[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Będziemy się nawzajem chronić, ale teraz musimy wymyślić, jak się stąd wydostać, zanim nasi
gospodarze urządzą nam przedstawienie pod tytułem Egzekucja gości".
Pocałował ją w usta.
Jej oczy błyszczały z rozkoszy, jej dusza śpiewała z radości. To przeżycie było niesamowite.
Niezwykłe.
Renee włożyła majtki, potem spodnie.
Gdy Paul sięgał po dżinsy, Renee dotknęła jego długiej na prawie dwadzieścia centymetrów blizny na
plecach. Zapewne pochodziła od dawnej operacji kręgosłupa, bo pozbawiona była intensywnej barwy
na krawędziach. Ale to tylko domysły.
- Skąd to masz? - zapytała.
Paul wsunął nogę w nogawkę dżinsów, potem drugą.
- To stara historia. - Złapał koszulę. - Jesteś pewna, że chcesz jej wysłuchać?
- Tak. - Włożyła bluzkę. To był właśnie odróżniający go od brata znak szczególny, który mógł
potwierdzić jego tożsamość. Paul pewnie nawet o tym nie pomyślał.
180
- Miałem wtedy dziesięć lat. Razem z bratem bawiłem się w stodole i spadłem ze strychu. Wyglądało
to niegroznie, jednak po kilku miesiącach okazało się, że obrażenia są poważne. Konieczna była
operacja. Miałem jednak szczęście, bo była to tylko dyslokacja dysku w krzyżu.
Renee wsunęła na stopy sandały.
- Co to znaczy, że miałeś wielkie szczęście? Przecież każde uszkodzenie kręgosłupa to prawdziwy
koszmar.
Wzruszył ramionami.
- Gdyby uszkodzenie nastąpiło tutaj - dotknął palcem jej pleców tuż pod łopatkami - albo wyżej, to
mógłbym mieć sparaliżowane ręce. - Machnął ramionami. - Moja praca stanowi o moim człowie-
czeństwie, dzięki niej oddycham. Bez niej nie byłbym tym, kim jestem.
Jeśli miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do tożsamości tego człowieka, to właśnie się ich
pozbyła. Gdyby musiał wybierać między sztuką a chodzeniem o własnych siłach, z pewnością wy-
brałby to pierwsze.
- Powinniśmy się pośpieszyć - oświadczyła Renee, mrugając gwałtownie, jakby odpędzała
wzruszenie. Matko, ależ zauroczyła się tym facetem. Tę część swoich przeżyć na Florydzie z pew-
nością pominie przy sporządzaniu raportu z wyjazdu służbowego.
Nie wiedzieli, ile zostało im czasu. Należało przyjąć, że bardzo mało. Musieli działać błyskawicznie.
Renee obejrzała zabezpieczenia okien. Usunięcie przykręconych płyt było raczej niemożliwe bez
narzędzi, no i narobiliby dużo hałasu, Przez ścianę też nie mieli szans się przebić, jak zrobiła to już
wcześniej w rezydencji Paula, znów przez ten hałas.
W takim razie należało odwrócić uwagę bandziorów.
181
To był zarys planu, a teraz musieli obmyślić strategię działania.
Renee miała gotowy pomysł.
Tyle że Paulowi może się nie spodobać.
- Oni potrzebują ciebie - oświadczyła, spoglądając mu prosto w oczy. - Ja jestem do odstrzału.
- Renee, przestań...
- Skup się, Paul. Victor potrzebuje ciebie, żeby zrealizować swój plan. Ja nie jestem mu do niczego
potrzebna. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zabiją mnie w tym domu, o ile nie będzie istot-
nego powodu, by tego nie zrobić.
- Doskonale. - Skrzyżował ramiona na piersiach. - To wymyślimy jakiś powód. Tylko jaki? - spytał
mocno strapiony.
Renee zagryzała wargę, przekuwając swój pomysł w takie słowa, by Paul nie oponował.
- Chodzi o to, że potrzebują mnie, żebyś ty zachowywał się jak należy, prawda?
Skinął głową, choć z wyrazu jego twarzy można było odczytać rosnący sprzeciw.
- Jeśli uciekniesz, będą musieli utrzymać mnie
182
przy życiu, aż cię zmuszą, żebyś pojawił się tam, gdzie ci każą. Tak więc...
- To zły plan! - przerwał jej ostro.
- Przeciwnie, świetny. Nie zabiją mnie, bo będą mnie potrzebować. Musimy tylko coś wykom-
binować, żebym im była potrzebna.
- A co ja mam niby zrobić, jak uda mi się uciec? Jeśli oczywiście wprowadzimy ten plan w życie.
Wkraczali na śliskie terytorium.
- Będziesz musiał zadzwonić do mojego przyjaciela, Jima Colby'ego. A on przekaże Samowi
Johnsonowi, że potrzebujesz jego pomocy.
Paul zmarszczył brwi.
- Kim są ci ludzie?
Nie mieli czasu na długie opowieści.
- Wytłumaczę ci pózniej. Nie możemy ryzykować, żeby Victor nas wyprzedził.
- Więc co mamy robić?
- A jak długo umiesz wstrzymać oddech?
- Minutę? Może dwie? - odparł sceptycznie.
Wreszcie wyjawiła mu swój plan. Paul próbował dyskutować o wielu szczegółach, ale w końcu
zgodził się, by przeprowadzić go według jej pomysłu, bez żadnych poprawek. Nie zadawał żadnych
zbędnych pytań, ale przecież czas uciekał.
Położył się na podłodze, a Renee krzyknęła z całych sił. To był wrzask, od którego krzepła krew w
żyłach. Zaczęła walić pięściami w drzwi.
Po chwili do środka wpadł jeden ze zbirów z bronią gotową do strzału, za nim następny.
183
Renee zaczęła histerycznie tłumaczyć:
- Pomóżcie! Coś mu się stało!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Beaton M.C. Agatha Raisin 05 Agatha Raisin i Ĺmiertelny Ĺlub
- Christine Feehan Dark 05 Dark Challenge
- John DeChancie Castle 05 Castle Murders
- Bailey Bradford [Love in Xxchange 05] Ex's and O's [TEB MM] (pdf)
- KukliĹski Piotr Saga Dworek Pod Malwami 05 Tajemnice Stawu
- C E Murphy [Walker Papers 05] Demon Hunts (pdf)
- Fred Saberhagen Vlad Tepes 05 Dominion
- Diana Palmer Hutton & Co 05 Desperado
- Brown Debra Lee Cenniejsza niz zloto
- Moja_teoria_fotografii_S. Wojnecki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- sposobyna.keep.pl