[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wedle mojej najlepszej wiedzy jestem bezcielesną inteligencją we wnętrzu komputera.
- Przybyliśmy tutaj niezupełnie po to, żeby cię ocalić - powiedział Dirk. - Jesteśmy tu po to, by
odkryć tajemnicę sposobu, w jaki stworzeniom z tej planety udaje się sprawić, że statki kosmiczne
znikają w jednym miejscu i zjawiają się w innym położonym w odległości milionów mil, a czasem
nawet lat świetlnych. Wyobraz sobie, jak ważne byłoby dla naszych sił zbrojnych posiadanie tej
tajemniczej mocy. Co zaś do tego, jak się tutaj dostaliśmy, naszym oficerem nawigacyjnym jest
Splock. Bez względu na to, co myślisz o jego spiczastych uszach, jego inteligencja jest
wielokrotnie potężniejsza niż moja i dlatego, co łatwo stwierdzić, niemal nieskończenie
potężniejsza od twojej.
Bill puścił tę obrazę mimo uszu, sprzeczki z oficerami prowadziły donikąd.
- Nie pomyślałem nic złego o jego spiczastych uszach! Myślę, że wyglądają naprawdę przyjemnie.
Założę się, że dziewczyny na ich widok dostają perwersyjnych dreszczy. Takich jak na widok
moich zębów. - Zabębnił palcami na swoich wystających kłach.
I wtedy, powłócząc nogami, podszedł do nich Splock. Oficer naukowy z Fortynbrasa miał długą,
szczupłą twarz, w brwiach było niewątpliwie coś obcego, ponieważ po obu końcach zakrzywiały
się w górę. Kiedy przemówił, rozległo się modulowane brzęczenie jak w zle nastrojonym
symulatorze głosu.
- Jeżeli podobają ci się takie uszy, jest wysoce Prawdopodobne, że uda się jakoś załatwić jedną
parę dla ciebie.
- Cóż. - Bill, rozważał tę propozycję. - Skoro poruszyłeś ten temat, nie myślę, żeby podobały mi się
aż tak. Pomyślałem po prostu, że tobie pasują.
- %7łartowałem - powiedział Splock. - To, że moja rasa nie posiada poczucia humoru, nie
powstrzymuje nas przed robieniem żartów w celu lepszego samopoczucia tych piekielnych ras, z
którymi musimy się zadawać. Typ humoru, który ja sam wykorzystuję, nazywa się ironią.
- Ironia! No jasne. Oczywiście! - gwałtownie zareagował Bill. - O rany, ha, ha, jakie to śmieszne.
- Nie miałem wcale na myśli - wyjaśnił ozięble Splock - że śmieszne jest samo słowo "ironia".
Aczkolwiek, jak myślę, brzmią w nim pewne humorystyczne nuty. Chodzi mi o to, że moje
oświadczenie o spiczastych uszach... Cholera! Nieważne. Kapitanie Dirk, czym mogę panu służyć?
- Chciałbym, żebyś wytłumaczył temu kawalerzyście - poprosił Dirk - w jaki sposób się tu
dostaliśmy.
- Ależ to powinno być oczywiste. - Splock spoglądał zimno na Billa. - Przyjmuję za pewnik, że w
szkole podstawowej lub w liceum miałeś równanie Finegurta-Reindeera.
- W mojej szkole nazywano je chyba jakoś inaczej - Bill kłamał z pokorą.
- Nie szkodzi. A więc co zrobiliśmy - silniki "Inicjatywy" zostały przez nas przeregulowane, tak by
oscylowały wzdłuż przerywanej krzywej Scomiana. To oczywiście rzecz dość banalna, większość
komandorów robi to przynajmniej raz do roku, kiedy przychodzi czas, by oskrobać kadłub z
kosmicznych skorupiaków. Widzisz, wtedy statek się kurczy i łatwiej usunąć skorupiaki.
- A czy to nie sprawia, że one również się kurczą? - zapytał Bill.
Splock spojrzał na niego. Potem wybuchnął chrapliwym śmiechem. Bill spojrzał na Liżydupę,
który zawstydzony patrzył gdzieś daleko.
- Co w tym śmiesznego? - przerwał wreszcie Bill.
- Pytanie, czy kurczą się skorupiaki. Co za miłe użycie ironii.
- Myślę, że to było całkiem śmieszne - zgodził się Bill, starając się mówić z pokorą. Pomyślał, że
dogadanie się z tym obcym cudakiem nie jest wcale takie trudne.
- Nie, to nie było śmieszne - zaoponował Splock.
- Przynajmniej nie dla mnie. Ale w końcu mnie nie śmieszą nawet moje własne dowcipy. Zmiałem
się tylko po to, żebyś poczuł się lepiej.
- Och, bardzo ci dziękuję. - Bill czuł, że tego żartownisia można załatwić naprawdę jednym
ruchem.
- Więc gdy statek w stanie oscylacji schodzi z krzywej Scomiana, zamiast oskrobywać kadłub
wprowadzamy pulsujący rytm, który następnie miniaturyzuje naszą jednostkę i dokonuje jej
projekcji w postaci serii niematerialnych obrazów. W tej formie jesteśmy w stanie wejść do
komputera jako symulacja.
- Ach, rozumiem - kłamał Bill, nie rozumiejąc ani jednego słowa z tego technicznego świergolenia.
- To brzmi wspaniale, naprawdę wspaniale.
- Jest to dość użyteczne - Splock udawał pokorę, której nie odczuwał.
- Wykonałeś taką wspaniałą robotę, żeby dostać się tutaj, ale w jaki sposób zamierzasz nas stąd
wydostać?
Tu wtrącił się kapitan Dirk.
- Będziemy to wiedzieć, gdy tylko Splock zrobi swe obliczenia.
Podłużna, szczupła twarz Splocka przybrała wyraz najwyższej koncentracji. Oczy zwęziły się,
żyłka na skroni zaczęła pulsować, a uszy leciutko zadrżały
- Bill dowiedział się potem, że były to znaki charakterystyczne dla Fortynbrasjanina płci męskiej
ubranego w kombinezon w stanie koncentracji - Ur.
- Jak poznałeś tych facetów? - Bill zapytał szeptem Liżydupę, by nie zakłócić koncentracji Splocka.
- Przestań szeptać! - wściekł się Splock. - Jak, twoim zdaniem, mam się skoncentrować?
O rany, pomyślał Bill, on naprawdę dużo słyszy tymi spiczastymi uszami.
Splock spojrzał na niego znowu.
- Powiedziałem: przestań!
- Nie mogłeś mnie usłyszeć - protestował Bill.
- Ja tylko myślałem.
- Logika podyktowała mi, co mogłeś pomyśleć - wyjaśnił Splock. - Już ci więcej nie powtórzę, że
nie lubię uwag tego rodzaju.
- Czy twój przyjaciel nie uprzedził cię, żeby nie wspominać o jego uszach? - zdziwił się kapitan
Dirk.
Bill skulił się, a potem raptownie wyprostował. Tego było już za wiele. Ten dupek z innego świata,
w nędznym kombinezonie, o twarzy jak siekiera, z uszami jak kangur w ciąży, nie będzie mu
mówił, jak ma myśleć. Do diabła z nimi, nie potrzebował ich; uratuje się sam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony