropejskiego miasta.
Ozdobiono ją sztuką ludową tego kraju, a cały personel nosił ubrania robocze albo
metalicznie szare więzienne stroje i wielkie czarne buciory. Wszyscy mężczyzni
mieli włosy wysoko podgolone na skroniach, a kobiety grube warkocze, zwinię-
te jak kręgi sera. W menu Laney znalazł wszelkie rodzaje kiełbasek, najmniej-
szych, jakie kiedykolwiek widział, oraz kiszoną kapustę. Jedzenie miało dość ni-
jaki smak, ale może o to chodziło. A potem pojechali do jej apartamentu, urzą-
dzonego jak luksusowa wersja Klatki w Slitscanie. To też nie wypaliło i czasem
zastanawiał się, czy nie dlatego tak się wściekała, kiedy skorzystał z propozycji
 Braku kontroli .
 Laney?
 Przepraszam. To miejsce. . . czy Rez je lubi?
Zatrzymali się obok gęstego lasu czarnych parasoli, czekającego, by przejść
przez skrzyżowanie.
 Myślę, że po prostu lubi tam rozmyślać.
* * *
 Western World zajmował dwa najwyższe piętra budynku, który nie całkiem
przetrwał trzęsienie ziemi. Yamazaki powiedziałby, że uosabiał reakcję na szok
i pózniejszą rekonstrukcję. W ciągu kilku dni (niektórzy mówili o godzinach)
po katastrofie, w dawnych pomieszczeniach firmy pośredniczącej w uzyskiwaniu
członkostwa klubu golfowego, powstał zaimprowizowany bar i dyskoteka. Budy-
nek, uznany za zagrożony, został zamknięty przez ekipę remontową, ale można
było do niego wejść przez podziemne kondygnacje. Każdy, kto zechciał pokonać
jedenaście pięter lekko popękanych betonowych schodów, znajdował  Western
World  dziwaczną i nietypową (choć, jak mówili niektórzy, zagadkowo zde-
cydowaną) odpowiedz na ruchy górotwórcze, które tak niedawno zabiły osiem-
dziesiąt sześć tysięcy z trzydziestu sześciu milionów mieszkańców tego regionu.
Belgijski dziennikarz, usiłujący opisać to zjawisko, twierdził, że przypomina po-
łączenie nieustannego masowego odpustu z obchodami tuzina różnych subkultur
nieznanych przed trzęsieniem ziemi, czarnorynkowymi kawiarniami okupowane-
go Paryża i potańcówką namalowaną przez Goyę. (Zakładając, że Goya byłby
124
Japończykiem i palił czystą metamfetaminę, która obok niezliczonych gatunków
alkoholi była główną specjalnością lokalu w początkach istnienia  Western Worl-
du ). Belg twierdził, że wyglądało to tak, jakby miasto, w konwulsjach i bólu,
spontanicznie stworzyło ten ukryty mikrowszechświat duszy, którego nieliczne
ocalałe okna pomalowano czarną gumowaną farbą do akwarium. Nie było przez
nie widać zrujnowanego miasta. Zanim wokół rozpoczęto odbudowę, klub już stał
się częścią historii Tokio, tajemnicą poliszynela i legendą.
Teraz jednak, wyjaśniała Arleigh, gdy wchodzili na pierwsze z jedenastu pię-
ter schodów, lokal ma zdecydowanie komercyjny charakter, a uszkodzony budy-
nek zawdzięcza swe istnienie obecności nie licencjonowanego klubu, będącego
jego jedynym lokatorem. Ten brak licencji budził jej poważne wątpliwości.
 Tutaj rzadko przymyka się oko na takie rzeczy  mówiła.  Wszyscy
wiedzą, że  Western World tu jest. Myślę, że zawarli bardzo cichą umowę, po-
zwalającą im działać tak, jakby nadal nie mieli licencji. Ponieważ ludzie płacą
właśnie za to.
 Kto jest właścicielem budynku?  zapytał Laney, patrząc, jak Blackwell
unosi się na schodach przed nimi. Jego ramiona w matowoczarnej pelerynie wy-
glądały jak dwa połcie wołowiny w pogrzebowym stroju. Klatka schodowa była
dobrze oświetlona nieregularnymi zwojami słabo świecącego, bioluminescencyj-
nego kabla.
 Wieść niesie, że jedna z dwóch grup, które nie mogą dojść do porozumie-
nia, kto jest właścicielem hotelu.
 Mafia?
 Jej miejscowy odpowiednik, ale w dużym przybliżeniu. Przed trzęsieniem
ziemi tutejsze stosunki własnościowe były bardzo skomplikowane  teraz są po
prostu niepojęte.
Lancy, zerkając pod nogi, gdy przechodzili pod jedną ze świecących pętli, za-
uważył na stopniach zastygłe strużki czegoś, co przypominało zielonkawy bursz-
tyn.
 Na tych schodach coś jest. . .  zaczął
 Uryna  powiedziała Arleigh.
 Uryna?
 Zestalony, biologicznie obojętny mocz.
Laney w milczeniu pokonał kilka następnych stopni. Zaczęły go boleć łydki.
Mocz?
 Po trzęsieniu ziemi nie działała kanalizacja  wyjaśniła.  Nie można
było korzystać z toalet. Ludzie zaczęli załatwiać się na schodach. Okropne czasy,
chociaż niektórzy wspominają je z nostalgią.
 Zestalony?
 Mają tu taki środek w proszku jak zupa błyskawiczna. Jakiś rodzaj enzymu.
Sprzedają go głównie matkom małych dzieci. Jeśli dzieciak chce siusiu, a w po-
125
bliżu nie ma toalety, może sikać do papierowego kubka albo pustego kartonu po
soku. Potem wsypują do tego zawartość niewielkiej torebki i  bach!  już się
zestalił. Ekologicznie, czysto, higienicznie. Wrzucają to do śmietnika i mają gruz
pod nową wyspę.
Minęli kolejną pętlę przewodu i Laney dostrzegł miniaturowe stalaktyty, zwi-
sające z krawędzi stopnia.
 Używali tego. . .
 Często. Cały czas. W końcu musieli zacząć odpiłowywać. . .
 I nadal?. . .
 Jasne, że nie. Chociaż pozostawili tę Grotę.
Następny rząd stopni. Kolejna pętla niesamowitego, podwodnego światła.
 A co zrobili z odpiłowanymi kawałkami?  zapytał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony