[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaalarmować swoich, gdyby ci byli w pobli\u, a wtedy nie zaskoczylibyśmy ich znienacka.
Zatrzymano się więc; zsiedliśmy z koni i ja wraz z chłopcem ruszyłem pieszo.
Szedł za mną w milczeniu. Czasem oglądałem się poza siebie, by sprawić sobie przyjemność
popatrzenia na jego minę. Czuł się dumny z mojego wyboru i doniosłości naszej wyprawy, stąd
więc pochodził wyraz szczęścia i pewności siebie, rozlany na jego miękkich rysach.
Ró\nica między mną, dorosłym wojownikiem, a nim, chłopcem, nie pozwalała mu chodzić
ze mną w jednym rzędzie; jednak\e zauwa\yłem, \e od czasu do czasu czynił parę szybkich
kroków naprzód, by zaraz się cofnąć. Miał coś na sercu; chciał mi coś powiedzieć, lecz nie
śmiał rozpocząć rozmowy. Dlatego zwolniłem kroku i rzekłem:
 Niech mój młody brat idzie przy moim boku!
Usłuchał natychmiast; uprzejmym wahaniem okazałby tylko nieposłuszeństwo.
 Mój młody brat \yczy sobie rozmawiać ze mną  ciągnąłem dalej.
 Niech przemówi.
Mądre jego oczy rzuciły spojrzenie pełne wdzięczności, lecz nie odezwał się ani słowem.
Więc nie wypowiedz, tylko pytanie cią\yło mu na sercu. Nie mógł go postawić, bo
dopuszczając rozmowę, nie upowa\niłem go jeszcze do zadawania pytań.
 Wiem co mój czerwony brat ma na języku,  mówiłem dalej.
 Czy mam mu to powiedzieć?
 Old Shatterhand powie, gdy zechce.
 Chodzi o twojego ojca, Nalgu Mokaszi. Czy mam rację?
 Old Shatterhand trafia zawsze w sedno.
 Chciałbyś mnie spytać, dlaczego podarowałem ci jego \ycie?
 Tak. Nie mogłem się jednak na to odwa\yć.
 Wyczytałem pytanie w twojej twarzy. Powinieneś mówić do mnie jak do swego
rówieśnika.
 Jeśli Old Shatterhand pozwala, to powiem mu, \e mój ojciec umrze!
 Dlaczego tak sądzisz?
 Poznaję po nim, a mój starszy brat jest tego samego zdania. Zabije się, gdy\ nie zniesie
podwójnej hańby.
 Nie jest hańbą ulec w walce ze mną. Zwycię\yłem niegdyś Winnetou, zanim został moim
bratem. Spytaj go, czy się tego wstydzi. Pomów z ojcem. Duma nie pozwoli mu zagadnąć mnie
o to, lecz ty jesteś jego synem, ciebie wysłucha. Mówiłeś jednak o podwójnej hańbie. Czy masz
na myśli to, \e darowałem tobie jego \ycie?
 Tak.
 Czy doprawdy sądzisz, \e to hańba?
 Bardzo wielka. Dlaczegoś tak uczynił?
 Aby oszczędzić mu sromoty; nie chciałem Nalgu Mokaszi podarować \ycia
bezpośrednio. To, co nazywasz hańbą, nie jest nią, owszem, jest zmyciem hańby.
 Jestem chłopcem, nie znam się na tym; ale jeśli tak mówi Old Shatterhand, z pewnością
to prawda.
 Tak, to prawda. Powtarzam: okoliczność, \e zwycię\yłem twego ojca, nie jest dla niego
hańbą. Wszyscy czerwoni mę\owie wiedzą, jak trudno jest mnie pokonać. Lecz gniew poniósł
go tak daleko, \e łaknął mojej krwi; na pewno nie oszczędziłby mnie, lecz zakłuł bezlitośnie; z
tego wynika, \e jeślibym mu bezpośrednio darował \ycie, ju\ zawsze cią\yłaby na nim plama.
Teraz jego \ycie nale\y do ciebie, a poniewa\ jesteś jego synem, więc mo\e je przyjąć z twych
rąk jako datek, który nie zarumieni wstydem jego oblicza, czy rozumiesz mnie?
Pomyślał chwilę i odparł:
 Serce moje pełne było troski o ojca, ale teraz stało się lekkie. Słowa Old Shatterhanda są
mądre i prawdziwe. Postępowanie jego jest bez zarzutu i nie wiem, czy inny wojownik
potrafiłby cię naśladować. Ojciec mój \yć nadal mo\e bez wstydu. W zamian za to \ycie, moje
od tej chwili nale\y do mego wielkiego białego brata. Old Shatterhand wyrzeknie słowo, a
gotów jestem pójść na śmierć!
 Nie \yczę sobie takiej ofiary, powinieneś \yć, aby zostać nie tylko dzielnym
wojownikiem, ale i dobrym człowiekiem. Nie w mojej mocy natchnąć człowieka dobrocią;
musisz sam dą\yć do tego i nigdy nie postępować niesprawiedliwie; mogę cię tylko zaprawić w
odwadze i dzielności. Postaram się, abyś zawsze był w pobli\u mnie, dopóki zabawię w tych
okolicach.
Schwycił jeden palec mojej ręki, całej bowiem nie odwa\ył się uścisnąć i przyło\ył go do
swojej piersi, mówiąc głosem płynącym z głębi serca:
 Przedtem przyrzekłem oddać \ycie mojemu wielkiemu białemu bratu; teraz zaś pragnę
tylko jednego, abym je mógł poświęcić za Old Shatterhanda!
 Wiem, wiem! Jesteś wdzięcznym chłopcem, a kto nie zapomina o wdzięczności, ten
wędruje drogą wszystkich cnót i zalet!
Mały westchnął głęboko. Słowa moje dotarły do głębi jego serca i na pewno padły na \yzny
grunt.
Nastał mrok. W wąwozie było ju\ ciemno. Musieliśmy więc pilnie uwa\ać. Szczęściem,
chłopiec umiał chodzić bez szelestu. Indianie ćwiczą się od wczesnej młodości w tej sztuce, bo
prawdziwie jest sztuką skradanie się bez szmeru.
Okazało się, \e w wąwozie nie ma ani jednego nieprzyjaciela. Doszliśmy do wyjścia przy
ostatnim blasku dnia, który pozwolił nam rozejrzeć się w sytuacji.
Gdy byłem jeńcem Yuma, obozowaliśmy nie opodal wąwozu. Tymczasem pasące się
zwierzęta zjadły całą roślinność i dlatego musiały się oddalić wraz z pasterzami znacznie dalej.
Ujrzeliśmy bydło z daleka, konie i krowy wielkości owczarków; Indianie pilnujący ich
wyglądali na trzyletnie dzieciaki.
Tylko jeden z nich zdawał się być większy, poniewa\ był bli\ej nas. Tak, zbli\ał się
widocznie do nas, to znaczy do ujścia wąwozu. Aby zbadać stopień inteligencji chłopca
zapytałem:
 Widzisz Yuma, który zbli\a się do nas. Czy zbli\y się zupełnie, czy te\ zawróci?
 Przyjdzie, by stanąć tutaj, oczekując wojowników, którzy pogonili za tobą.
 Czy to nie zbyteczne?
 Nie. Ma im powiedzieć, gdy nadejdą, w jakim miejscu znajdą pozostałych czerwonych.
 Znalezliby ich łatwo, kierując się światłem ognisk.
 Nie, są zbyt ostro\ni, by rozpalić ognisko. Nie wiedzą, czy ich towarzyszom udało się
schwytać Old Shatterhanda, a ty jesteś wszak niebezpiecznym człowiekiem dla wrogów.
 Hm! Dlaczego ten czerwony dopiero teraz przychodzi? Dlaczego nie ustawili wart ju\ za
dnia?
 Gdy\ oczekiwani zobaczą przy świetle dziennym trzody ju\ z dala, nie potrzeba więc im
przewodnika. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony