[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w ogrodzie.
Grey, co myślisz o Nicky'm i Colette? - spytała po
chwili.
Westchnął głęboko i zapalił papierosa.
Myślałem o tym - powiedział. - Może trochę za
bardzo wtrącałem się w jego życie. Ciężko mi się pogodzić
z myślą, że jest już dorosłym mężczyzną. Przez tyle lat
pomagałem matce go wychowywać . Nie jest łatwo po
zwolić mu odejść.
Przyglądała się jego stężałej twarzy.
- Wiem. Mnie też nie było łatwo, kiedy moi rodzice
się przeprowadzali. Widuję się z nimi, oczywiście, ale to
nie to samo, co mieć ich kilka mil od siebie.
- Przyrzekam, że cię tam zawiozę. Zrobię to, jak
tylko uporam się ze sprawą White'a.
Uśmiechnęła się.
- Parę dni na słońcu ci nie zaszkodzi - powiedziała,
- Pracujesz zbyt ciężko.
- Weszło mi to w krew - przyznał. Jego oczy za
chmurzyły się.
- Nigdy nie zapomnę, jak to się stało. Bieda zostawia!
ślad na zawsze. Ona i śmierć ojca były gorzkimi pigułkami
do przełknięcia. Czasem zapracowuję się aż do ogłupie-
nia, żeby o tym nie myśleć, zapomnieć.
Abby miała wrażenie, że nigdy nikomu o tym nie
mówił. Nawet matce. Poczuła dziwne ciepło na sercu.
- Chodz - rzekł nagle z podnieceniem w głosie,
- Pokażę ci mgłę wstającą znad rzeki. To jest widok,
którego prędko się nie zapomina.
Ruszyli razno i po paru minutach Abby usłyszała
szum rzeki płynącej leniwie między brzegami. McCallum
zatrzymał się pod wysokim dębem, którego korzenie
schodziły do rzeki i były częściowo odsłonięte. Zsiadł
z konia i pomógł Abby zejść z wierzchowca.
- Mmmmm -wymamrotał. -Uwielbiam czuć cię pod
rękami. Boże jesteś cudownie miękka.
- Ty nie - drażniła go. Patrzyła na niego długą chwilę,
na tyle długą, by płomień między nimi znów zapłonął.
Zaczął rozpinać guziki swojej brązowej koszuli. Gdy
rozpiął ją do końca, ze zmysłowym uśmiechem przyciąg-
nął Abby do siebie.
- Co masz pod tym? - spytał, wskazując luzny brzeg
swetra.
- Nic, Grey - szepnęła. Chwyciła brzegi swetra
i powoli go ściągnęła, po czym przylgnęła do jego nagiej
piersi. Kołysała się lekko to w przód, to w tył, jej oddech
urywał się na wspomnienie nocnej ekstazy.
McCallum chwycił jej biodra i przycisnął delikatnie
do swych twardych ud, obserwując jak na jej twarzy
maluje się rosnące podniecenie.
Podniósł wzrok, zatrzymując go na rosnącej nieopo-
dal kępie sosen, pod którymi ziemia pokryta była mchem.
- Nie wiem, czy będzie nam tam wygodnie - szepnął,
biorąc ją na ręce - ale przynajmniej nie będziemy się
musieli martwić, że ktoś nam przeszkodzi tak daleko od
domu.
Podniosła głowę i pocałowała go, powoli, słodko.
Rozciągnął na mchu swoją koszulę i jej sweter, położył ją
na ziemi, ona zaś przyciągnęła go ramionami do siebie.
Czuł pod sobą każdy cal jej drżącego ciała. Pocałował
ją , jego język wdarł się w jej usta. Wbiła paznokcie w jego
twarde uda, westchnęła głęboko, pragnęła go aż do bólu,
nieznośnie.
- Chcę ciebie - szepnęła drżącym głosem. - Proszę,
Grey, proszę, proszę...!
- Chcę ciebie co najmniej tak samo - szepnął, od-
dychając szybko, urywanie. Wsunął dłoń pod siebie
i sięgnął do zamka jej dżinsów. Właśnie go otwierał, gdy
w ich rozpalone zmysły wdarł się jakiś nowy dzwięk. To
nie był łagodny szum drzew, ani cichy pomruk rzeki. To
były głosy końskich kopyt i przerywanej wybuchami
śmiechu rozmowy.
McCallum uniósł głowę, nasłuchiwał przez chwilę, po
czym spomiędzy warg dobyło się szpetne przekleństwo.
Podniósł się szybko i pomógł Abby wstać.
- Nicky! - Zachciało mu się przejażdżki - mruknął,
nakładając koszulę. - Na Boga, zabiję go...!
Abby wciągnęła pośpiesznie sweter i przylgnęła do
McCalluma.
- Przytul mnie - szepnęła drżąc. - Grey, chyba nie
wytrzymam.
Objął ją ramionami, pochylił nad nią głowę i kołysał
ją, dopóki ich wzburzone pulsy nie wróciły do norma-
nego tempa. Głosy były coraz bliższe.
Nagle zaczął się trząść ze śmiechu. Spojrzała na niego
zdumiona.
- Nie mogę uwierzyć, co chciałem zrobić - wydusił
z siebie, ciągle chichocząc. - Mój Boże, na środku trasy,
której używają wszyscy jezdzcy z sąsiedztwa, w świetle
dnia... Widzisz, jak na mnie działasz? Wystarczy, że cię
dotknę, a mój zdrowy rozsądek diabli biorą.
Roześmiała się i klasnęła w dłonie. Cieszyła się, że robi
na nim takie wrażenie, nawet jeśli to tylko pożądanie.
- Nicky i Colette mieliby świetne widowisko, a ja
chyba nigdy nie mogłabym spojrzeć w twarz twojej matce.
Odsunął się nieco, rzucił na nią spokojne, uważne
spojrzenie.
- Zdaje się, że wybieram zawsze najgorszy czas
i miejsce, żeby z tobą się kochać. Tuż przed przyjściem
Daltona, w samochodzie, tutaj - pokiwał głową z dezap-
robatą. Jego oczy zwęziły się i zachmurzyły. - Abby, po
tej nocy... co czujesz do Daltona?
Otworzyła usta, chciała powiedzieć, że Robert Dalton
nic dla niej nie znaczy, że kocha Greysona McCalluma, że
ostatnia noc była dla niej otwarciem nieznanego nieba,
ale gdy szukała właściwych słów, na polanę wjechali
Nicky i Colette.
- Czyż nie cudowny poranek na przejażdżkę? - roze-
śmiał się Nicky przenosząc wzrok z zarumienionej twarzy
Abby na spoważniałe oblicze brata. - Czyżbyśmy
w czymś przeszkodzili?
W niczym - rzekł chłodno McCallum.
Abby wyczuła złość w tonie jego głosu, starała się więc
poprawić atmosferę. Uśmiechnęła się.
- Cześć, Colette - powiedziała. - Chciałabym tak
dobrze wyglądać w bryczesach i wyciętym żakiecie.
Młoda Francuzka uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ależ świetnie ci w tych dżinsach i swetrze - zaopo-
nował Nicky i mrugnął porozumiewawczo. - Rozmowy
o modzie...
- Jeżeli chcesz porozmawiać o modzie i elegancji
zwrócił się do brata McCallum - zadzwoń do mnie,
umówię cię z Daltonem. Abby i ja musimy jechać do
pracy.
- Oczywiście, Grey. Do zobaczenia, Abby - dodał
Nicky.
McCallum, milczący i niedostępny, pomógł Abby
wsiąść na konia, dosiadł swego wierzchowca i poprowa-
dził do domu.
Byli już w drodze do miasta. McCallum palił papiero-
sa i milczał.
- Co ja ci zrobiłam? - spytała Abby, nie mogąc znieść
ciszy.
Spojrzał na nią z uniesionymi brwiami.
- Co mogłabyś mi zrobić? - zaśmiał się krótko.
- Nie odzywasz się do mnie... - mruknęła.
Zaciągnął się papierosem i wypuścił obłok dymu
Kierownicę szybkiego, sportowego wozu trzymał tymi
samymi zwinnymi dłońmi, którymi minionej nocy pieścił
ciało Abby.
- Myślę o sprawie Wbite'a, kochanie - powiedział po
chwili.
- Na pewno? - jej oczy mówiły więcej, niż jej się
zdawało.
Na chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony