[ Pobierz całość w formacie PDF ]

włosów. Na jego łysinie i twarzy lśnił pot.
 No có\, wiem, \e nadciąga tu tłum, by spalić gospodę, jeśli nie uczyni tego wcześniej
wasza pani!
Strona 50
Green Roland - Conan mę\ny
Conan i Raihna zaklęli równocześnie. Dessa dorzuciła kilka złośliwych \artów na temat
odwagi niektórych mę\czyzn.
 Gdyby nie to, \e twoi ludzie mają tyle kura\u co wszy, nikt nie dowiedziałby się o tym, co
tu robimy  rzuciła oschle Raihna.  Będę przeklęta, jeśli pozwolę, by praca mojej pani poszła
na marne.
Jej dłoń przesunęła się w kierunku rękojeści miecza, ale Conan nie pozwolił jej go dobyć.
 Nie ma powodu, by robić szkodę temu człowiekowi. On nas ostrzegł.
 To nas nie uratuje, jeśli tłum otoczy gospodę nim zdołamy uciec  odpowiedziała
wojowniczka.
 Nie, ale nasz przyjaciel mo\e nam pomóc.  Conan zwrócił się do gospodarza.  Wątpię,
by w tej gospodzie nie było jakichś kryjówek czy sekretnych wyjść. Powstrzymaj tłum, a\ Illyana
skończy to, co ma do zrobienia, pozwól nam u\yć sekretnego wyjścia, a sprawimy, \e będzie
wyglądało jakbyśmy trzymali cię siłą. Jeśli pomyślą, \e się nas bałeś&
 Oni pomyślą, co zechcą  burknął mę\czyzna.  Nie wiem, czemu to robię. Naprawdę
nie wiem.
 Bo jesteś na tyle dzielny, by nie zdradzić swych gości, albo na tyle tchórzliwy, by nie
ryzykować poder\niętego gardła  powiedziała Raihna.  Nie dbam o to. Ruszaj na dół i rób
swoje, a my skończymy, co skończyć musimy!
 Tak, i przygotuj nieco jadła  dodał Conan.  Zimne mięso, chleb, ser  podró\ny wikt.
 Zrobię, co w mojej mocy  odparł gospodarz, wzruszając ramionami.  Jeśli tylko nie
uciekli wszyscy kucharze!
Wewnątrz domu dziecko wrzeszczało jak opętane. Bora naparł na drzwi, ale okazało się, \e
nie da im rady.
 Do mnie! Zakar, spróbuj swoim toporem!
Miejscowy drwal był jednym z pierwszych odczarowanych przez Borę za pomocą proszku.
Umysł miał ju\ trzezwy i całkowicie kontrolował swoje ciało. Nadbiegł, zamachując się toporem,
jak gdyby zamierzał rozwalić cały dom, a nie tylko drzwi.
Kilka uderzeń roztrzaskało wejście. Bora i Zakar wskoczyli do środka. Bora pochwycił
porzuconą małą dziewczynkę, całą i zdrową, ale skrajnie przera\oną. Wracając do wyjścia
zauwa\ył kosz pełen chleba i wędzonego koziego mięsa, o którym podobnie jak o dziecku,
rodzina musiała zapomnieć w panice.
 Zakar, wezmiemy i to. Bogowie tylko wiedzą, gdzie zjemy następny obiad.
 Chyba nie na tym świecie  odparł Zakar, opierając topór na ramieniu.  Ale nie pójdę
tam sam, poniewa\ muszę najpierw nakarmić mojego druha. Nie dbam, czy trzeba nam będzie
zmierzyć się z ka\dym istniejącym demonem, ale wiem, \e nie ma demona, który wyrządziłby
wielką szkodę, jeśli mój druh rozłupie mu wcześniej czaszkę  dodał spoglądając z uznaniem na
swój topór.
Bora pragnął, by Zakar miał rację. Coś powstrzymywało demony przed wkroczeniem do
wioski, dając ludziom trochę czasu. Większość mieszkańców, uwolniona od czaru, uciekała na
zachód. Czy zdołają uciec dość daleko, zanim demony znów się o\ywią? Bora wiedział, jak
szybko te stwory potrafiły się poruszać.
Na dworze chłopak zaczął rozglądać się za kimś, komu mógłby powierzyć dziecko. Zajęło mu
to trochę czasu, bo wieś była niemal całkowicie opuszczona. Tych, którzy zostali, sparali\ował
raczej strach ni\ magia, a na to proszek nie mógł nic poradzić.
W końcu pojawiły się dwie dziewczyny nieco młodsze od Ca  rai, prowadząc ze sobą
starszego mę\czyznę.
 Proszę  rzucił Bora bez ceregieli. Mała dziewczynka wybuchła płaczem, gdy ją oddawał,
ale nie zwa\ał na to.
 Twój dom jest niedaleko stąd  zauwa\ył Zakar.  Moglibyśmy tam iść i szybko wrócić,
nikt nie zauwa\yłby tego.
 Nie trzeba. Ivram powiedział, \e uwolnił moich.  Wszystko w Borze krzyczało, \e chce
być znów tylko synem Rhafiego, a nie przywódcą osady  choćby tylko przez chwilę.  To, co
zdołał zrobić, będzie musiało wystarczyć.
 Bogowie, strze\cie mnie przed& có\ to jest, na Mitrę? Chmura kurzu zatańczyła na
drugim końcu ulicy, tam gdzie wioska graniczyła z sadami. Z kłębów kurzu wyłoniła się
zgarbiona postać, monstrualna, karykatura człowieka. W zielonkawej poświacie jej masywne
kończyny dr\ały.
Jedna z rąk stwora złapała za konar drzewa. Gruba, jak ramię Bory, gałąz trzasnęła, niczym
drzazga. Druga ręka te\ uzbroiła się w gałąz. Dzier\ąc dwie maczugi, stwór chwiejąc się pobiegł
przed siebie.
Strona 51
Green Roland - Conan mę\ny
Zakar starł się z nim na środku ulicy. Jedna z maczug poleciała w powietrze, przepołowiona
toporem. Druga trafiła Zakara w \ebra w tej samej chwili, gdy jego topór opadł na łeb demona.
Opadając odbił się i sprawił, \e demonem potę\nie zakołysało, a Bora dojrzał cieknącą krew. Ale
cios nie uśmiercił potwora, ani nie ocalił Zakara. Jedna z zakończonych pazurami łap zagłębiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony