[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cone. Mam jej zgodę na piśmie. Przyniosłam ci kawę.
Dzięki.
Upił łyk i sparzył się w język. Cholera, musi się
skoncentrować na pracy, zamiast rozmyślać o Meg,
choć zaledwie wsłuchał się w swojskie, szpitalne
odgłosy, serce zaczęło mu bić jak oszalałe, a nogi
zmiękły, jakby były z galarety. Za dużo wspomnień.
Przez nieuwagę ochlapał się kawą i zaczął machać
oparzoną ręką.
Psiakrew! syknął, wsuwając dłoń pod strumień
zimnej wody.
Nic ci nie jest? spytała Rae z zaciekawioną
miną.
Ben wcale jej się nie dziwił: sam siebie nie po-
znawał. Zazwyczaj tryskał humorem, w przerwach
międzynagraniami śmiał się i żartował z resztą ekipy,
nie wiedział, co to stres. Tutaj, w tym przeklętym
szpitalu, rozdarty między bolesnymi wspomnieniami
a fascynacją na punkcie ledwie poznanej kobiety,
przestał być sobą. Kompletny obłęd.
Nie mruknął do Rae i wtedy weszła ona,
z uśmiechem jak samo słońce i promiennymi oczami,
a on pomyślał, że nagle zrobiło się jaśniej.
Została jakaś kawa bez przydziału?
Zrobiłby coś, gdyby był w stanie się poruszyć,
jednak mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Pozo-
stało mu jedynie patrzeć, jak Rae podaje Meg świeżo
zaparzoną kawę. Meg wygląda niesamowicie seksow-
nie w tym jednorazowym niebieskim fartuchu, pomyś-
lał i omal nie popukał się w głowę. Fartuch z włókniny
seksowny? Zmiechu warte, jednak prawdziwe. Upił
wielki łyk kawy, na szczęście już chłodniejszej, i przy-
glądał się jej w milczeniu, zadowolony, że udało mu się
nie zakrztusić.
Meg dolała do kawy trochę zimnej wody, wypiła
całość duszkiem i spojrzała na Bena.
Okej, przypnij mi mikrofon i wracam do pracy.
Mieliśmyomówić przypadek ostatniego pacjenta
przypomniał Pete, lecz Meg tylko bezradnie roz-
łożyła ręce.
Nie teraz, za duży ruch. Pacjenci czekają po trzy
godziny. W poniedziałki zawsze mamy młyn, jak to po
weekendzie. Ale będzie się robić coraz spokojniej.
Może znajdę wolną chwilę między przyjęciami?
A jak nie znajdziesz?
To porozmawiamy po pracy odparła, wzrusza-
jąc ramionami.
Ale potrzebujemy więcej informacji...
Cóż, musicie poczekać. Zdaje się, że mieliście za
mną chodzić z kamerą, tak? No to chodzcie. Nie mogę
sterczeć jak kołek. Jeśli nie możecie za mną nadążyć,
znajdzcie sobie jakiś łatwiejszyobiekt. Może drzewo?
Usta mu zadrgały, ale opanował się i z kamienną
miną podał Meg mikrofon. Starał się nie zaglądać jej
w dekolt, gdy wsuwała go pod fartuch. Kiedy oplotła
się w talii kabelkiem, a baterię ponownie nanizała na
pasek, Ben włączył mikrofon.
I jak? spytała Steve a.
W porządku, słyszę cię.
No to chodzmy oznajmiła i już jej nie było.
Narowista klaczka szepnął Pete.
Ben rzucił mu mordercze spojrzenie.
Ona ma rację, to jest szpital. Nie może marnować
czasu na omawianie z tobą jakichś pierdół.
Lepiej wez się do pracy, psiakrew, zamiast się
wymądrzać! odwarknął Pete.
Ben był wściekły, lecz w duchu przyznał Pete owi
rację.
Chciałem dać jej czas na oswojenie się z nami
odparował z rozdrażnieniem. I zgodnie z prawdą,
choć przede wszystkim zależało mu na tym, aby
koledzy nie zauważyli, co się z nim dzieje. Najwyraz-
niej jednak jego strategia nie zdała egzaminu.
ROZDZIAA CZWARTY
W przeciwieństwie do poranka reszta dnia minęła
spokojnie. Może nie tyle zrobił się zastój, ile pacjenci
napływali leniwym strumieniem i z dolegliwościami,
które nie budziły zachwytu Pete a, niedostatecznie
widowiskowymi i za mało krwawymi. Ben jakby się
ocknął i zaczął zadawać więcej pytań, lecz mimo to
Meg czuła, że nadal jest spięty.
Zastanawiała się, czy zawsze jest taki małomów-
ny, a dłużyzny zostają najzwyczajniej w świecie wy-
cięte na etapie montażu, czy też jego mrukliwość
bierze się stąd, że za nią nie przepada. Może nie
powinna była mu mówić, żeby zbytnio się nią nie
interesował? Cóż, trudna rada. Ona też nie była za-
chwycona udziałem w programie, skoro jednak zgo-
dziła się, zamierzała robić dobrą minę do złej gry,
pomijając dodatkowe pieniądze za wykonywanie
swojej pracy, bowiem Bena i reszty ekipy, stale wi-
szących jej nad głową, do plusów zdecydowanie nie
zaliczała!
Przyjęła kobietę z małym dzieckiem, które wsadziło
sobie do ucha koralik. Ben zagadywał chłopczyka
usadowionego u matki na kolanach, tymczasem Meg
wyjęła ciało obce specjalnym ssakiem.
I po krzyku oznajmiła, pokazując niewielki
koralik.
Matka dziecka odetchnęła z ulgą, potem zerknęła na
Bena i zatrzepotała rzęsami.
Uśmiechnął się ciepło, Meg zaś poczuła niezrozu-
miałe ukłucie zazdrości. Odwróciła się tyłem do kame-
ry, nie chcąc, by ktokolwiek widział wyraz jej twarzy,
i dziwiąc się samej sobie. Owszem, Ben jest przyjemny
dla oka, potrafi być czarujący i ma w sobie coś
intrygującego, ale to jeszcze nie powód, aby czuć
zazdrość tylko dlatego, że uśmiechnął się do matki
chorego dziecka i powiedział coś, co ją rozbawiło.
Niedorzeczna reakcja.
Wręczyła koralik matce i odesłała ją z dzieckiem do
domu. Usunęła drzazgę spod paznokcia, na którą
uskarżał się następny pacjent, kolejny miał paskudnie
wywichniętą kostkę, którą obandażowała, udzielając
stosownych zaleceń: noga do góry, zimne kompresy
i rehabilitacja, oraz zaordynowała kule. Następnie
przyszła kobieta, która twierdziła, że jej synek połknął
jej ziołowe tabletki na odchudzanie. Meg podała mu
środek wymiotny, kiedy zaś malec zwymiotował pros-
to na jej czyściutki fartuch, zauważyła, jak tabletki
wypadają mu z kieszeni.
Zastanawiała się tylko, za jakie grzechy ją to spoty-
ka. Ben zadawał jej pytanie za pytaniem, Pete wiercił
się jak na szpilkach, bez wątpienia marząc o tym, aby
zawaliło się niebo, wywołując spektakularną katastro-
fę, która dodałaby programowi pikanterii, jednakże
jego modły nie zostały wysłuchane.
Mimo to Meg miała urwanie głowyi może zdołała-
by nie myśleć o Benie, gdyby ciągle nie miała go na
widoku, z tym jego seksownym uśmiechem, potar-
ganymi włosami i cieniem zarostu. Kiedy wyłoniła się
z gabinetu zabiegowego, w fartuchu, którego przód
niezbicie dowodził skuteczności środka na wymioty,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Anderson, Poul Time Patrol 04 The Shield of Time
- Anderson, Kevin J GameEarth 01 Game Earth
- 8.a)Dark Secret Marina Anderson
- Anderson, Poul The Star Fox
- Anderson, Poul Guardianes del Tiempo
- Anderson KsieĹźyc Ĺowcy
- 0104. Buck Carole GorÄ ce lato (Romans [Phantom Press])
- Blake Ally Romans z mÄĹźem
- Muir Charles & Caroline Tantra. Sztuka Ĺwiadomego Kochania
- hdh_thomas_hobbes_leviatan
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zona-meza.keep.pl