[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świetnie opanowała sztukę blefu.
W ciągu dnia udawało mu się nie ulegać pokusom, ale wieczory w
jego apartamencie okazały się jednym ciągiem męki i rozkoszy. Jego
pożądanie stało się niezwykle trudne do kontrolowania. Podniecająca
osobowość dziewczyny sprawiła, że pragnął mieć ją blisko siebie. Była
zabawną towarzyszką. Zawsze miała do opowiedzenia komiczną
przygodę ze swoich doświadczeń prywatnego detektywa. Ciocia
Judith świata poza nią nie widziała, a Matt sam zaczynał zastanawiać
się nad tym, jak puste było jego życie, zanim nie pojawiła się w nim
Annie.
Podczas tych wieczorów dowiedział się o niej czegoś istotnego. W
przeciwieństwie do swojej ekspartnerki Annie zawsze dotrzymywała
zobowiązań. Czy stawała twarzą w twarz z kijem do baseballu w rękach
skonanego zawodnika, którego samochód odzyskała, czy to ryzykowała
złamaniem nosa w zatrzaskujących się drzwiach, kiedy doręczała
RS
75
wezwanie do sądu - główną sprawą dla Annie było wywiązanie się ze
swego zawodu.
 I ta kobieta - myślał Matt, śmiejąc się z samego siebie - miałaby
zrezygnować, skoro dała Victorii słowo, że tego nie zrobi?" Zaczynał
rozumieć, na co się porywa.
Nadszedł piątkowy ranek i Annie nadal była osobistą ochroną Matta,
przynętą i detektywem. A on bardziej niż kiedykolwiek pragnął
przenieść ją z profesjonalnej do ściśle prywatnej sfery swego życia.
Wsadził głowę w jej otwarte drzwi.
- Masz dżinsy?
- Oczywiście - odparła Annie, nie odrywając wzroku od komputera.
Odkryła, że najmądrzej jest jak najmniej patrzeć na Matta. Jego
zmysłowy wpływ na nią zamiast maleć, wciąż się natężał. Wpatrywała
się intensywnie w ekran monitora, a potem wcisnęła serię klawiszy.
- Dlaczego pyta pan, czy mam dżinsy?
- Ponieważ po lunchu udajemy się do Lazy H. Annie uśmiechnęła
się. Podczas rocznego pobytu w Teksasie, nigdy nie była na ranczo.
- Muszę skoczyć do siebie po dżinsy - powiedziała, biorąc w rękę
ołówek i zapisując jakąś informację z ekranu. -Jakiś specjalny powód
do podróży?
- Spędzam tam większość weekendów. Tak samo jak Victoria -
odpowiedział Matt. Nie dodał, że ciocia Judith ma własne plany na
następne kilka dni i nie może grać roli przyzwoitki i że myśl o
pozostaniu sam na sam z Annie przerażała go. Byłoby to zbyt wielkie
napięcie dla jego zachwianych skrupułów.
 Dziwne - myślał, pożerając ją wzrokiem - jak Annie zaszła mi za
skórę". Z pewnością nie starała się o to. Wydawała się być
nieświadoma swojej kobiecej siły. Nawet jej ubiór stanowiły
wymiennie dwa komplety garderoby i nieliczne dodatki.
- Nie tracisz czasu na ubieranie się - zauważył. Annie popatrzyła na
niego przelotnie i pospiesznie wróciła do pracy.
- Czy coś jest nie w porządku z moim ubiorem? - zapytała ze złością.
- Ależ nie! - zaprzeczył Matt, czując, że się rumieni. -Twoje stroje
są... atrakcyjne. Tylko... wygląda na to... że nie masz... cóż, dużej ich
ilości.
- Nie potrzebuję dużej ilości odzieży - odparła, starając się o
RS
76
beztroski ton. - Jestem ubrana stosownie, czyż nie?
- Oczywiście! Nie zamierzałem sugerować nic innego. Wyglądasz
wspaniale!
Zaklął pod nosem.  Zredukowała mnie do jąkającego się idioty" -
pomyślał.
- Po prostu przywykłem do kobiet, które uwielbiają kupować stroje.
Annie zmusiła się do tego, by na niego spojrzeć.
- Panie Harper, pochodzę z bostońskich Brentwoodów. My nie
kupujemy ubrań. Myje po prostu mamy - powiedziała z prychnięciem,
którego nauczyła się na arystokratycznych kolanach babki. Wróciła
spojrzeniem do swego komputera.
Matt zamrugał, popatrzył na nią przeciągle, a potem wybuchnął
śmiechem, zdając sobie sprawę z tego, że ma do czynienia z prawdziwą
arystokratką.
- Przekazywane z pokolenia na pokolenia, tak? Annie nie
odpowiedziała. Nie widziała powodu, by
przyznać, że kupiła na wyprzedaży dwa lata temu dwa komplety
ubrań, które mogła często prać i nie musiała prasować.
- Gdzie dokładnie jest położone Lazy H? - zapytała zamiast tego.
- Około sto sześćdziesiąt kilometrów na zachód stąd -odparł Matt. -
Co sprawdzasz?
- Wykaz pracowników.
- Po co?
- %7łeby zanotować zmiany. Ludzie, którzy zostali zatrudnieni w ciągu
ostatnich sześciu miesięcy, i ci, którzy odeszli.
- Po co?
- Wykonuję swój zawód, panie Harper. Praca detektywa to
poszukiwanie. Często nudne i prowadzące donikąd. Ale konieczne. Czy
polecimy na ranczo? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony