[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dziwne!  zawołał.  Czy wyobraża sobie pani, że jestem ludożercą?
Proszę być spokojną, nie ukarałem go wcale. Ja również uważam, że należy
być sprawiedliwym. I doszedłem do wniosku, że Robin w tym wypadku nie
ponosił właściwie największej winy. A czy domyśla się pani, kto ją ponosił?
 Nie  odrzekła.
 Nie sądziłem  rzucił.  Otóż badając skrupulatnie po nitce do kłębka,
doszedłem ostatecznie do zródła zdarzenia. Odkryłem je niestety u ... okien
pani.
 Co?  wykrzyknęła, nie kryjąc zdumienia.
 U okien pani  powtórzył Dick.  Za wiele mu pani okazała
grzeczności. Ale to wrodzona pani cecha, pani psuje po prostu swych
wszystkich znajomków.  Obrócił się do niej i spojrzał jej w twarz.  A
rezultat jest taki, że Robin, nie krępowany żadnymi względami, nie liczący się
z zasadami, jak człowiek normalny, wyleguje się godzinami na zabronionym
mu miejscu, myśląc tylko o tym, by ujrzeć choć cień swej uroczej bogdanki.
Przychwycony na tym wszystkim i złajany przez Jacka, rzucił się do obrony i
stąd też wynikło następne zdarzenie. Jego tajemnica i tło są zupełnie jasne.
 Biedny chłopiec!  krzyknęła Julia.  Ale Jack, moim zdaniem,
popełnił niedorzeczność. Przecież mógł mu okazać trochę względów.
 Mój brat słynie z tego, że popełnia głupstewka. A o ile jest wyrozumiały,
to tylko dla siebie.
 Pan zaś za wszystkich ponosi konsekwencje? To naprawdę jest przykre
 odrzekła współczująco.
 Przywykłem do tego  zaśmiał się Green.  Ale jak się pani wiedzie?
Czy zadowolona z posady i pobytu na dworze?
Zaśmiała się również.
 Nie mogę się użalać. Na razie są dla mnie ogromnie uprzejmi.
 Doprawdy, to zupełnie nie w ich stylu. Czy to jeszcze okres próbny?
 Jutro się kończy  odrzekła krótko.
 I zamierza pani zostać, rzecz naturalna?
Spojrzała mu w oczy.
 Pan by tego nie chciał?
 Powiedziałem już pani, co myślę o sprawie.
Błyskawica ponownie rozdarła chmury, zaś Julia z przestrachu wstrzymała
oddech. Momentalnie wystrzelił gwałtowny grzmot, tak bliski i donośny, że
odczuli jego huk, jakby dobył się z ziemi.
Usiłowała na oślep rzucić się naprzód, ale Dick ją zatrzymał w jej nagłym
rozpędzie.
 Lepiej nie próbować  powiedział spokojnie  Zaszkodzi pani nodze.
Deszczu jeszcze nie ma, a nie sądzę, żeby pani bała się piorunów.
Zaśmiała się sztucznie.
 Nie powiedziałabym tego  wtrąciła nerwowo.  Boję się błyskawic.
Och, na Boga!  Widział pan teraz?
Przez niebo przeleciał ognisty zygzak, zaś Julia drgnęła i na przekór swej
woli ponownie przystanęła pośrodku drogi.
 Chciała nas połknąć  zaśmiał się Dick, ale słowa pochłonął jeszcze
gwałtowniejszy niż poprzedni wybuch piorunu. Julia odruchowo wyciągnęła
ręce, zaś on bez namysłu pochwycił je silnie i zamknął w dłoni.
Huk się potoczył, ogłuchł w oddali, ale niebo pokryło się jeszcze głębszą
czernią. O ziemię i trawę uderzyły z rozmachem olbrzymie krople.
 Szybko!  gwałtownie nagliła Julia.  Nie dostaniemy się do dworu,
to już teraz niemożliwe. Schrońmy się na razie w altanie przy bramie!
Skręcili na drogę, która wiodła przez gąszcza. Powietrze napełniło się
chrzęstem deszczu, od morza potoczył się ostry wiatr. Julia z uporem parła
naprzód. Wśród błysków i gromów, które nie ustawały już teraz, stwarzając
jakby serię przenikających się wstrząsów, dotarli po chwili do stopni altany.
 Nareszcie!  bez tchu wyjąkała Julia.
Potknęła się lekko na progu altany, ale Dick bez namysłu otworzył ramiona.
Zaniósł ją prawie do wnętrza. W głębi zalegały zupełne ciemności. Julia
stanęła bez tchu, jeszcze ciągle wstrząśnięta i pełna niepokoju.
 Boli panią noga?  zapytał troskliwie.
 Nie  odparła.  Ale boję się strasznie, umieram ze strachu.  Mogło
się wydawać, że za chwilę zapłacze.
Trzymał ją nadal w objęciach. Zacisnął je nawet, by jej dodać pewności,
przygarnął ją bliżej, prawie tuż koło piersi, ale siedział milczący, nie mówił
słowa.
Ulewa szalała, jakby rozwarło się niebo. Nawet zaczął padać grad. Aomot
deszczu, który zatracił swe wodze, przerażał jeszcze silniej, niż odgłos
piorunów.
Julia drżała, przymknęła oczy. Obie jej ręce spoczęły kurczowo na piersi
Dicka. Słyszała wyraznie, jak uderza mu serce. Zdawało im się teraz, że
stanowią jakby jądro tych dziwnie rozhukanych nieposkromionych żywiołów,
które w głębi swego wnętrza, nieprawdopodobnie odległego od ich warstwy
zewnętrznej, skupiły i ukryły. Siedzieli bez ruchu, nie mogąc się przemóc, by
wydobyć z siebie głos.
W tym dziwnie niepojętym, nadzmysłowym zapamiętaniu, nie spostrzegli
nawet, że burza tymczasem osłabła i minęła. Julia to odczuła, jakby cud
wyzwolenia. Gdy ocknęła się nagle, pierwsza podbiegła ku drzwiom altany i
wybuchnęła radośnie:
 Minęło, panie Dicku, nawet deszcz już nie pada. Ale zmęczyłam pana [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony