[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie zobaczyła mojej miny.
Radiowóz zaparkował pod szpitalem, poszłam do
wejścia i pomachałam siedzącej w samochodzie
policjantce. Kiedy odjechała, przyszła mi do głowy
szalona myśl. Czy gdybym nie mogła zarabiać
odnajdywaniem ciał, nadawałabym się na policjantkę?
Zastanawiałam się, czy przeszłabym testy
sprawnościowe. Rzadko miewałam problemy z nogą, ale
od czasu do czasu jednak mi dokuczała. Dręczyły mnie
też koszmarne bóle głowy. Te dolegliwości pewnie
wykluczały w moim przypadku karierę w szeregach
stróżów prawa. Potrząsnęłam głową i zobaczyłam ten
ruch odbijający się w lśniących powierzchniach ścian
windy. Co za głupoty przychodzą mi na myśl.
Przeszłam na palcach przez korytarz i ostrożnie
otworzyłam drzwi do sali Tollivera. W pomieszczeniu
panował mrok. Jedyne światło sączyło się przez szczelinę
otwartych drzwi łazienkowych.
 Harper? To ty?  mruknął Tolliver, rozespany.
 Tak, ja. Stęskniłam się  szepnęłam.
 Chodz do mnie.
Podeszłam do łóżka i zzułam buty.
 Zdrzemnę się na fotelu  wyszemrałam.  Idz
spać.
 Chodz do mnie, tylko z tej zdrowej strony.
 Będzie ci niewygodnie, łóżko jest wąskie.
 Chodz, chodz. Wolę się tłoczyć z tobą niż
mieszkać w pałacach bez ciebie.
Poczułam łzy spływające po policzkach i
zdławiłam szloch.
 Co się stało?  Objął mnie zaniepokojony.
Położyłam się na boku, żeby zająć jak najmniej
miejsca.
 Nic, nic. Teraz śpij. Nie chciałam być po prostu
sama.
 Ja też.  Zasnął niemal natychmiast. Mnie
zajęło to ledwie kilka minut.
Pielęgniarka, która przyszła o wpół do szóstej,
była zaskoczona, znajdując mnie w łóżku Tollivera.
Upewniwszy się, że oboje jesteśmy ubrani i że pacjent
nie uraził ramienia, rozpogodziła się.
Tolliver wyglądał lepiej w porannym świetle.
Jego obecność miała dobroczynny wpływ także
na mnie. Czułam się dużo pewniej. Odczekawszy, aż
skończymy poranne ablucje oraz zje śniadanie,
opowiedziałam mu o wczorajszym wieczorze.
 Muszę stąd natychmiast wyjść!  zareagował
gwałtownie i zaczął wstawać.
 Absolutnie!  powstrzymałam go ostro. 
Nigdzie się stąd nie ruszysz. Tu jesteś bezpieczny. Poza
tym to lekarz zdecyduje, kiedy cię wypuścić.
 Grozi ci niebezpieczeństwo, maleńka.
Musimy ci znalezć jakieś bezpieczne miejsce. 
Na szczęście porzucił myśl o natychmiastowym wypisie,
głównie chyba dlatego, że jego zryw skończył się
osłabieniem i potami.
 Brzmi niezle  oceniłam.  Z tym że nie mam
pomysłu na tego rodzaju miejsce.
 Mogłabyś wyjechać  rzucił bez zastanowienia.
 Wrócić do mieszkania w St.
Louis.
 I zostawić cię tu w tym stanie? Chyba żartujesz.
 Mogłabyś wyjechać z kraju.  Jasne, polecieć
sobie na wycieczkę do Europy za ciężko zarobione
pieniądze, bo jakiś wariat strzela do ludzi wokół mnie.
 Ktoś ci groził śmiercią  rzekł Tolliver z
naciskiem, jakbym była niedorozwinięta lub przygłucha.
 Wiem  odwzorowałam jego ton. Spojrzał na
mnie spode łba.  A poważnie, wydaje mi się, że ktoś
próbuje mnie tylko nastraszyć.
Sam pomyśl, najpierw ty zostałeś ranny, potem
ten biedny detektyw. Skoro napastnik tak dobrze sobie
radzi z bronią, równie łatwo mógłby trafić mnie. Trudno
uwierzyć, żebym aż dwa razy miała takie szczęście.
Dlatego uważam, że raczej chce mnie wystraszyć.
 Ten sposób straszenia nie wydaje mi się jakoś
lepszy od autentycznych morderczych zamiarów. 
Tolliver wskazał wymownie na łóżko szpitalne.
 No, masz rację.  Znalezliśmy się w patowej
sytuacji.
Po chwili do sali wszedł doktor Spradling i zaczął
zadawać Tolliverowi typowe pytania. Z jego słów
wynikało, że niebezpieczeństwo już minęło i Tolliver
mógłby wyjść, zakładając, że ktoś się nim zajmie.
Podniosłam rękę na znak, że ja jestem tą osobą.
 A co z podróżowaniem?  zapytałam.
 Samochodem?  Tak.
 Nie wcześniej niż za dwa dni. Zastanawiam się
nad kroplówką z antybiotykiem, ale jeśli obieca pani, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony