[ Pobierz całość w formacie PDF ]

są jakieś obce oczy i uszy. Nie chcesz chyba narazić sprawy z tak błahego powodu.
- Rozumiem - zapewnił Staś skwapliwie. - Będę milczał jak grób i zachowam
wszelkie środki ostrożności.
Sawicki popatrzył na kolegę z zastanowieniem.
- Ostrożny? - powtórzył. - No nie wiem, czy twoje jeżdżenie po wioskach z tą mapą
można nazwać ostrożnym zachowaniem...
Staś zrozumiał nagle, że Florian nabrał fałszywego przekonania, jakoby on był
związany z jakimś tajnym patriotycznym stowarzyszeniem. Zrazu chciał to wyjaśnić, ale w
porę się powstrzymał. Jak by to wyglądało, gdyby koledze, o którym wiedział, że pracuje dla
sprawy, przyznał się nagle, że jego celem jest odnalezienie dziewczyny imieniem Tamara.
- Też mam swoje tajemnice - oświadczył z pewną siebie miną.
- Jak ty.
Sawicki pokiwał głową.
- Trzymajmy nasze sprawy przy sobie. Nadejdzie pora na ich ujawnienie, to
zobaczymy, co są warte.
***
Ze wszystkich mieszkańców Kalinówki jedna tylko panna Klementyna Hoffmann nie
poczuła do Floriana Sawickiego sympatii. Jego uśmiech uznała za fałszywy, a komplementy
za przesadne.
- Patrzcie go! - powiedziała do Stasia po odjezdzie Sawickiego. - Pierwszy raz mnie
widzi, a wychwala pod niebiosa. On zawsze taki śliski?
- Zliski? - zdziwił się Kalinowski. - Co to znaczy śliski?
- Zliski, to znaczy śliski - odpowiedziała Klementyna. - Jakiś taki dziwny. O co nie
zapytasz, z rąk ci ucieka, jak karaś.
Ocenę panny Hoffmann Staś Kalinowski odebrał zupełnie inaczej, niż mogłaby się
tego spodziewać. Staś oceniał bowiem, że Florian jest bardzo sprytny, umie się maskować i
nie mówi więcej, niż to jest niezbędne. Dla konspiratora opinia dziewczyny była więc
komplementem.
- Jest fałszywy - dodała Klementyna. - Nie wiem, czemu taki mi się wydał, Boże,
wybacz. Ale obiecaliśmy sobie mówić prawdę i nie ukrywać uczuć, prawda?
Staś nie zgadzał ze zdaniem Klementyny i spróbował wpłynąć na jej opinię. Ale
szybko zrezygnował.
- Nie zmienię zdania - oświadczyła panna Holfmann. - Choćby mnie na ogniu
przypiekali.
***
Tego dnia Staś Kalinowski wrócił z Białegostoku roztrzęsiony. Było ciepłe
kwietniowe popołudnie, a Staś trząsł się niczym w chorobie.
- Nie, nie, jestem całkiem zdrowy - odpowiedział na zaniepokojone pytanie pana
Michała. - Ale czy ojciec pozwoli na rozmowę, poważną rozmowę z domownikami?
Pan Kalinowski zmarszczył brwi, pełne niepokoju, że niesforny syn znowu popadł w
jakieś poważne kłopoty. Staś zapewnił, że z nim wszystko w porządku, praktyka w gazecie
idzie dobrze, wydawca Zeligman jest zadowolony.
- Chodzi o te ostatnie wypadki tutaj - wyjaśnił, a głos mu drżał. - Przyszło mi do
głowy ich wytłumaczenie... Chciałbym to omówić ze wszystkimi, a boję się, że mam rację...
Pan Michał nie zapytał o nic więcej, a wieczorem zebrali się wszyscy przy stole w
salonie, tak samo jak przed kilkoma dniami. Przyniesiono samowar, a następnie służba
wyszła, zamykając drzwi za sobą, Staś zapowiedział bowiem, że to, co ma do powiedzenia,
jest przeznaczone wyłącznie dla domowników.
Nikt nie żartował, spoglądali na najmłodszego członka rodziny z zaciekawieniem.
Rozmawiali wcześniej między sobą o sprawie znalezionego w stawie Janka Kalinowskiego,
ale wiedzieli niewiele i łaknęli więcej wiadomości.
Staś zajrzał do notatek, jakie miał przed sobą, a potem wstał.
- Wszyscy zastanawialiśmy się, co i jak się stało, że odkryliśmy grób powstańca w tak
nieoczekiwanym miejscu. Uznaliśmy, na podstawie znalezionych śladów, że szczątki należą
do świętej pamięci Jana Kalinowskiego. Otóż ja... otóż ja chyba wiem, jak to się stało...
Zastanawiałem się, czy mogę o tym powiedzieć... Jednak nie mogę milczeć, to zbyt duży
ciężar. Jeśli bowiem zdarzyło się tak, jak myślę, to doprawdy straszna historia...
Przerwał, spoglądając na wszystkich po kolei. Siedzieli wpatrzeni w Stasia z
niepokojem, on zaś odłożył notatki na stół i wystąpił nieco do przodu, aby widzieć ich
wszystkich dobrze i samemu być dobrze widocznym.
- Znam historię dziadka Janka jak my wszyscy - zaczął Staś niepewnym głosem, ale
w miarę jak mówił, jego głos twardniał, a argumenty wygłasza! coraz pewniejszym tonem. -
Jestem najmłodszy, więc choć słyszałem te historie wiele razy, może nie wszystko z nich
zrozumiałem. Jeśli wyda się wam, że moja dedukcja jest nieprawidłowa, albo coś zle
zapamiętałem, proszę mnie zaraz poprawić...
- Mów wreszcie! - upomniał starszy brat, ale zamilkł zganiony gniewnym gestem
ojca.
- Trzeba przeprowadzić rozumowanie logiczne - oznajmił Staś. - Oddzielić to, co
wiemy na pewno, od tego, czego się domyślamy, albo co jest niepewne. Każde twierdzenie
musi być udowodnione. Zacznijmy od pewników, potem przejdziemy do wątpliwości...
Czy poszedł do powstania dziadek Janek? Poszedł. Zwiadczą o tym różni ludzie,
nasza babunia sama go żegnała na ganku. Przysłał wiadomość z obozu wojskowego. %7łe był
w boju, wiemy od conajmniej kilku świadków. Walczył w partii pułkownika Wróblewskiego,
wydostał się z okrążenia. Nawet o tym wiemy, że miał ze sobą powstańczą kasę. Potwierdzili
to przedstawiciele tajnego Rządu Narodowego, którzy już po upadku powstania przyjechali
do Kalinówki, szukając tego złota i pieczęci. Prawda, babuniu?
- Tak - potwierdziła pani Katarzyna. - Jak wam opowiadałam, bardzo wiele mówili o
jego odwadze i pięknym, patriotycznym zachowaniu. Ale nie rozumiem, Stasiu, ku czemu ty
zmierzasz...
Staś złożył dłonie jak do modlitwy.
- Babuniu, wybacz. Mam mętlik w głowie. Wyjaśnię to wszystko po kolei, jeśli
zechcecie mi pomóc. Bardzo proszę, byście zechcieli pójść za tokiem mojego rozumowania.
Otóż, moje kolejne pytanie. Czy dziadka Janka widziano w Jałówce? Wtedy, gdy partia
Wróblewskiego stanęła tam w dzień Zielonych Zwiątek? To pytanie retoryczne, znamy
odpowiedz. Widziano, potwierdzili liczni świadkowie.
- Do czego zmierzasz? - zmarszczył brwi pan Michał.
- Pozwól wytłumaczyć, ojcze - Staś mówił z tak niezwykłą powaga, że nikt nie
ośmielił się mu się przerywać, a co najwyżej wtrącić krótką uwagę.
- Nie ma wątpliwości co do losów dziadka Janka aż do chwili, gdy oddział z partii
Wróblewskiego stanął obozem przy Juszkowym Hrudzie.
- Tak - potwierdził Ignaś. - A co było dalej, wiemy przecież od Jakimowicza, także
naocznego świadka.
- Słusznie - zgodził się Staś. - I właśnie w tym momencie wchodzimy na niepewny
grunt... Dokładnie na to chciałem zwrócić uwagę. Od chwili napadu Moskali na obóz o
losach Janka Kalinowskiego wiemy tylko tyle, ile przekazał jeden świadek...
- Jeden, ale naoczny - zauważył pan Michał.
Staś pokręcił głową.
- Obawiam się, że nie powiedział całej prawdy...
Zamilkł. Nikt chyba jeszcze nie domyślał się, ku czemu zmierza. Może tylko pan
Michał, bo ten zerwał się nagle od stołu, po czym znowu usiadł, oparł łokcie na blacie, a
dłońmi ścisnął skronie.
- Boże przedwieczny! - jęknął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony