[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niezadowolenie tym, że wie o ich części prawdy, ale to wydawało się osobiste. Czy ona była
byłą Dawsona? Boże, czyż to nie byłoby jej szczęście? Ona startowała przeciw
wspomnieniom kosmicznej modeliki Victoria's Secret.
Dawson był na dalekim końcu korytarza. Odwrócił się, jakby ją wyczuwając.
 Hej... - Uśmiech zniknął z jego przystojnej twarzy. - Co jest?
Zatrzymała się obok niego, patrząc wokoło.
 Więc, właśnie miałam malutką pogawędkę z Ash.
I tam poszła reszta uśmiechu.
 Oh, Boże co ona powiedziała?
 Czy wy się umawialiście czy coś? - W minucie gdy te słowa opuściły jej usta,
pożałowała ich.
 Co? Oh, do diabła nie.
Bethany opuściła ramiona.
 Naprawdę?
Ku jej zaskoczeniu, zaśmiał się i złapał jej łokieć, prowadząc ją do brudnego okna,
wychodzącego na parking.
 Ona i mój brat się umawiają  cóż, nie teraz, ale na przemian od kiedy pamiętam.
Zirytowana faktem, że czuła ulgę słysząc to, zrobiła niezadowoloną minę.
 Co? Od kiedy mieli po dziesięć lat, czy coś?
Dawson wzruszył ramionami.
 Co ona ci powiedziała?
Bdethany podała mu szybką i brudną wersję. Do czasu kiedy skończyła, Dawson
wyglądał jakby chciał coś uderzyć.
 Czy oni naprawdę widzą mnie jako tak wielkie zagrożenie? - zapytała.
Jego szczęka zacisnęła się.
 Ta, widzą. - Utrzymywał swój głos nisko. - Widzisz, oni cię nie znają. I nie znają
żadnych ludzi poza DOD, którzy są ich świadomi. To jest dla nich nowe, ale
niewybaczalne.
Część niej cieszyła się, że on był taki wkurzony, ale nie chciała wchodzić pomiędzy
nich bardziej niż już to zrobiła. Wymuszając uśmiech, ustała na czubkach palców i
pocałowała róg jego wargi.
Dreszcz przeszedł przez całe jego ciało.
Bethany wyszczerzyła się, kochając to jaki miała na niego wpływ. Pewnie, on był
kosmitą z pewnie nielimitowaną mocą, ale ona sprawiała że się trząsł.
Punkt dla żałosnego człowieka!
 Wiesz, mam pomysł, - powiedziała.
 Masz? - owinął ramię wokół jej talii kiedy jego głowa pochyliła się, przebiegając
szczęką w górę boku jej szyi. Przez moment kompletnie zapomniała co mówiła. -
Bethany?
 Oh. - Zarumieniła się, odpychając. Uczniowie praktycznie się na nich gapili. -
Myślałam sobie, że może rzeczy byłyby łatwiejsze, gdybyśmy nie zachowywali
się jakby to była jakaś wielka sprawa. Jeśli nie staralibyśmy się...trzymać od nich
z daleka. Może gdyby mnie poznali...
Bethany urwała, bo patrzył się na nią jakby właśnie wykopała dziecko na ulice.
 Okej. Nieważne.
 Nie. - Mrugnął i wtedy wyszczerzył się. - To świetny pomysł. Powinienem na to
wpaść.
Rozpromieniła się.
 Yay, ja.
Objął ręką jej ramię.
 Cóż, więc miejmy to za sobą.
Czekaj  co? Zwolniła krok.
 Huh?
 Co ty na to byśmy pojawili się na lunchu? Większość z nich dzieli twoją przerwę.
Zwietny pomysł brzmiał dobrze w teorii, ale teraz gdy mieli poddać to testowi, tak
jakby chciała by trzymała buzie na kłódkę. Ale włożyła swoje spodnie dużej-dziewczynki i
przygotowała się na prawdopodobnie jedną z najbardziej niezręcznych przerw na lunch w
jej życiu.
Stołówka PHS była jak każda w stołówka liceum. Białe, kwadratowe stoliki
wepchnięte do pomieszczenia które pachniało jak środki do czyszczenia i spalone żarcie.
Głośny gwar rozmów był w sumie dla niej tak jakby komfortowy. Normalny. Kolejka po
jedzenie poruszała się szybko. Dawson obładował swój talerz tym co mogło być pieczenią
mięsną, a ona złapała butelkę wody. Zawsze pakowała sobie lunch  masło orzechowe i
żelki. Jej dzień nie byłby bez tego kompletny.
Bethany nie musiała wiedzieć gdzie siedzieli jego przyjaciele. Czuła ich wzroki i
zastanawiała się czy to była super-kosmiczna moc  wiercenie dziur w ciałach, za pomocą
tylko mocy ich oczu.
Obok niej, Dawson był obrazkiem spokoju. Spokojny pół uśmieszek był przyklejony
na jego efektownej twarzy i wydawał się nieświadomy spojrzeń jakie dostawał, kiedy szli w
dół stołówki.
Dee i Daemon byli przy stole, siedząc obok kogoś kim jak podejrzewała był Andrew
przez spojrzenie z otwartą buzią jakie im posyłał. Założyła, że reszta dzieciaków siedzących
przy stole była ludzmi, bo Dawson powiedział że większość Luxen była młodsza, albo
starsza.
 Siema ludzie, macie coś przeciwko jeśli się do was dziś przyłączymy? - Dawson
usiadł naprzeciw swojego brata zanim ktokolwiek mógł odpowiedzieć, ciągnąc
Bethany na siedzenie obok Dee. - Dzięki.
Bethany położyła swoją papierową torbę na stole, wstrzymując oddech.
 Zmiały ruch, - wymamrotał Daemon, usta wykrzywione w uśmiechu.
Dawson wzruszył ramionami.
 Nah, my po prostu się za wami stęskniliśmy.
Daemon podniósł widelec i Bethany serio miała nadzieję że nie zamieni się on w
broń.
 Jestem pewien, że tak. - Jego znajome-acz-obce zielone oczy prześliznęły się do
niej. - Jak leci Bethany?
 Radzę sobie. - Wyciągnęła swoją kanapkę, nienawidząc faktu, że mogła poczuć
jak jej policzki płoną  Ty?
 Zwietnie. - Dzgnął pieczeń mięsną. - Nie widuję cię tu często. Urywasz się z
moim odpowiedzialnym bratem? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony