[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pan z Elizabeth? Może ona wyja...
- Elizabeth pracuje ze mną, odkąd rozpocząłem pra-
ktykę osiem lat temu. Jest uczciwa, lojalna i ufam jej
jak własnej matce.
- Nie mówię, że ukradła. Ale może mogłaby wyją...
Jack chwycił gwałtownie Jade za rękę i zadarł do góry
jej rękaw. Zaraz jednak zrobiło mu się głupio - na nad-
garstku nie było żadnej bransolety. Zamierzał spraw-
dzić jeszcze drugą rękę, lecz Jade wcześniej kopnęła go
w goleń.
Wycofał się, przeklinając w duchu.
- Myśli pan, że to ja ukradłam? - Teraz Jade ogarnęła
wściekłość. - Jak pan śmie! Wywiązałam się ze swego
zadania! Jestem uczciwa! Mam na to dowody! Może pan
przeszukać moje mieszkanie, jeśli pan mi nie wierzy, ale
niech pan nie waży się mnie dotykać!
- Zostawię to policji.
- Zwietnie. - Podeszła do wciąż otwartych drzwi.
Jack odwrócił się i dojrzał stojące na korytarzu kobietę
i nastolatkę, obie w piżamach i narzuconych na nie szla-
frokach. Zobaczył ufarbowane na niebiesko włosy i roz-
poznał w dziewczynie posłańca, który był u niego w biu-
rze poprzedniego dnia.
- A jadąc na posterunek policji - dodała Jade złośli-
wie - niech się pan gdzieś zatrzyma i każe przebadać
sobie głowę. Każdy facet, który wierzy, że można kupić
S
R
przebaczenie ukochanej, cierpi na ostre rozmiękczenie
mózgu. Pan też.
Nie liczyła się już ze słowami. Co jej zależało? I tak
to już koniec, niezależnie od tego, czy zrozumie, że nie-
słusznie ją oskarża, czy nie. Jak zrozumie - będzie mu głu-
pio i nie pokaże się więcej; a jak nie - to czort z nim.
- Posłuchaj, Gift Hunter - wymierzył w nią palec -
dość mam już tego gadania. Niezle narozrabiałaś na mój
rachunek. Kompletnie sfuszerowałaś, co ci zleciłem, i jak
dotąd naprawiłaś jedynie siedemdziesiąt pięć procent
strat. Te brakujące dwadzieścia pięć przekracza twoje mo-
żliwości. Nie stać cię na porządne prowadzenie tej za-
kichanej firmy, ktoś musi to ci wreszcie powiedzieć.
- Chce pan zobaczyć, na co mnie stać, panie O'Brian?
W porządku! - Nie zastanawiając się zbytnio nad tym,
co robi, złapała go za krawat i pociągnęła ku sobie.
W końcu widzi go ostatni raz, więc raz kozie śmierć!
Jack z zaskoczeniem wpadł w jej ramiona. Poczuł
przy sobie miękkie piersi. Mógł się opierać, ale sytuaqa
była zbyt kusząca. Pochylił głowę, żeby zorientować się,
jakie są jej prawdziwe zamiary, a wtedy panna Jade Barc-
lay zarzuciła mu ramiona na szyję i... pocałowała go!
Najpierw jakby gniewnie, ze złością, potem coraz deli-
katniej, coraz namiętniej i coraz czulej...
Oddał pocałunek, nie zastanawiając się, co robi. Oto-
czył jej szczupłą talię, przyciągnął bliżej do siebie. Potem
zaś uniósł Jade z podłogi. Westchnęła, lecz nie stawiała
oporu. Wciąż całowała go tak, że z każdą sekundą za-
pominał coraz bardziej, po co tu przyszedł i gdzie się
znajduje.
S
R
Wreszcie puściła go i odsunęła się o krok, najwy-
razniej tak samo jak on zdziwiona tym, co się stało.
- Niech to będzie dla pana lekcja...
- Niewątpliwie, była to lekcja...
Był oszołomiony. Nie wiedział, co więcej ma powie-
dzieć, ukłonił się więc grzecznie kobietom stojącym
w korytarzu i wyszedł. Jeszcze teraz mógł to zrobić, se-
kundę pózniej - już nie.
Dojeżdżał już prawie pod dom, kiedy gwałtownie na-
cisnął pedał hamulca i zatrzymał swoje audi w miejscu.
Na szczęście ulica była pusta. Odtworzył w pamięci
wszystkie wydarzenia dzisiejszego popołudnia i naraz fa-
kty zaczęły układać się w logiczną całość.
Po pierwsze: prezent dla Natalie leżał na biurku, kiedy
wrócił z rozmowy z młodszym wspólnikiem. Nie było
go jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. Pudełeczko i ko-
karda były tak doskonałe, że nie chciał ryzykować, że
zepsuje cały efekt, i nie zajrzał do środka, by sprawdzić
zawartość.
Po drugie: Andy i Ashley byli pod jego nieobecność
w kancelarii sami.
Po trzecie: Ashley zainteresowała się bardzo Jade, a on
tłumaczył jej, że więcej się z tą panią nie spotka, chyba
że ta znów coś poknoci, a wtedy on na nią nakrzyczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony