[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wchodzeniu na krzesło, potem wdrapała się na stół i ślicznie rozprawiła się z
lukrem na cieście. Byłem z siebie taki dumny! Babcia nie zaniosłaby do kościo-
ła ciasta dziobanego przez kurę  tylko najlepsze były oddawane na festyn. To
zostałoby w domu i moglibyśmy je zjeść. Pomyślałem, że wszyscy, nawet bab-
cia, byliby z tego zadowoleni.  Potrząsnął głową.
 I wtedy przyszła babcia, zobaczyła, jak obserwujesz kurę z diabelskim
uśmiechem na twarzy, i dała ci to, na co zasłużyłeś. Bynajmniej nie ciasto.
Spojrzał na nią z podziwem.
 Zgadza się. Bardzo dobrze przewidujesz. Byłaby z ciebie doskonała
matka i bab...  Aż się uniósł, widząc wyraz jej twarzy.  Mary? Co się sta-
ło?
 O co pytasz?  Głos miała niewyrazny. Usiadł.
 Twarz ci tak zbladła. Dobrze się czujesz?
 Doskonale. Nic mi nie jest, światło tutaj nie jest zbyt dobre, musiało ci
się wydawać.  Poderwała się, wyjęła z szafki dwie filiżanki, cukierniczkę i
mleko z lodówki. Ręce jej drżały. Zmusiła się do spokoju.
 Tęsknisz za swoją babcią, prawda?  spytał.
 Tak, oczywiście  podjęła szybko.
 Może nie powinienem tyle mówić o swojej.
 Ależ wszystko jest w porządku, mów. Opowiedz mi, jak dorasta się na
preriach.  Wróciła i usiadła.
 Okropnie.  Zaśmiał się.  Nie można było szaleć; od małego wy-
magano od nas dyscypliny. Jest tam tyle potencjalnych niebezpieczeństw, że jest
S
R
to konieczne. Rodzice nie lubią, kiedy ich dzieci się zabijają.
Ekspres do kawy oznajmił, że napój już jest gotowy; zapach wypełnił
kuchnię. Ogier zauważył, jak twarz Mary blednie raz jeszcze, uśmiech staje się
wymuszony i wiedział, że coś tu jest nie w porządku.
 Kochanie  powiedział, wstając i dotykając jej zimnej twarzy.  O
co chodzi? Coś cię gryzie. yle się czujesz?
 Nie.
 Więc powiedziałem coś, co cię dotknęło. Powiedz mi, Mary. Proszę.
Wstała.
 Kawa jest już gotowa. Nalać ci, czy idziesz do domu?
 Innymi słowy: zamknij się i pij kawę albo wynoś się?  spytał.
Nie odpowiedziała. Nalała kawę do filiżanek, postawiła jedną z nich przed
nim, a ze swoją została przy szafce, tyłem do niego.
 Powiesz mi kiedyś?  nalegał, patrząc, jak słodzi kawę. Pod zieloną
bluzką miała napięte mięśnie.  Mary?
Pokręciła głową.
 Nie mogę o tym mówić. Przepraszam; ile razy próbuję, zawsze pła-
czę.
Przełknął ślinę, zanim się odezwał.
 Mogę cię przytulić, żeby nie było ci tak ciężko. Może ulży ci, jeśli mi
o tym opowiesz. Może łzy złagodzą ból.
Znów potrząsnęła głową. Wsunęła ręce do kieszeni dżinsów. Zauważył,
że się trzęsą.
 Nic nie może złagodzić takiego bólu  powiedziała cicho.  Zosta-
je na zawsze.
Chciał do niej podejść, objąć ją, pocieszyć, ale coś kazało mu zostać na
miejscu. To nie był odpowiedni moment. Czuł, że nie chciała, żeby ją dotykał.
Postanowił spróbować słowami.
 Nie, kochanie, nie na zawsze. Zapewniam cię. Z czasem przechodzi.
Sama zobaczysz, kiedy minie trochę więcej czasu. Na razie rana jest jeszcze zbyt
S
R
świeża  powiedział, nie mając pojęcia, jak było naprawdę. Liczył tylko, że uda
mu się ją choć trochę pocieszyć.
 To już cztery lata  powiedziała smutno.  Powinnam już się z tym
pogodzić.
 To nie tak długo. Pamiętam, kiedy umarła babcia, miałem czternaście lat.
Nie mogłem nawet spojrzeć na jej zdjęcie, żeby się nie rozpłakać. Przez kilka lat
nie mogłem o niej mówić, ale to...
Odwróciła się z wyrazem oskarżenia na twarzy. Zasłonił usta dłonią,
ale było już za pózno.
 Co? Co powiedziałeś?
 O, do diabła! Przyłapałaś mnie. Podniósł ręce w geście poddania. 
Proszę , powieś mnie, torturuj, rzuć krokodylom na pożarcie, usmaż na patelni
lub wymyśl jeszcze coś innego.
 Ty draniu!  powiedziała, podchodząc do niego z rękami opartymi na
biodrach. Już cię tak kiedyś nazwałam, prawda?
Z zadowoleniem zauważył, że smutek zniknął z jej oczu i gościły w nich
teraz małe ogniki rozbawienia.
 Prawda. Przepraszam, laleczko. Nie chciałem kłamać, ale byłaś taka
zimna i zła, że kiedy spytałaś, czy coś się stało, pomyślałem, że tylko w takim
wypadku mnie wpuścisz. A ponieważ śmierć babci była dla mnie największym
przeżyciem, to pierwsze przyszło mi na myśl. Złapał ją za nadgarstek i przy-
ciągnął do siebie, tak że musiała usiąść mu na kolanach. I nie kłamałem mó-
wiąc, że za tobą tęskniłem. Westchnęła i pokiwała głową.
 Wiem. Ja też tęskniłam.
 Za mną?  spytał z nadzieją w głosie.
 Tak. Za tobą.  Miała tak niebieskie oczy, że wydawało mu się, że
mógłby w nich pływać.
 Więc dlaczego nie przyszłaś do mnie albo nie zadzwoniłaś?
Przełknęła ślinę.
 Chciałam, tylko nie wiedziałam, jak. Dlaczego tak długo nie przycho-
S
R
dziłeś?
 Mary... słodka Mary.
Przytulił ją do siebie, wtulając jej głowę w swoje ramię, wdychając za-
pach jej włosów, czując gładkość skóry i ciepło jej ciała. Chciał ją pocałować, ale
nie śmiał; chwila była zbyt cenna, musiała być zachowana. Miał właśnie podjąć
największe ryzyko swojego życia  powiedzieć jej o swojej pracy. A po-
dejrzewał, że kiedy już się dowie, istnieje osiemdziesięcioprocentowa szansa, że
zrzuci go z balkonu. Więc na razie tylko ją przytulił. To mogła być ostatnia
okazja.
Mary oparła się na nim i zamknęła oczy, ciesząc się jego bliskością. Po-
głaskał ją po włosach, plecach i ramionach. Czuła, jak się odpręża, mięknie, do-
stosowuje do jego kształtu. Wiedziała, że musi się poruszyć. Nie mogła tak zo-
stać, nie byłoby to w porządku wobec nich obojga. Ale jakoś nie mogła się zdo-
być na wstanie.
 Jestem taka zmęczona, taka śpiąca. Idz do domu, Bruce. Muszę się
położyć.
 Bardzo lubię cię tak trzymać  powiedział czule.  Czuć cię przy
sobie. Wiesz, co chciałbym teraz zrobić?
Mimo zmęczenia, zaśmiała się cicho.
 Mogę się domyślić.  Była pewna, że on chce dokładnie tego same-
go, co ona.
Delikatnie położył dłoń na jej udzie i przesunął ją w dół, aż do kolana.
 Nie, może to dziwne, ale w tej chwili myślę o czymś innym. Chcę się
położyć z tobą w twoim łóżku i zasnąć z tobą w ramionach.
Westchnęła. Po dłuższej chwili odpowiedziała ledwie słyszalnym gło-
sem:
 Podoba mi się ten pomysł.
 Ale  zaczął, podniósłszy jej głowę, tak żeby móc widzieć wyraz jej
twarzy. Cienie w oczach Bruce'a zdradzały jego myśli.  Ale kiedyś się obu-
dzimy, boję się, że wtedy samo trzymanie cię mi nie wystarczy.
S
R
 Wiem.  Podniosła rękę i dotknęła jego twarzy, czując pojawiający
się zarost. Spodobało jej się to uczucie.  Ale w tej chwili, Bruce, jest mi zu-
pełnie wszystko jedno, co się stanie za pięć czy sześć godzin. Teraz chcę tylko,
żebyś położył się ze mną, przytulił mnie i pozwolił się przytulić.
Poczuła łzy zmęczenia i starała się je przełknąć. Kilka jednak spłynęło po
jej policzkach. Bruce dotknął mokrych śladów koniuszkami palców, przyjrzał
się im, a potem jej samej. We wzroku miał pytania; te, na które nie była jeszcze
gotowa odpowiedzieć.
 Bruce, nie lubię być samotna  wyszeptała.  Nie chcę już być sa-
motna. Ale nie wiem, czy...
Wstał, wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony