[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomimo alkoholowych skłonności, je\eli zdołałaś sobą zainteresować
stuprocentowego d\entelmena. Pedro to ktoś! Nie zauwa\yłam u niego tak modnych
dziś chorych ambicji. Jako prawdziwy mę\czyzna nie boi się zagro\enia swojej
męsko-
91
ści. Nie siedzi na niej jak wylękniona kwoka na jaju. Ma co do niej pewność.
Mo\e być tym, kim chce, pozostając tym, kim jest. Dlatego właśnie jest moją
dzienną pokojówką.
Kwestia serca, kwestia pamięci
Słuchając księ\nej, czułam się tak, jakby w moje ciało od góry, poprzez
odkorkowaną głowę, wsypywano kostki lodu. Takie jak do zwalającego z nóg drinka.
Ich chłód stopniowo rozlewał się po mięśniach. Miało to chyba znieczulający
efekt, poniewa\ znikało łupanie w skroniach, ból między uszami, suchość ust i
inne przykre dolegliwości charakterystyczne dla kaca. Klin klinem. Za to
zalewała mnie nagła krew. Odnajdowałam w sobie dogłębne poczucie sprawiedliwości
społecznej. Dotychczas nie przypuszczałam, \e je w sobie noszę.
- Proszę przestać! - przerwałam księ\nej. - Pani nie ma serca, proszę! Pani nie
ma ludzkich uczuć! Nie zamierzam więcej mówić do pani  księ\no"! Kategorycznie!
Pani nie wolno traktować w ten sposób człowieka! Dlatego \e nie ma pracy, domu?!
śe jest skazany na pani łaskę?! On posiada wra\liwą duszę i płeć! Od Boga ją ma!
Niezale\nie od poziomu bezrobocia w kraju! On nie reaguje na wskazniki giełdowe,
tylko na ludzkie odruchy. Pani serce jest... zimne jak lód.
Z tym lodem skojarzyło mi się, poniewa\ mną samą trzęsły dreszcze mimo
słonecznego dnia za szeroko otwartymi drzwiami na balkon. Z emocji. Zdałam sobie
nagle sprawę, \e ta kobieta jest niebezpieczniejsza, ni\ sądziłam. Mo\e odebrać
mi Pedra nieodwracalnie. Gdyby\ tylko był jej utrzymankiem, Chryste! Nie byłoby
w tym nic strasznego. Potrafiłabym o niego walczyć. Ale co pocznę, gdy ona
zamieni go w hybrydę bez płci i godności?
Odwróciła ode mnie wzrok. Patrząc w okno, uśmiechała się pod nosem - lekcewa\ąco,
acz w dobrym tonie. Stara arystokracja umie godzić ogień z wodą, co bywa
dra\niące.
- Nic tu po pani wielkopańskim dystansie! Ja powiem swoje!
92
Niech pani się nie wydaje, proszę, \e mając pieniądze, mo\na sobie pozwolić na
wszystko. Na zachcianki! śe mo\na kupić człowieka! Mnie pani nie kupi! Mnie nie!
Zawsze będę wolna i niezale\na! Nawet je\eli nadal nie będzie podwy\ek w
oświacie! A to znaczy, \e nie pozwolę pani uczynić z Pedra swojej maskotki. Nie
będzie go pani poklepywała po policzku, kiedy pani wygodnie! Nie będzie go pani
traktowała jak swojego tresowanego niedzwiadka. Nie zasługuje na to! Nie
usprawiedliwia pani fakt, \e on jest jakimś cholernym bezwolnym, apatycznym...
Ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się w furii. Za mną stał Pedro,
trzymając w wyciągniętych ramionach tęczowo opalizujący stosik. Moje ubranie.
- Dziękuję ci za obronę, ale nie krzycz - powiedział z uśmiechem. - Nie masz
racji. Poza tym księ\na pani raczyła odłączyć aparat słuchowy.
Podeszłam bli\ej wózka, przyglądając się z niedowierzaniem. Rzeczywiście.
Księ\na bawiła się wyciągniętą końcówką słuchawek, nawijając ją na po\ółkły
chudy palec. Spojrzała na mnie, gdy się zbli\yłam, ale zareagowała na ruch, nie
na dzwięk moich bosych stóp klaszczących o wyfroterowany do połysku parkiet.
- Nie słyszy? - zwróciłam się z wściekłością do Pedra. -Więc czego się jeszcze
boisz? Dlaczego  księ\na pani raczyła"? Dlaczego nie powiesz wprost  stara
wariatka nie słyszy"?
- Poniewa\ mówię to, co myślę. A nigdy nie myślę o księ\nej per  stara wariatka".
- Upodliła cię, a ciebie nie stać nawet na bunt? Zawodzę się na tobie co krok,
Pedro. Co ja tu robię? Po co w ogóle wczoraj ruszałam się z domu? Dla kogo?
Pedro rzucił mi ubranie, więc musiałam je złapać, co wytrąciło mnie na moment z
dumnej pozy. Ale nie mogłam pozwolić, \eby moja najlepsza bordowa bluzeczka
walała się po byle ksią\ęcym parkiecie. Aapiąc ją, poślizgnęłam się, więc
przerwałam przemowę, albowiem moralista mający kłopoty z utrzymaniem równowagi
nara\a się na śmieszność.
- Bierzesz mnie za kogo innego - powiedział Pedro. - Ja nie jestem tutaj lokajem,
który pluje do wazy z zupą, kiedy państwo nie widzą. Pracuję u księ\nej,
poniewa\ ją lubię, a ona mi
93
pomaga. Ja pomagam jej, a ona lubi etykietę. W ten sposób
wszystko się zgadza.
Stanęłam przed księ\ną, a gdy znów spojrzała na mnie, odezwałam się z mściwym
uśmiechem - do Pedra, ale tak, \eby ona
to widziała:
- Tylko \e oboje wyglądacie teraz jak Pałac Zimowy po salwie z  Aurory".
śałośnie. Głupio jak sanki.
- Nie wysilaj się - powiedział Pedro. - Ona nie czyta z ruchu warg. Nie rozumie
cię. A poza tym, co ci zawiniły sanki? Chodz, powiem ci, czego nie wiesz.
Wziął mnie pod ramię i pociągnął stanowczo za sobą. Zdą\yłam jeszcze wykręcić
głowę i na po\egnanie zrobić coś, co księ\na na pewno zrozumiała. Pokazałam jej
język.
Pedro wprowadził mnie do sypialni, w której się obudziłam. Idąc obok niego,
wyczuwałam przez nocną koszulę, prawie na nagiej skórze, jego muskularne ciało,
a przecie\ nie mogłam opędzić się od jego widoku w białym fartuszki i czepku, z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony