[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- O tak, dziękuję - wykrztusiła wreszcie Isobel, nie patrząc w kierunku Alejandra.
Była wdzięczna Anicie, choć podejrzewała, że jej propozycja nie wynika z troski o
jej samopoczucie, a jedynie z niechęci do dzielenia się z kimkolwiek uwagą i towa-
rzystwem Alejandra.
- Może odprowadzę panią do pokoju? - zaproponował Alejandro.
R
L
T
- Mój drogi, myślę, że Sancha pomoże pani Jameson trafić z powrotem do jej po-
koju. Przecież dopiero się poznaliście. Nasz gość może się czuć onieśmielony. - Anita z
fałszywym uśmiechem skinęła na czekającą w kącie na wskazówki gosposię.
Alejandro, najwyrazniej niezadowolony, rzucił jej kilka szybkich słów po portugal-
sku i sztuczny uśmiech znikł z twarzy jego teściowej.
- Nie zamierzałem pani onieśmielić, senhora, proszę mi wybaczyć. Dokończymy
naszą rozmowę jutro, gdy pani wypocznie - zwrócił się do Isobel, która miała ochotę
wykrzyczeć mu, że nie mają o czym rozmawiać, i uciec jak najdalej od tego ponurego
miejsca.
- Oczywiście - odpowiedziała ze ściśniętym gardłem, po czym z godnością, choć
nieco pospiesznie podążyła za Sanchą.
Gdy dotarła do swojego pokoju, posiłek już na nią czekał, ale Isobel nie spojrzała
nawet w kierunku parujących apetycznie srebrnych naczyń. Przemierzała salon tam i z
powrotem, jak zwierzę schwytane w potrzask, i gorączkowo próbowała ogarnąć sytuację.
Czyżby wywiad miał się okazać pułapką zastawioną na nią przez Alejandra? A jeśli tak,
to czy Anita była tego świadoma? I dlaczego zadał sobie tyle trudu, by ściągnąć ją do
Brazylii? Odpowiedz mogła być tylko jedna: Emma. Isobel poczuła, jak strach ścina jej
krew w żyłach.
Było jeszcze ciemno, gdy Alejandro zaparkował samochód na wydmach za willą
Anity. Lubił wcześnie rano zjechać niebezpieczną, krętą drogą ze swojej górskiej posia-
dłości i spacerować po pustej plaży. Od jakiegoś czasu zmagał się z bezsennością, a
chłodna morska bryza pomagała mu odświeżyć umysł i uspokoić nerwy. Anita rzadko
wstawała przed jedenastą, miał więc pewność, że nie będzie go niepokoić swą natarczy-
wą serdecznością. Okazjonalnie zaglądał do niej po spacerze, by się nie narażać na wy-
buchy pretensji, podczas których z trudem zachowywał cierpliwość. Jednak odkąd Isobel
zagościła w willi Mimosa, korzystał z każdej okazji, by ją zobaczyć, co oznaczało nieste-
ty także częstsze spotkania z zachwyconą takim obrotem spraw teściową. Podczas tych
wizyt z trudem zachowywał pozory spokoju, podczas gdy wewnątrz aż kipiał ze złości i
żalu na okrutny los, który w tak krótkim czasie zmienił jego życie nie do poznania, pod-
R
L
T
czas gdy Isobel zdawała się nie poddawać upływowi czasu. Tak samo promienna i nie-
winna, jak trzy lata temu, nadal potrafiła w kilka minut zawładnąć jego myślami. Aż
trudno było uwierzyć, że jest matką dwuletniego dziecka. Mojego dziecka, pomyślał
gorzko i kopnął kawałek drewna wyrzucony na brzeg. Zaklął paskudnie, czując przeni-
kliwy ból w prawej nodze, który nigdy nie dawał o sobie zapomnieć. Spojrzał chmurnie
wzdłuż linii brzegu i ujrzał w dali znajomą, smukłą sylwetkę, którą rozpoznałby nawet na
końcu świata. Nieświadoma jego obecności Isobel brodziła w wodzie, a wiatr rozwiewał
jej kwiecistą lenią sukienkę. Wyglądała zjawiskowo i Alejandro musiał odetchnąć głę-
biej, zanim zdecydował się do niej podejść.
- Witaj - zawołał. - Planujesz kąpiel?
Isobel aż podskoczyła zaskoczona. Spojrzała na niego wystraszona i wyszła na-
tychmiast z wody.
- Nie. Co ty tu robisz? - Przyjrzała się podejrzliwie jego nieogolonej twarzy i
zmierzwionym włosom. - Nocowałeś u Anity?
- Proszę cię! Anita jest moją teściową, nie kochanką. - Alejandro spojrzał na nią z
niedowierzaniem.
- Jesteś pewien, że ona też tak myśli? - wyrwało jej się, zanim zdołała pomyśleć, o
co pyta.
- Niewiarygodne, czyżbyś była zazdrosna, cara? - Jego bursztynowe oczy rozbły-
sły na chwilę. - Muszę przyznać, że nie liczyłem na to.
- Nie łudz się! - wykrzyknęła, ale jej policzki pokrył rumieniec.
Wyglądała przepięknie bez makijażu, z rozwianymi przez wiatr włosami i w lek-
kiej sukience, która narzucona na gołe ciało eksponowała jej miękkie, krągłe piersi. Ale-
jandro poczuł zapomniane już nieco napięcie w lędzwiach i ze zdziwieniem stwierdził, że
zamiast dążyć do konfrontacji, najchętniej wziąłby ją w ramiona. To marzenie jednak
miało się już nigdy nie spełnić. Zdawał sobie sprawę, jak obcy i odrażający musiał się jej
wydawać. Nawet teraz cofała się powoli w stronę willi, prawdopodobnie pragnąc uciec
jak najdalej od kalekiego natręta. Nie zamierzał jej pozwolić tak łatwo się wymknąć. Na
pewne pytania musiał uzyskać wyczerpujące, szczere odpowiedzi i zamierzał je od niej
wyegzekwować.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony