[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zebrał się na odwagę i zapukał do drzwi.
Otworzyła mu Mia owinięta jedynie w zielony ręcznik. Stała w drzwiach, pa-
trząc na niego w milczeniu.
Nie wiedziała, co myśleć. Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, serce zaczęło jej
bić jak oszalałe. Powtarzała sobie jednak w myślach, by nie robić sobie nadziei.
- Nie sądziłam, że wrócisz - szepnęła.
S
R
- Ja także. Przyjechałem po coś, co tu zostawiłem.
A więc przyjechał nie z powodu niej. Uczucie dotkliwego rozczarowania było
nie do zniesienia. Mimo to podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
%7łałowała jedynie, że nie otarła śladów łez, które widniały na jej policzkach.
- Po ciebie - powiedział.
Mia zamrugała powiekami, jakby miała trudności ze zrozumieniem jego słów.
f
151 CAROL MARINELLI
- Kocham cię, Mia.
Czy on rzeczywiście to powiedział, czy też był to jedynie wytwór jej wy-
obrazni?
- Słucham?
- Kocham cię i mam nadzieję, że ty również żywisz do mnie jakieś uczucia.
- Jakieś uczucia?
Czy on mówi poważnie? Spojrzała na mężczyznę, który pojawił się w jej ży-
ciu zaledwie osiem dni temu.
Jak w tak krótkim czasie mogło zajść w jej życiu tyle zmian? Jak mogła po-
czuć to wszystko do tego obcego mężczyzny, który jednocześnie był jej bliższy
niż ktokolwiek inny na świecie?
- A może nie jakieś? - spytał niepewnym głosem.
- Nie. %7ływię do ciebie mnóstwo uczuć. - Roześmiała się, a potem nagle zna-
lazła się w jego ramionach. Poczuła jego usta na swoich i wiedziała, że jest w
domu.
Kiedy się wreszcie od siebie oderwali, Angus odsunął się nieco i spojrzał na
nią jak wędrowiec, który po latach tułaczki dotarł do upragnionego celu.
- Wyjdziesz za mnie? - odezwał się wreszcie. - Zostań moją na zawsze. Tak
jak ja chcę być twój. Zgadzasz się?
- Zgadzam - odparła miękko.
Angus rozejrzał się wokół, uzmysławiając sobie, że stoją w progu. Pchnął ją
lekko do środka i zamknął za nimi drzwi.
S
R
- Uważajmy na sąsiadów - zażartował. - To małe miasto. Za chwilę wszyscy
będą o nas mówić.
Mia zarumieniła się.
- Nie zakręciłam prysznica. Właśnie miałam...
- To tak jak ja - rzekł z uśmiechem.
Mia była szczęśliwa. Angus wrócił, by z nią zostać. Czuła się bezpieczna i
f
152 CAROL MARINELLI
kochana. Wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki, zamykając nogą drzwi.
Zupełnie tak, jak wyobraziła to sobie pierwszego dnia ich znajomości. Zaczę-
ła się śmiać.
Kiedy godzinę pózniej przyjechała do niej Misty, dostrzegła przed domem
samochód Angusa, a drzwi do sypialni Mii były zamknięte.
Misty szybko wróciła do swojego męża, żeby podzielić się z nim tą nowiną.
Zlub odbył się w tym samym kościele, w którym miesiąc wcześniej miała
miejsce ceremonia zaślubin jego ojca. Na życzenie Angusa kościół został udeko-
rowany różami w kolorze bladego różu i jasnozielonymi satynowymi kokardami.
Głównym drużbą był Simon, a towarzyszyli mu Ben i Andy. Angus nigdy nie
sądził, że powróci do miasta, które opuścił przed dwudziestoma laty i że uczucie,
jakiego przy tym doświadczy, będzie tak słodkie.
Był w domu. Koniec z błąkaniem się po świecie, z patrzeniem na ludzkie nie-
szczęście i ryzykowaniem życia. Zawsze będzie wdzięczny Mii za to, że pomo-
gła mu odnalezć ten nowy, spokojny świat.
Najbardziej jednak był jej wdzięczny za to, że go pokochała i zechciała zostać
jego żoną.
Ned zaczął grać na organach jakąś radosną melodię, która przypomniała An-
gusowi lata wczesnego dzieciństwa. Malutka ciemnowłosa dziewczynka z pełną
skupienia miną sięgnęła do zawieszonego na szyi koszyczka, wyjęła z niego
garść różanych płatków i sypnęła nimi Angusowi pod nogi.
S
R
Nagle, nie wiadomo skąd, na środku kościoła wylądował pluszowy niebieski
króliczek. Zebrani goście zakasłali, starając się ukryć rozbawienie. Dawn po-
spiesznie zabrała Wabbita i schowała się w bezpieczne ramiona taty.
Angus spojrzał na jej ojca. Andy, podobnie jak wszyscy, usilnie starał się za-
chować powagę. Nie zdołał jednak powstrzymać uśmiechu dumy. Angus wie-
dział, że on sam będzie równie dumny, kiedy Mia urodzi dziecko w domu, który
f
153 CAROL MARINELLI
on dla niej zbuduje.
W tym momencie do kościoła wkroczyły Montana i Misty, obie ubrane w se-
ledynowe sukienki. Angus poczuł dumę bijącą od stojących obok niego męż-
czyzn.
Spojrzał na Andy'ego i Bena. Obaj byli wspaniałymi ludzmi i doskonałymi
lekarzami, służącymi miastu, które tak chętnie ponownie go przyjęło. Obaj ko-
chali swoje żony i chcieli się z nim zaprzyjaznić. Przyjaznią, która przetrwa lata.
To dzięki Mii jego przyszłość należy do tego miasta i do tych ludzi.
Panna młoda stała w drzwiach. Oparła lekko rękę na ramieniu Johnsona, a po-
tem ruszyła w kierunku Angusa. Jego Mia. Jego róża, miłość jego życia.
Była tak piękna, że od patrzenia na nią bolały go oczy. Kiedy znalazła się
przy nim, puściła Johnsona i wsunęła rękę w jego wyciągniętą dłoń.
Wiedział, że należą do siebie.
Spojrzała mu w oczy i zamrugała powiekami, by się nie rozpłakać. Kochała
go bezgranicznie. I dopiero teraz zrozumiała, że on odwzajemnia tę miłość po
tysiąckroć.
- Ukochani... - zaintonował ksiądz.
Oboje głęboko odetchnęli, gotowi na rozpoczęcie nowego wspaniałego życia.
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony