[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Och, nie!  Luminara odwróciÅ‚a siê do swoich juków, szarpi¹c
taSmê uszczelniaj¹c¹.  Barrisso, jeSli ty wexmiesz za niego odpowie-
dzialnoSæ, to có¿, mogê siê zgodziæ  mruknêÅ‚a wreszcie.  Ale jeSli
spowodujesz bodaj najmniejszy problem, Tooqui, jeSli bêdziesz utrud-
niaÅ‚ nam pracê w jakikolwiek sposób, bêdziesz musiaÅ‚ odejSæ. Wracasz
w góry bez dyskusji, jasne?
Tooqui powtórzyÅ‚ swój gest z dÅ‚oñmi na twarzy i gÅ‚owie i odparÅ‚
bez wahania:
 JeSli ja to zrobiê, to niech wolno gnijê w stoj¹ca woda. Niech
ma caÅ‚e futro fioletowe i rzyga rzyga a¿ siê wywróci na drug¹ stronê.
Niech ze¿re wÅ‚asne nogi i&
 Niech on ju¿ lepiej bêdzie cicho  pouczyÅ‚a padawankê zdespe-
rowana Luminara.  I trzyma siê z daleka ode mnie.
 Bêdzie grzeczny.  Barrissa pochyliÅ‚a siê i pogÅ‚adziÅ‚a miêkki Å‚e-
bek Gwurranina.  Prawda, Tooqui?
 Tak grzeczny, jak tylko Gwurran potrafi  odparÅ‚ z dum¹.
Luminary z jakiegoS powodu ta obietnica szczególnie nie pocie-
szyła.
158
O I A
Obi-Wan w ogóle siê nie przejmowaÅ‚ figlami nowego czÅ‚onka wy-
prawy, a czasem bywaÅ‚ nimi wrêcz rozbawiony. Anakin tak¿e cieszyÅ‚ siê
na swój cichy sposób. Gwurranin był nowym partnerem do rozmowy,
nawet jeSli jego sÅ‚ownik byÅ‚ ograniczony i ze skÅ‚onnoSci¹ do powtó-
rzeñ. Czuwali nad Tooquim na przemian z Barriss¹, choæ trzeba przy-
znaæ, ¿e maluch sumiennie dotrzymywaÅ‚ sÅ‚owa i nie wymagaÅ‚ szczegól-
nego nadzoru. Energiczny tubylec pomagał przy wszystkim, od rozpa-
kowywania juków na noc po zbieranie opaÅ‚u i uczenie siê obsÅ‚ugi tak
prostych urz¹dzeñ, jak automatyczna zapalarka i skraplacz. Szybko siê
uczyÅ‚, chciaÅ‚ wiedzieæ wszystko i na ka¿dy temat. A wÅ‚aSciwie wszyst-
ko wszystko, jak sam zwykÅ‚ to okreSlaæ.
Tylko alwaryjskim przewodnikom nie podobaÅ‚a siê jego obecnoSæ.
Nie unikali go otwarcie, poniewa¿ wiedzieli, ¿e to nie spodobaÅ‚oby siê
ich pracodawcom. Nie robili jednak nic w kierunku poszerzenia jego
wiedzy ani te¿ nie zamierzali siê z nim zaprzyjaxniaæ. PrzepaSæ, jaka
istniaÅ‚a pomiêdzy Alwarimi a Gwurranami, byÅ‚a dla Luminary caÅ‚kowi-
cie niezrozumiaÅ‚a, skoro oba gatunki wywodziÅ‚y siê z tych samych ko-
rzeni. Fizycznie ró¿nili siê głównie wzrostem i owÅ‚osieniem.
Dla kogoS, kto na co dzieñ jest przyzwyczajony do przebywania
z najró¿niejszymi gatunkami istot, bardzo ró¿ni¹cymi siê od siebie fi-
zycznie, taka nieustanna wrogoSæ okazywana przez przewodników byÅ‚a
trudna do zrozumienia. Mistrzyni mogÅ‚a tylko mieæ nadziejê, ¿e wspól-
na podró¿ w koñcu zmusi Kyakhtê i Bulgana do ujrzenia mniejszego
kuzyna w innym Swietle.
159
JeSli chodzi o SwiatÅ‚o, nie byÅ‚o go na razie zbyt wiele, bo sÅ‚oñce
dopiero wschodziło nad horyzontem. Był to ten sam horyzont, ku któ-
remu pod¹¿ali ju¿ od wielu dni: pÅ‚aski i poroSniêty traw¹. Przez ostatni
dzieñ i noc wlokÅ‚o siê za nimi stadko shanhów, ale ¿e nie wyczuÅ‚o Sla-
dów sÅ‚aboSci czy zmêczenia ani u suubatarów, ani u ich jexdxców, udaÅ‚o
siê na poszukiwania Å‚atwiejszej ofiary.
 CoS siê porusza na horyzoncie ze wschodu na zachód  zawoÅ‚aÅ‚
Kyakhta. Wszyscy, choæ nie caÅ‚kiem jeszcze rozbudzeni, natychmiast
zwrócili siê w tamtym kierunku.
Obi-Wan wyj¹Å‚ elektroniczn¹ lornetkê i przez chwilê obserwowaÅ‚
odlegÅ‚y punkt, usiÅ‚uj¹c zorientowaæ siê co do jego natury.
 Borokii?  odezwaÅ‚ siê z nadziej¹ Anakin.
Jedi opuSciÅ‚ mocno powiêkszaj¹ce urz¹dzenie.
 Nie wiem  odrzekł niepewnie.  Kyakhta i Bulgan nam powie-
dz¹. Ale mam przeczucie, ¿e to nie oni. Z tego, co mi mówiono, nadkla-
ny, podobnie jak Yiwowie i Alwari, s¹ nomadami-pasterzami.  Skin¹Å‚
gÅ‚ow¹ w kierunku poruszaj¹cego siê punktu.  Ci tutaj wydaj¹ siê bar-
dziej nowoczeSni, a przynajmniej mam wra¿enie, ¿e podró¿uj¹ z du¿ym
Å‚adunkiem. Nie widzê te¿ ¿adnych Sladów obecnoSci stada. ¯adnych
dorgumów, awiquodów& wyÅ‚acznie zwierzêta zaprzêgowe. To znaczy,
¿e na pewno nie s¹ to Borokii.
OkazaÅ‚o siê, ¿e przypuszczenia Obi-Wana byÅ‚y sÅ‚uszne. Karawana,
która kierowaÅ‚a siê w ich stronê, nie byÅ‚a poszukiwanym nadklanem.
Nie tylko nie prowadziÅ‚a ¿adnych stad, jak to miaÅ‚o miejsce u Yiwów,
ale zachowywaÅ‚a siê potwornie haÅ‚aSliwie. Dopiero Bulgan ostatecznie
zidentyfikowaÅ‚ rozhukan¹, gÅ‚oSn¹ procesjê, jak tylko zbli¿yÅ‚a siê na tyle,
aby mo¿na byÅ‚o dostrzec szczegóły.
 To klan Qulun. Qulunowie s¹ handlarzami, dziaÅ‚aj¹cymi swobod-
nie zarówno po stronie Alwarich, jak i mieszkañców miast. Nikt ich
specjalnie nie lubi, ale tu, na równinach, gdzie nie ma ani sklepów, ani
mo¿liwoSci komunikacji, bardzo ich potrzebuj¹. Nieraz mo¿na u nich
kupiæ interesuj¹ce rzeczy.
 A co przyjmuj¹ w zamian?  zapytaÅ‚ Obi-Wan.
Bulgan obna¿yÅ‚ dolne zêby.
 Oprócz pieniêdzy? Wszelkie towary. Paski suszonego miêsa od
pasterzy Alwarich, owoce i warzywa zebrane w odlegÅ‚ych czêSciach
Ansionu. Piêkne rêkodzieÅ‚a wykonywane głównie przez kobiety z ró¿-
nych klanów. Ale tylko te najlepsze.
Jedi daÅ‚ znak, ¿e rozumie. W Republice, gdzie rynek od dawna byÅ‚
nasycony pospolitymi towarami, egzotyczne artykuÅ‚y spo¿ywcze byÅ‚y
160
wysoko cenione. Podobnie jak rêkodzieÅ‚o. Bogacze i kolekcjonerzy,
znudzeni seryjnymi towarami, zawsze byli gotowi zapÅ‚aciæ wysok¹ cenê
za unikatowe, rêcznie wykonane przedmioty sprowadzane z odlegÅ‚ych
Swiatów o dziwacznych nazwach.
 Patrzcie!  Bulgan uniósÅ‚ siê w siodle.  Jad¹ tutaj, ¿eby siê z nami
przywitaæ.
Od głównej kolumny oderwaÅ‚o siê trzech jexdxców i skierowaÅ‚o
wprost na grupê wêdrowców, którzy zwolnili, aby na nich zaczekaæ.
Gdyby tego nie zrobili, suubatary bez trudu przeScignêÅ‚yby znacznie
mniejsze i wolniejsze sadainy. Jexdxcy zrównali siê z Luminar¹ i Bar-
riss¹, szczerz¹c zêby w uSmiechu i energicznie wymachuj¹c rêkami.
Spotkanie zdawaÅ‚o siê mieæ charakter znacznie mniej konfrontacyjny
ni¿ poprzednie z Yiwami. ¯adnej ostentacyjnie noszonej broni, ¿adnych
podejrzliwych spojrzeñ kierowanych w stronê nowo przybyÅ‚ych. Oczy-
wiScie oczy handlarzy byÅ‚y w ci¹gÅ‚ym ruchu, co nie uszÅ‚o uwagi Jedi.
Niczego nie przeoczyli, a ju¿ na pewno zauwa¿yli wypchane do granic
mo¿liwoSci juki przypiête do drugiego grzbietu ka¿dego ze zwierz¹t.
Tooqui jechaÅ‚ z Barriss¹, wêdruj¹c po jej suubatarze od Å‚ba do ogo-
na i z powrotem i nieustannie mamrocz¹c pod nosem:
 Dziwni ci tutaj. Tooqui nigdy przedtem nie widzieæ. Gwurran nie
zna.  OdchyliÅ‚ gÅ‚owê do tyÅ‚u i wci¹gn¹Å‚ powietrze pojedynczym, sze-
rokim nozdrzem.  Pachnie inaczej ni¿ Alwari.
 Wygl¹daj¹ tak¿e inaczej  odpowiedziaÅ‚a.  Ich stroje, uprz¹¿ na
sadainach, sposób organizacji karawany bardzo ró¿ni¹ siê od Yiwów.
Co o tym s¹dzisz, Tooqui?
ZapaÅ‚ Gwurranina nie przygasÅ‚ ani na chwilê.
 Wiêcej jedzenie dla gÅ‚owy Tooqui. Wiêcej rzeczy do patrzenia
i uczenia.
 Wiesz, jeSli bêdziesz tak gadaæ gadaæ przez caÅ‚y czas, nie zdo-
Å‚asz siê skoncentrowaæ na tych nowych rzeczach, a przy okazji ja tak¿e.
 Tooqui cicho? To dwie rzeczy, które nie pasuje razem!  Usado-
wiÅ‚ siê obok niej, na wolnym brze¿ku siodÅ‚a.  Ale pani ka¿e, Tooqui
musi sÅ‚uchaæ.  USmiechn¹Å‚ siê.  Tooqui zawsze dobre zwierz¹tko.
 Sarkazm to nie jest cecha, któr¹ ludzie lubi¹ u swoich  zwierz¹-
tek .
 Ich strata strata.  Pomimo złoSliwego komentarza Gwurranin od
tej chwili zachowywaÅ‚ siê bardzo spokojnie i w milczeniu obserwowaÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony