[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie pozbył się pasterskich odruchów. W takim wypadku przy nim wcale nie będziemy bezpieczniejsi niż
tutaj. Poza tym poszukiwanie broni ze Starych Czasów już samo w sobie jest złe. Nie możemy brać w tym
udziału  stwierdził stanowczo.
Przeszył mnie nagły dreszcz. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam. Co będzie, jeśli jakaś
potworna broń ze Starych Czasów wpadnie w ręce Druida albo Alexiego i Vegi?
Rozmawialiśmy jeszcze trochę o ucieczce, ale Dameon trwał na stanowisku, że powinniśmy z nią
zaczekać do końca zimy. Dla Cameo mogło to być trudne, lecz trzeba było mieć nadzieję, że gdy
zorientują się, że na nic im się nie przyda, to zostawią ją w spokoju.
 Nie możemy jej zabierać w zupełną dzicz w takim stanie. Nie przeżyje tego. 
Dameon przyznał jednak, że musimy mieć wszystko przygotowane, tak aby w razie konieczności móc w
każdej chwili wyruszyć.
Tej i następnej nocy Cameo spała we własnym łóżku. Krowy i pozostałe zwierzęta trzeba było
zapędzić na zimę do obór, a każda wolna para rąk była zaangażowana w transport żywności i części
żywego inwentarza w okolice domu. Dameon poprosił, żebym nie mówiła Matthew, jeśli Cameo znów
zostanie zabrana do Doktora lub przyśni jej się kolejny koszmar. Bał się, że Matthew zrobi coś głupiego.
Po raz pierwszy zauważyłam, że Dameon jakby wydoroślał. Nagle bardziej przypominał mężczyznę niż
chłopca. Z jakiegoś powodu mnie to zasmuciło. %7łycie odzierało nas z niewinności.
Któregoś ranka powiedział:
 Też się o nią martwię, ale wiem, że nie możemy teraz wyruszyć. Cameo by tego nie przeżyła.
Zlepiec, kulawy, a do tego chora, upośledzona dziewczyna. Tylko ty z naszej czwórki jesteś w pełni
sprawna. Musimy zaczekać  dodał z desperacją w głosie.  Matthew oczekuje ode mnie cudów, bo
chyba mu się wydaje, że każdy przywódca potrafi je czynić. Myśli, że wystarczy, że skinę, a wszystko
samo się naprawi i Cameo będzie uratowana. Jeśli& jeśli coś jej się stanie, uzna, że to moja wina. 
Zawahał się.  Wczoraj miałem prawdziwy sen. Zniło mi się, że Cameo umarła.
Westchnęłam i choć bardzo chciałam, żeby było inaczej, wiedziałam, że Dameon potrafi odróżnić
prawdziwy sen od koszmaru. Mimo to błagałam w duchu, żeby się mylił.
Zima rozpoczęła się oficjalnie od dwóch bardzo zimnych, pogodnych dni, a zaraz następnego ranka
spadł pierwszy śnieg. Dom w śnieżnym całunie wyglądał z perspektywy farmy bardzo elegancko.
Popatrzyłam na góry. Na zimnym powietrzu mój oddech zamieniał się w maleńkie obłoczki pary. Góry też
były białe i ledwie widoczne na tle bladego nieba.
 Na wypadek gdyby chodziła ci po głowie ucieczka  odezwał się Ariel z tak bliska, że włosy na
karku stanęły mi dęba  czuję się w obowiązku jeszcze raz cię ostrzec przed górami i wilkami.
Widziałem, jak dosłownie w biegu rozszarpują królika i jelenia. Nikt dotąd nie był aż tak szalony, żeby
próbować uciekać o tej porze roku.
Odwróciłam się od niego i popatrzyłam na głębokie ślady pozostawione w śniegu przez nasze buty.
Wypełniały się już świeżym, bielusieńkim puchem. Niedługo zostaną całkiem zasypane. Może Dameon
miał rację.
Tego samego popołudnia po Obernewtyn poniosły się krzyki i ujadanie wilków.
Dowiedzieliśmy się pózniej, że ktoś próbował uciec. Nie mieliśmy czasu zastanawiać się nad tym, kto
to zrobił, bo popołudnie przyniosło świeże opady, ani deszczu, ani śniegu, tylko czegoś znacznie gorszego
 zimnej jak lód brei, która wsiąkała w ubrania, bo nie dało się jej strzepać.
Zostałam wysłana na odległe pastwisko po trzy kozy, które uciekły podczas zapędzania zwierząt do
obory. Miały zostać zabrane do głównego domu. Zanim udało mi się doprowadzić krnąbrne bydlęta na
miejsce, byłam już kompletnie przemoczona i trzęsłam się konwulsyjnie.
Rushton usłyszał mój kaszel i jedno spojrzenie na moją rozpaloną twarz wystarczyło mu, by odesłać
mnie do domu i kazać zgłosić się do dozorczyni Myrny. Wieczorem miałam już wysoką gorączkę i zamiast
mówić, chrypiałam boleśnie. Potwornie chciało mi się pić, ale w końcu zapadłam w niespokojny sen, w
którym czerwone ptaki śmigały nad moją twarzą, a ziemia rozstąpiła się złowrogo i próbowała mnie
pochłonąć.
Pierwszą osobą, którą zobaczyłam po przebudzeniu, był Rushton.
 W końcu się obudziłaś  powiedział.  Konie za tobą tęskniły.
Zmarszczyłam brwi, zachodząc w głowę, co ma na myśli. A potem zaczęłam się zastanawiać, czy
przypadkiem nie spałam dłużej, niż myślałam.
Zanim zdążyłam o to spytać, Rushton znów się odezwał:
 Wyglądasz już trochę lepiej.
Weszła Myrna i Rushton wyprostował się nieznacznie.
 Powiedz mi dokładnie, jakie lekarstwo dostawał tamten kulawy koń&  Myrna wyszła, a Rushton
znów się nachylił.  Powiedziałem, że muszę cię spytać, czym karmiłaś jednego z koni, bo mu się
pogorszyło, ale to nieprawda. Przyszedłem dać ci to.
Podał mi małą sakiewkę. W powietrzu rozniósł się cudowny zapach lata. Skonsternowana
zmarszczyłam brwi, ale on wcisnął mi woreczek w dłonie i polecił spożyć jego zawartość, gdy nikogo
nie będzie w pobliżu. Zaraz potem wstał.
 Dzięki temu szybciej odzyskasz siły  wyjaśnił enigmatycznie.
Po jego wyjściu rozwiązałam sznureczek i zajrzałam do środka  w sakiewce znajdowała się
zwilżona kulka ziół. Moja mama sporządzała takie rzeczy. Teraz jednak ziołolecznictwo było zakazane.
W końcu zjadłam zioła, bo pięknie pachniały i przypominały mi o mamie. Zastanawiałam się przez
chwilę nad tym, od kogo je dostałam, ale jedyny wniosek, jaki mi się w związku z tym nasuwał, był taki,
że Rushton naprawdę chciał mi pomóc.
Wkrótce potem znów zasnęłam głębokim, regenerującym snem, który został przerwany dopiero w
porze kolacji. Dziewczyna, która mi ją przyniosła, szepnęła:
 Selmar nie żyje. Znów próbowała uciec, ale Ariel ją złapał& Postrzelił ją, żeby nie mogła uciekać,
a potem& spuścił wilki.  Mówiąc to, pobladła, a ja wyglądałam zapewne nie lepiej. Selmar nie była
już im do niczego potrzebna, więc Ariel postanowił potraktować ją jak zwierzynę łowną.
Następnego dnia odwiedził mnie Matthew, a gdy spytałam, czy to prawda, pochylił ze smutkiem głowę.
 Ariel& rozpowiada o tym tak, jakby zrobił jej świetny dowcip.  Głos mu się załamał.
Pomyślałam, że Matthew też nie wygląda najlepiej, i to właśnie mu powiedziałam, ale miałam wrażenie,
że mnie nie słucha.
 O co chodzi?  spytałam.
Spojrzał na mnie, a ja z zaskoczeniem zobaczyłam w jego oczach współczucie.
 Rada już o tobie wie. Wysłali po ciebie dwóch Rajców. Z powodu burzy zatrzymali się w zajezdzie
w Guanette. Wygląda na to, że twój znajomy Enoch odmalował im w całej okazałości niebezpieczeństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony