[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zmierć starszego syna i konieczność przeniesienia dziedzictwa na drugiego musiały
być dla hrabiego bolesne, ale Kit wiedział przecież, że tylko dlatego odwołano go z
wygnania i dla niego było to podwójnie bolesne.
Kit i młodszy brat ignorowali się, choć przy powitaniu odniosła wrażenie, że Kit
kocha tego okaleczonego młodzieńca. Co między nimi zaszło?
Rodzina hrabiego nie była ani zżyta, ani szczęśliwa. Obowiązek, jakiego Lauren
niebacznie podjęła się w Vauxhall, wydał jej się nagle przerażająco trudny. Jak ma
pogodzić Kita z bliskimi, skoro poróżnił się z nimi tak boleśnie i głęboko? A nuż
pogłębi tylko tę przepaść i zaogni rany? A kiedy trzeba będzie zerwać zaręczyny...
Rozmyślania przerwała jej stara hrabina, która najwyrazniej zamierzała wstać,
wspierając się na lasce. Lauren powściągnęła chęć zerwania się i podania jej ramienia.
Nieproszona pomoc mogłaby jednak wzbudzić niechęć. Wolała więc poprzestać na
uśmiechu.
- Co, już do łóżka, mamo? - hrabia, podszedł do nich. - Pozwól, że cię
zaprowadzę. - Najpierw... chcę... na spacer.
- Wieczorny chłód może ci zaszkodzić. Nie lepiej poczekać do rana?
- Ja... chcę... na spacer... - upierała się stara dama, odpędzając syna ruchem
ręki. - Z... z Kitem... i... z... z... panną... Edgeworth.
- Mama uważa, że powietrze i ruch jej służą - wyjaśniła hrabina ciotce Clarze
nieco podniesionym głosem. - Ja jednak myślę, że odpoczynek byłby dla niej lepszy.
Codziennie chce spacerować tam i z powrotem wzdłuż tarasu, obojętne, w jaką
pogodę, ale zazwyczaj rankiem.
Tymczasem Kit ujął babkę pod rękę, uśmiechając się pogodnie.
- Skoro chcesz spaceru, babciu, to pójdziemy. A gdy zapragniesz zatańczyć gigę,
będę z tobą hulał do upadłego. Pójdziesz z nami, Lauren?
- Oczywiście.
I tak w pięć minut pózniej Kit wraz z Lauren, w ciepłych okryciach, szli powoli
w stronę stajen, podtrzymując z obu stron starszą panią. - Mówcie... - wydukała -
jakeście... się poznali.
- Babcia jest nieuleczalną romantyczka. - Kit zerknął na Lauren ponad głową
staruszki. - Ty jej opowiedz.
Dużo lepiej by z tego wybrnął, pomyślała. Bal, tłum gości, nagie bicie serca,
kobieta stworzona dla niego - z tej perspektywy wszystko brzmiałoby bardziej
prawdziwie, podczas gdy ona...
- Pewnego ranka w Hyde Parku... - dostrzegła, że Kit przestał się uśmiechać -
hrabia Ravensberg... to jest Kit... wdał się w bójkę z trzema prostakami. Był rozebrany
do pasa i okropnie przeklinał.
Sama nie mogła, uwierzyć, że ona, Lauren Edgeworth, mówi coś takiego.
Staruszka zachichotała głośno.
- Przechodziłam właśnie tamtędy z kuzynką... No i tak się wszystko zaczęło.
- Hultaj... każdej... się spodoba. - Staruszka znowu się roześmiała.
- Ostrzegano mnie przed nim. Miał fatalną reputację. Ale gdy spotkaliśmy się
na balu, poprosił mnie do tańca, a ja nie mogłam mu się oprzeć. No bo, widzi pani, to
był walc!
Dotarli już do końca podjazdu. Zapadła noc, jasna jednak dzięki gwiazdom i
księżycowi.
- Z tamtej strony jest ogród różany - wyjaśnił Kit. - Jutro ci go pokażę.
- Nawet stąd czuję zapach róż.
- Poniżej leżą klomby, za nimi rosną przystrzyżone drzewa, a tam dalej ciągnie
się dziki park z pięknymi widokami. Rzecz jasna, starannie zaprojektowany!
- Wszystko chętnie obejrzę trochę pózniej - powiedziała, gdy szli już z
powrotem. Lecz kiedy wchodzili do holu, starsza dama puściła ramię wnuka i skinęła
laską na lokaja.
- Kit, teraz... pokaż jej... róże.
Nachylił się, całując ją w policzek, a w jego oczach Lauren dostrzegła iskierki
rozbawienia.
- Wszystko zrobiłaś naumyślnie, prawda? Przecież zwykle chodzisz na spacer
rano. Ale cię nie rozczaruję! Zabiorę Lauren do rosarium. Oczywiście tylko po to, żeby
powąchała róże!
Lauren poczuła, że się czerwieni.
Kit śmiał się jeszcze, kiedy schodzili z tarasu, obejmując się mocno.
- Mówiłem, że to romantyczka. Przez cały wieczór patrzyła, jak wnuk i jego
narzeczona, po dwóch tygodniach rozstania, mogą tylko tęsknie zerkać ku sobie...
- Wcale nie zerkałam!
- Właśnie że tak! No i babcia zaczęła się głowić, jakby mi tu dać sposobność do
ucałowania cię na dobranoc.
- Czy ja wyglądam na...
- .. .kogoś zakochanego we mnie po uszy? W oczach babci na pewno. Twoja
historyjka upewniła ją o tym. Zaskoczyłaś mnie nią zresztą.
- Hrabio, udawać musimy tylko w towarzystwie. Nie wypada mi iść do
rosarium. Nie jesteśmy prawdziwymi narzeczonymi.
- Owszem, jesteśmy! To bzdura, żebyśmy jedynie udawali wobec innych. A
skąd ten  hrabia ? Obiecałem ci przygodę i namiętność, prawda? Dotrzymam
obietnicy. Zaczniemy od sam na sam w rosarium. Zaraz cię tam pocałuję.
- Kit! O namiętności nie było mowy. A przynajmniej nie o całowaniu. Nigdy nie
przypuszczałam...
- Chciałaś przygody - powiedział jej do ucha, tak że poczuła jego gorący oddech
- chciałaś namiętności. Czasami przygoda i namiętność to to samo.
- Co za niewłaściwe zachowanie! - Lauren wpadła w panikę. Nie pamiętała już
pocałunku w Vauxhall. Wolała o nim nie pamiętać. Był tak... tak cudowny!
- Postaram się, żeby było jak najbardziej niewłaściwe. - Zaśmiał się cicho,
wprowadzając ją do ogrodu przez furtkę z ozdobną kratą. Owionął ich zapach róż.
- Kit! - Im bardziej starała się zachowywać godnie, tym lepiej on się bawił.
Zmieniła więc temat, żeby Kit wreszcie przestał wygadywać głupstwa. - Czy twój ojciec
bardzo się na ciebie gniewał, kiedy wróciłeś?
- Jeszcze jak! Podpisał już z Bewcastle'em, bratem Frei, ślubną intercyzę.
Jestem ci wdzięczny dużo bardziej, niż myślisz.
- A więc tamta została porzucona? Wiem, co czuje. Czy bardzo cierpi?
- Freja? Miała swoją szansę trzy lata temu. Na pewno czuje się urażona, ale to
trochę co innego niż ból. Freja świetnie sobie radzi z tą rolą, jak zresztą wszyscy
Bedwynowie. Ojciec też nie miał prawa planować dla mnie małżeństwa przed moim
powrotem i bez mojej zgody.
- Daleko mieszkają?
- Dziewięć kilometrów stąd.
Lauren usiadła na ławeczce.
- A więc moje narzeczeństwo zepsuło sąsiedzkie stosunki. Jakie to smutne.
Postawił jedną nogę na ławce i wsparł łokieć na kolanie, jak wtedy, w Vauxhall.
- Nie było rady. Nie zniósłbym narzuconego małżeństwa.
- Ale przecież trzy lata temu ją kochałeś.
- Czasem miłość umiera.
- Kto okaleczył twojego młodszego brata?
Kit zdjął nogę z ławki i podszedł do różanego krzewu, jakby chciał obejrzeć
kwiaty z bliska.
- Wojna - powiedział po dłuższym milczeniu. - Uparł się, wbrew radom i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony