[ Pobierz całość w formacie PDF ]

April Joy w ogóle opuściła Seattle.
- W porządku - powiedziała do Peel lodowatym głosem.
- Pijak nale\y do was. Ale bezzwłocznie przyślijcie mi
kopię ka\dego zdania, które powie na temat kanałów przerzutowych
z Rosji. Gdyby choć jednym słowem zasugerował,
i\ wie coś na temat Serca Północy, natychmiast się ze
mną skontaktujcie. Zgoda?
Peel była realistką. Drobniutka i cholernie piękna April
Joy z pewnością nie zaszła tak wysoko dzięki swojemu wyglądowi.
Była bystrzejsza i twardsza ni\ ktokolwiek, kogo
znała Peel, zarówno wśród mę\czyzn, jak i kobiet. Gdyby
April chciała zamienić komuś \ycie w piekło, na pewno by
jej się ów zamysł powiódł.
I zrobiłaby to bez wahania.
- Oczywiście - odparła spokojnie Peel. - Zawsze
z przyjemnością współpracujemy z innymi urzędami federalnymi.
April prychnęła i wsunęła ręce do kieszeni eleganckich
czarnych spodni.
- Jasne, siostrzyczko.
Wzruszyła ramionami pod niedbale zarzuconym \akietem.
Ubranie pochodziło z normalnego sklepu, ale na April
wyglądało, jakby zostało zaprojektowane specjalnie dla niej.
Długie, czarne jak smoła włosy związała na karku w mocny
węzeł.
- Gdzie są pozostali?
- Młodszy z panów Montegeau poszedł na piętro. Reszta
je kolację.
W głosie Cindy pobrzmiewała odrobina zazdrości. Dość
się nacierpieli, obozując na mokradłach. Teraz z kolei czuli
się jak wyrzutki w domu, w którym unosiły się najbardziej
niewiarygodne zapachy kuchenne.
- Aadnie pachnie - przyznała April.
- Walker o świcie przyniósł nam resztki biszkoptów. Od
tego czasu nie mogę przestać myśleć o jedzeniu.
April przez chwilę rozwa\ała problem Owena Walkera.
W jego teczce były ciekawe luki, których z braku czasu nie
zdą\yła przed odlotem uzupełnić. Jednak nawet bez sprawdzonych
informacji zakładała, \e przyjazny południowy
sposób bycia Walkera jest jedynie grą. Archer Donovan nie
zatrudnia głupców, nawet jeśli są przyjaznie nastawieni do
całego świata. Walker w błyskawicznym tempie stał się nieoceniony
dla Donovanów.
Co oznaczało, \e potrafi wykonać ka\dą robotę.
- Chyba spróbuję wprosić się na kolację - oznajmiła
April. - Mo\e uda mi się wykraść dla ciebie jakieś resztki.
Strona 197
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
Peel ugryzła się w język, \eby nie powiedzieć, co sądzi
o zadzierającej nosa April.
Faith właśnie zjadła ostatnią ły\kę zupy z samicy kraba,
kiedy Tiga wyszła z kuchni z ogromnym półmiskiem pieczonych
na grillu \eberek. Dodatek do nich stanowiły małe,
sma\one na głębokim tłuszczu kluseczki z mąki kukurydzianej.
Pojawiła się równie\ ogromna miska z surówką z białej
kapusty i innych warzyw z dodatkiem majonezu. Była to
bardzo dobra surówka.
- Na deser placek z winogronami - oznajmiła Tiga,
uśmiechając się do Faith - więc zostaw sobie miejsce, Ruby,
aniołku.
Faith z trudem zdobyła się na uśmiech. Zrezygnowała
z prób przekonania Tigi, i\ ma na imię Faith.
- Postaram się - powiedziała Faith.
- Zawsze byłaś dobrym dzieckiem. Od urodzenia ani
razu nie zapłakałaś. - Ustawiła półmisek obok Faith, potem
z napięciem wpatrzyła się w młodą kobietę. - Chciałam
cię zatrzymać, naprawdę, ale mama powiedziała, \e
odeszłaś, mała. Długo, daleko, smutny śpiew, to grzech, to
grzech. Nie powinien, ale mógł, więc to robił, i robił, i robił...
Na dzwięk śpiewnego głosu starszej pani Faith poczuła,
\e przenika ją dreszcz, mimo to zdołała uśmiechnąć się do
Tigi.
- Słyszałam, jak płaczesz w ciszy, nikt nie słyszy, wzdychasz,
umierasz, cudowna Ruby, moja dziecinko. Tak miło
cię widzieć. Być z tobą. Ja i ty na zawsze w oceanie z samicami
krabów i czerwonymi duszami. Trzy małe prezenty były
ładne, ale nie wystarczyły, nie wystarczyły. Trzynaście
nowych duszyczek dla mnie i czternasta, \ebyś mogła się
uwolnić, duszyczka tak du\a jak twoja słodka mała piąstka.
Chciałabym, \ebyś mogła ją zobaczyć, Ruby, aniołku. Kiedy
dasz mi tę trzynastkę, obie będziemy wolne. Zjedz coś
jeszcze, skarbie, dziecinko. Bagna to miejsce, gdzie panuje
głód.
Faith bez słowa patrzyła, jak Tiga napełnia jej talerz jedzeniem.
Walker odczekał, a\ starsza pani odejdzie na swój
koniec stołu, po czym wymienił się talerzami z Faith i zaczął
jeść. Po pierwszym kęsie wydał pomruk rozkoszy. Tiga
mogła być nieprawdopodobnie stuknięta, ale cholernie dobrze
gotowała.
Ten jeden jedyny raz Mel nie była głodna. Nało\yła sobie
na talerz odrobinę sałatki, kluseczkę z mąki kukurydzianej
i pojedyncze \eberko. Potem obróciła wszystko dookoła,
jakby zastanawiała się, z której strony jedzenie wygląda najlepiej.
Jeffa nie było. Nie potrafił zmusić się do tego, by usiąść
przy tym samym stole co Faith, kobieta, która tak bardzo go
oszukała. Nie miał jednak zamiaru denerwować Mel, która
wcią\ nie chciała uwierzyć, \e jej przyjaciółka jest złodziejką.
W związku z tym unikał tego tematu i trzymał się z dala
od Faith.
- Zjedz coś, Mel - szepnęła Faith. - Nawet jeśli nie masz
na nic ochoty, musisz myśleć o dziecku.
Mel uniosła głowę, uśmiechnęła się, chocia\ pod oczami
miała brązowe cienie, i wsunęła srebrny widelec do ust.
- Przykro mi, \e Tiga wcią\ mówi do ciebie  Ruby".
Faith wzruszyła ramionami.
- Nie przeszkadza mi to. A tak swoją drogą, kim była
Ruby?
- Jej dzieckiem - odpowiedział szybko Davis, który
właśnie stanął w drzwiach.
Zrzucił z siebie podartą i zakrwawioną odzie\, ale nadal
nie wyglądał zbyt porządnie. Biała koszula była niemal
przezroczysta od potu. Pasek od brązowych spodni nosił ślady
przetarcia. Davis opierał się cię\ko na po\yczonej od
Walkera lasce.
Mel uniosła głowę.
- Jej dzieckiem? To znaczy, \e Tiga miała dziecko?
Strona 198
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
Davis przytaknął ze znu\eniem. Podszedł powoli do stołu
i usiadł na krześle. Obijacz wyczołgał się spod stołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony