[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do skóry. W rzeczywistości to kwestia taktyki wyjaśnił nadymając się.
Taktyki?
Postąpiliśmy zgodnie z racją stanu.
To znaczy nic nie zrobiliście? zapytałem szyderczo.
No właśnie. Nic nie zrobiliśmy odparł spokojnie Piter.
67
I przez was starzyk. . .
Nie ma się co roztkliwiać mruknął Piter. Nie mogliśmy nic zrobić,
rozumiesz?
Nie.
Widzę, że masz poważne braki w wyszkoleniu politycznym, bracie
skrzywił się Piter. Widzisz, nie jesteśmy tu na wycieczce i nie działamy ja-
ko prywatni ludzie, ale jako funkcjonariusze związku.
Więc skoro występujecie jako funkcjonariusze, to wolno wam kłamać,
i tchórzyć, i milczeć, i pozwalać na zło, i patrzeć obojętnie choćby się zarzynali. . .
Mięczak jesteś i nie rozumiesz najprostszych rzeczy uśmiechnął się po-
błażliwie Czarny Piter. Jesteśmy członkami związku Matusów i dobro związ-
ku Matusów jest naszym najwyższym prawem. Otóż to właśnie dobro wymagało,
żebyśmy w tym wypadku zachowali zupełną neutralność i nie wtrącali się do tej
niewątpliwie przykrej i pożałowania godnej sceny.
Nie rozumiem.
Naszym zadaniem jest odstawić cię jak najszybciej całego i zdrowego do
kwatery głównej. Nie mogliśmy więc demaskować się przed starzykiem. Starzyk
pokrzyżowałby nasze plany. . .
Zgodziliście się więc z zimną krwią, żeby Inocynt i starzyk. . . zacząłem
oburzony, ale Piter uciął szybko:
Starzyk i Inocynt nie należą do naszego związku i nie możemy kierować
się dobrem starzyka i Inocynta. Liczy się tylko związek.
Wszystko dla związku! rzucił jak hasło Kwiczoł i spojrzał gdzieś wyso-
ko ponad moją głowę taka jest moja doktryna.
A co poza związkiem jest mniej ważne.
Bardzo mało ważne.
Prawie zupełnie nieważne.
Nieważne i raczej niedobre.
Powiedzmy otwarcie: złe! Nie może być dobre skoro nie pomaga związko-
wi.
Cóż dopiero kiedy mu przeszkadza!
Starzyk i Inocynt przeszkadzają związkowi.
A zatem są zli.
Precz ze starzykami i Inocyntami!
Niech lepiej ustępują nam z drogi!
Wszyscy, którzy nie są z nami muszą ustąpić!
I przegrać!
A jeśli się będą stawiać, podepczemy ich!
Zmiażdżymy!
Spłaszczymy! Zapamiętaj to sobie, bracie!
Musisz to sobie dobrze wbić do głowy!
68
Patrzyłem na nich przerażony. Mówili jakby w natchnieniu. Coraz szybciej
i głośniej, jakby rozpalały ich własne słowa. Oczy błyskały im niebezpiecznie.
Nie! zawołałem. Nie zgadzam się na to! Nie chcę!
Wytrąciłem ich z transu. Umilkli zaskoczeni i jakby nieco zawstydzeni, że dali
się ponieść szlachetnemu zapałowi związkowemu.
Co powiedziałeś? zapytał Czarny Piter przybierając z powrotem urzę-
dowy ton.
Ja nie chcę zasapałem.
Za pózno powiedział Piter z pogardliwym uśmiechem. Teraz już nie
ma znaczenia, czy chcesz czy nie chcesz. Trzeba było wcześniej się zastanowić.
Uruchomiłeś już naszą maszynę organizacyjną i wszedłeś w tryby. . .
W tryby?
Tak. A tryby obracają się tylko w jedną stronę. Kogo raz wciągną, nie
puszczą. . . Teraz już nie masz wyjścia, bracie. Albo zostaniesz kółkiem naszej
maszyny organizacyjnej, albo maszyna sprasuje cię na placek.
Co tam placek mruknął Kwiczoł obawiam się, że może sprasować
cię jeszcze bardziej płasko. Powiedzmy jak. . .
Jak stary podkoszulek uśmiechnął się Czarny Piter.
Zrobiło mi się raczej nieprzyjemnie i coś jakby dreszcz przeszedł mi po
grzbiecie. Nie przypuszczałem, że tryby maszyny organizacyjnej mogą być tak
niebezpieczne. W ogóle nie myślałem o maszynie organizacyjnej kiedy podejmo-
wałem moją decyzję. I znów ogarnęły mnie poważne wątpliwości, czy dobrze zro-
biłem przystępując do Matusów i wyrzekając się mojej pozycji wolnego strzelca.
To prawda, że jak dowiodły ostatnie wypadki była ona okropnie niewygodna
i trudna do utrzymania, może jednak z dwojga złego już lepiej byłoby zgodzić się
na niewygody niż dostać w tryby maszyny organizacyjnej. Niestety, nie byłem już
panem własnej woli. Poczułem brutalne szarpnięcie.
Wstawaj, mały, chyba wytłumaczyliśmy ci dokładnie, że twój opór nie ma
sensu usłyszałem głos Pitra.
Nie poruszyłem się. Niech mnie biorą siłą.
Widziałeś? zdenerwował się Piter. Rozkleił nam się, mięczak.
Tak, rozmiękł zupełnie przytaknął Kwiczoł.
Nie będziemy czekać aż stwardnieje. Bierz mięczaka, Kwiczoł.
Podnieśli mnie i sapiąc wygramolili się ze studzienki. Pozwoliłem się nieść
i nie stawiałem czynnego oporu. Na razie nie ma sensu się rzucać, skoro jestem
w trybach silniejszej maszyny. Ale to wcale nie znaczy, że pogodziłem się z lo-
sem i przegrałem. O, bynajmniej. Potrafię chyba w końcu wygrać z maszyną.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Amy Lane Little Goddess 03 Bound
- Dz.U.10.109.719
- ustawa o systemie ośÂwiaty
- Jeffrey Lord Blade 20 Guardians of the Coral Throne
- Chobsky, Stephen The Perks of Being a Wallflower
- Antologia SF StaśÂo sić jutro 8 Zwikiewicz Wiktor
- Jeffrey D. Kooistra Dykstra's War
- TTAnalyze A Tool for Analyzing Malware
- Crews Caitlin Droga do Rzymu
- Anne of Green Gables
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aircar.opx.pl