[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Obudz się  powiedziała ze śmiechem, a jednak zmrożona. Wstrząsnęła nim lekko.
Ciemne oczy otworzyły się, zdumione, pełne lęku.
 Przepraszam  powiedziała natychmiast.  Zaśnij znowu, jesteś zmęczony. Nie, nie,
wszystko w porządku, jest już pózno. Ale Batikam kontynuował to, co Solly, pomimo
całej zręczności i delikatności makila, zaczęła postrzegać jako jego pracę.
Rano, przy śniadaniu, powiedziała:
 Czy możesz we mnie widzieć równoprawną partnerkę, Batikamie?
Makii sprawiał wrażenie zmęczonego, starszego niż zazwyczaj.
 Co chciałabyś, żebym powiedział?
 %7łe możesz.
 Mogę  powiedział cicho.
 Ty mi nie ufasz  stwierdziła z goryczą.
 Jest Dzień Przebaczenia  powiedział po chwili Batikam.  Pani Tual przybyła do
ludzi z Asdok, którzy poszczuli jej wyznawców kotami myśliwskimi. Wjechała między
ludzi z Asdok na wielkim kocie z ognistym językiem, oni padli na ziemię w
przerażeniu, ale Pani Tual pobłogosławiła ich i przebaczyła im.  Batikam odgrywał
opowiadaną historię głosem i dłońmi.  Wybacz mi -powiedział.
 Ty nie potrzebujesz przebaczenia!
 Och, wszyscy go potrzebujemy. Dlatego właśnie my, ludzie Kamye, wypożyczamy
Panią Tual od czasu do czasu, kiedy jej potrzebujemy. Czy podczas dzisiejszej
uroczystości będziesz panią Tual?
 Powiedzieli mi, że muszę tylko rozpalić ogień  powiedziała niespokojnie, a
Batikam się zaśmiał. Kiedy wychodził, oświadczyla, że wieczorem, po
uroczystościach, przyjdzie do niego do teatru.
Tor wyścigów konnych, jedyna większa płaska przestrzeń w pobliżu miasta, był
zatłoczony. Sprzedawcy nawoływali się, proporce powiewały na wietrze; samochody
dworu królewskiego wjeżdżały prosto w tłum, który rozstępował się przed nimi jak
woda, a potem zamykał. Dla panów i właścicieli sklecono chybotliwie wyglądające
trybuny, z zasłoniętym sektorem dla dam. Solly zobaczyła, jak jeden z samochodów
podjeżdża do trybun, grupa dworzan pomaga wysiąść postaci w czerwonym stroju,
która następnie znikła za zasłonami. Czy w zasłonach były dziurki, przez które
kobiety mogły wyglądać? W tłumie były kobiety, ale głównie niewolnice i pracownice.
Solly zdała sobie sprawę, że i ona miała pozostać w ukryciu aż do rozpoczęcia
ceremonii: czekał na nią czerwony namiot, tuż obok trybun, niedaleko otoczonego
sznurami miejsca, gdzie kapłani oddawali się śpiewom religijnym. Uniżeni i pełni
determinacji dworzanie kazali Solly wysiąść z samochodu i wejść do namiotu.
Niewolnice w namiocie poczęstowały Solly herbatą i słodyczami, dały jej lustra i
olejek do włosów, pomogły włożyć skomplikowany strój z drogiego, czerwono-
żółtego materiału, kostium Pani Tual. Nikt nie powiedział jej dokładnie, co miała
robić, a na wszystkie pytania Solly kobiety odpowiadały:
 Kapłani pani pokażą, proszę pójść za nimi. Pani tylko zapali ogień. Oni już
wszystko przygotowali.
Solly odniosła wrażenie, że niewolnice nie wiedziały więcej niż ona. Były ładnymi
dziewczętami, pracownicami dworu, podnieconymi tym, że stanowią część
przedstawienia, obojętnymi na sprawy religii. Solly znała symbolikę ognia, który
miała rozpalić: można było do niego wrzucić przewinienia i transgresje, które spalały
się w płomieniach i odchodziły w zapomnienie. Dobry pomysł.
Kapłani śpiewali coraz głośniej. Solly wyjrzała  w namiocie istotnie znajdowały się
otwory  i zobaczyła, że tłum zgęstniał. Tylko ludzie na trybunach i ci, którzy siedzieli
tuż przy sznurach, mogli cokolwiek zobaczyć, ale wszyscy wymachiwali czerwono
żółtymi proporcami, żuli smażone smakołyki i bawili się w najlepsze, podczas gdy
kapłani nadal skandowali niskimi głosami. Na prawym skraju małego, zamazanego
pola widzenia przez dziurkę Solly spostrzegła znajomą rękę: oczywiście majora. Nie
pozwolili mu wsiąść razem z wysłanniczką do samochodu. Musiał szaleć z
wściekłości. Mimo to dotarł na stadion i stanął na straży.
 O pani, nadchodzą kapłani  mówiły dworki i uwijały się wokół Solly, upewniając
się, czyjej nakrycie głowy trzyma się prosto, a przeklęte spódnice opadają we
właściwych fałdach. Nadal poprawiały jej strój i poklepywały, kiedy Solly wyszła z
namiotu, oślepiona blaskiem dnia. Uśmiechała się, próbowała trzymać się bardzo
prosto i godnie, jak przystało bogini. Naprawdę nie chciała spieprzyć ich
uroczystości.
Dwaj mężczyzni w szatach kapłańskich czekali na Solly tuż za wejściem do namiotu.
Natychmiast wystąpili do przodu, ujęli ją za łokcie i powiedzieli:
 Tędy, tędy, o pani.
Najwyrazniej nie musiała się domyślać, co należy robić. Bez wątpienia uważali, że
kobiety nie są do tego zdolne, ale w tych okolicznościach przyjęła to z ulgą. Kapłani
prowadzili ją szybko, zbyt szybko, by Solly mogła nadążyć, krępowana przez obcisłą
spódnicę. Znajdowali się za trybunami; czy miejsce ognia nie było gdzie indziej?
Jakiś samochód jechał prosto na nich, roztrącając nielicznych ludzi, którzy stali mu
na drodze. Ktoś krzyczał. Kapłani nagle zaczęli szarpać Solly, próbowali biec; jeden z
nich krzyknął, puścił jej ramię i padł; pędząca ciemność zwaliła go z nóg. Solly
znalazła się w samym środku bijatyki, nie mogła uwolnić ręki z żelaznego uścisku,
spódnica pętała jej nogi. Rozległ się hałas, potężny hałas, który uderzył ją w głowę z
taką siłą, że musiała ją schylić. Nic nie słyszała ani nie widziała. Szamotała się,
oślepiona, wepchnięto jej twarz w jakieś ciemne miejsce i poczuła, jak ktoś wykręca
jej ręce do tyłu.
Jechali samochodem. Długo. Mężczyzni rozmawiali przytłumionymi głosami. Mówili
po gatajsku. Oddychanie przychodziło Solly z wielkim trudem. Nie walczyła; to nie
miało sensu. Ręce i nogi obwiązali jej taśmą, włożyli worek na głowę. Po długim
czasie wyciągnęli ją z samochodu jak trupa, wnieśli szybko do domu, w dół po
schodach, położyli na łóżku czy kanapie, ale już nie w takim desperackim pośpiechu.
Solly leżała nieruchomo. Mężczyzni rozmawiali, nadal niemal szeptem. Wszystko to
razem nie miało dla Solly sensu. W głowie wciąż słyszała ten potężny hałas; czy był
rzeczywisty? Czy ktoś ją uderzył? Czuła się ogłuszona. Worek wciąż dostawał jej się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony