[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piratów. Ciężki dziób biremy przebijał się przez piracką galerę, miażdżąc i niszcząc jej drewniane
poszycie, a cały statek drżał od potwornych uderzeń. A był to dopiero początek koszmaru. Birema
wcale nie miała zamiaru się wycofywać, wiosła nie zaczęły pracować w tył. Kontynuowała swój
ruch do przodu przez żałosny wrak  Zwycięzcy . Miażdżeni dębowym kadłubem piraci jęczeli i wyli
z przerażenia, a ostro zakończone wiosła odcinały ludzkie członki i rozrąbywały poszycie statku.
Poprzez ludzkie mięso i drewno birema przenikała kadłub przeciwnika. Jakąż siłę musieli mieć ci
wioślarze, aby wiosłować przez ciała, deski i belki jak po zwykłej wodzie?! Szare twarze
morderców nie miały w sobie nic ludzkiego. Ani na moment nie zmienili tempa, nie wyglądali w
ogóle na zmęczonych, nawet nie oglądali się na gesty swego biało odzianego kapitana. To była
jakaś przerażająca magia. Birema po chwili przeszła na wylot przez swą ofiarę, przełamując
 Zwycięzcę na pół. Kilku piratów wyszło cało, ale większość broczyła krwią od ran zadanych
potwornymi wiosłami. To był widok, na który nawet dziki barbarzyńca nie mógł patrzeć spokojnie.
Zagłada całej załogi dokonała się w upiornie krótkim czasie.
Teraz jednak Conan musiał skupić się na znacznie bliższym niebezpieczeństwie. Zagrażał mu nie
tylko ognisty okręt, ale też pędząca co sił tajemnicza niska galera. Oba statki zbliżały się do
 Bezlitosnego z przeciwnych stron, próbując chwycić go w kleszcze, jak Santhindrissa i Hrandulf
próbowali zgnieść biremę. Conan miał zamiar dopaść mniejszy, ognisty okręt i pozbyć się go,
zanim drugi z przeciwników wejdzie w jego burtę. Ale nagle zmienił decyzję. Postanowił nie
ryzykować wejścia w tę wielką chmurę dymu. Zwłaszcza iż atakujący go z boku okręt
prawdopodobnie należał do tego wszystkowidzącego maga Crotalusa, z którym Conan bawił się
już w kotka i myszkę we mgle północnego Vilayet. Cymmerianin uznał, że jeśli ma umrzeć, to
raczej w świetle słońca. Pod wpływem tej myśli naparł na wiosło sterowe. Kurs  Bezlitosnego
zmienił się nieznacznie. Płynęli teraz nieco na lewo od chmury dymu. Ognisty okręt ku zdumieniu
barbarzyńcy kontynuował poprzedni kurs. Skraj mgły ogarnął jednak  Bezlitosnego . Conan wydał
rozkaz piratom przy wiosłach, by byli gotowi do natychmiastowego skrętu w lewo. Ale gdzie był
Crotalus? Tajemnicza galera również schowała się w dymie. Barbarzyńcy zdawało się, że obaj
wrogowie są po prawej stronie. Nie wiedział, po co Crotalus pcha się w ten dym. Może chciał go
zaskoczyć, tak jak wtedy we mgle? Parę razy Conan dojrzał w dymie czerwone błyski, to musiały
być płomienie tego diabelskiego okrętu. Raz dostrzegł zarys potężnego kotła na jego śródokręciu.
Bijące w wodę wiosła, co zauważył po raz pierwszy, były przyczepione do jakiejś belki.
Prawdopodobnie z drugiej burty była identyczna konstrukcja. Ognisty okręt zbliżał się.
Barbarzyńca słyszał coraz wyrazniejszy świst i hałas ruszających się części maszyny. Hałas stał się
tak głośny, że wioślarze Conana zaczęli z przerażeniem wpatrywać się w ścianę mgły. W każdej
chwili spodziewali się uderzenia dziobu ognistego okrętu. Galera Crotalusa, podkradająca się
gdzieś po cichu, mogła być jeszcze grozniejsza. Conan starał się dosłyszeć pluski jednostajnej pracy
jej wioseł. Nie mógł. Rozkazał więc przyśpieszyć. Wreszcie zdecydował się!
 Prawa burta, pełna prędkość, natychmiast!  wrzasnął rzucając ster Ivanosowi. Sam pobiegł
na śródokręcie rycząc dalsze komendy:  Pchać mocniej, psy!& albo zaraz poczujecie ich kły!
Lewa burta wiosła wstecz!
Olbrzymia galera zaczęła skręcać. Conan miał nadzieję, że Ivanos pojął jego zamiary i prawidłowo
przesunął ster. Wyczuł pod stopami ostry skręt i wtedy nagle od strony rufy dobiegł go przerazliwy
trzask i zgrzyt, jakby dwa okręty ocierały się o siebie z dużą szybkością. Pokład  Bezlitosnego
zadrżał, Conan zatoczył się i chwycił za brzeg jednej z ław. Nie było to jedno silne uderzenie, raczej
seria trzasków i zgrzytów. Cymmerianin popędził z powrotem na rufę. Galera Crotalusa, która
gdyby nie nieoczekiwana zmiana kursu  Bezlitosnego , uderzyłaby w sam środek burty, teraz przy
pełnej prędkości ocierała się o jego rufę. Doznawała przy tym większych szkód niż  Bezlitosny ,
wszystkie wiosła po prawej stronie zostały połamane. Pękały, rozrywały się i& z pewnością nie
były drewniane! Pryskał z nich jakiś biały płyn i rozlatywały się kawałki żywego ciała. Ivanos stojący
przy sterze wrzasnął z obrzydzenia, gdy spadł na niego ohydny deszcz strzępów. Lecz piraci nie
tracili czasu na przyglądanie się, naparli na wiosła odrywając się od niezwykłego przeciwnika.
Okręt Crotalusa pozostał za rufą, a ludzie Conana wydali krzyk triumfu.
Alaph został oślepiony i na wpół uduszony przez chmurę dymu, wydobywającą się z jego
paleniska, gdy wiatr skierował mu dym prosto w twarz. Zanosząc się kaszlem, przeklinał swą
głupotę. On, który całe życie spędził przy piecach, czy to w piekarni, czy w kuzni, nie pomyślał o
tym, by zbudować coś w rodzaju komina. Oczywiście mógł zmienić kurs tak, aby dym nie leciał na
niego, ale ten wielki statek Imperium był akurat po nawietrznej. W dalszym ciągu miał zamiar go
zniszczyć. Nawet teraz z pełną obsadą wioślarzy  Bezlitosny nie miał szans z jego ognistymi
demonami. Bitwa zafascynowała alchemika. Pierwszy atak co prawda chybił. Jeden z pirackich
okrętów, który odważył się wejść w chmurę dymu, zdołał ujść, choć niewiele brakowało, by Alaph
uruchomił swą broń. Na pewno by mu się udało, gdyby nie to, że oślepiał go własny dym. Potem,
gdy zmienił kurs i przez chwilę nie musiał walczyć o oddech, dostrzegł, że Zalbuvulus i Crotalus
wyłączyli z gry dwa mniejsze pirackie okręty. Aby wygrać zawody, musiał dokonać czegoś
znaczniejszego i zniszczyć wielki trójrzędowiec, a może i wszystkie pozostałe pirackie statki. Ale
zobaczył, że Crotalus wziął na cel jego wymarzonego przeciwnika, a może i Zalbuvulus. Stracił z
oczu biremę starego filozofa. Musiał ich wyprzedzić, odebrać im zwycięstwo i uniknąć ich
podstępnego ataku. Mogli przecież staranować i zatopić jego okręt pod osłoną tej przeklętej
chmury. Przez dym dostrzegł  Bezlitosnego , piraci ostro pracowali wiosłami. Starali się skręcić w
lewo, tak aby jego statek zasłonił ich przed Crotalusem. To było sprytne, musiał to przyznać, tylko
gdzie był Crotalus? Przepadł gdzieś w tym dymie. Alchemik uniósł nad wodą wiosła prawej burty.
W myślach wyznaczył sobie punkt, gdzie powinny się spotkać okręty Crotalusa i Conana. Miał nad
nimi tę przewagę, że mógł się nieco pomylić i użyć swej tajemniczej broni z jednej lub z drugiej
burty. Ponownie nic nie widział i prawie też nie słyszał chlupotu wioseł  Bezlitosnego . Jego
własna maszyna czyniła zbyt wiele hałasu, ale trójrzędowiec był gdzieś przed nim.
I wtedy tuż przed dziobem usłyszał piekielny hałas, jakby olbrzymi topór ściął za jednym
uderzeniem kilka drzew stojących jedno za drugim. Alaph wytężył wzrok, próbując cokolwiek
dostrzec. Nie widział nic, ale nie zwalniał ani nie zmieniał kursu, gdyż bał się utracić szansę. I wtedy
usłyszał ryk piratów, to był ryk triumfu. Czyżby więc to oni zniszczyli Crotalusa? We mgle przed
dziobem zamajaczył ciemny kształt, to musiał być  Bezlitosny , bowiem poruszał się zbyt wolno
jak na dzieło czarnoskórego Zembabwańczyka. Więc teraz! Ognisty statek z pełną prędkością
pomknął w odsłoniętą burtę wroga. Alchemik odkręcił kurki, buchnęły kłęby gorącej mgły. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony