[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyznę.
- Nie.
- W imię Boga...
- Pańskiego Boga. - Evalyth odwróciła wzrok. - Nie sprawi mi to przyje-
mności, kapitanie. Zaczynam żałować, że muszę to zrobić. Ale chodzi o to, że
Donii nie zginął w uczciwej walce czy podczas kłótni, tylko że zarżnięto go jak
prosiaka. To jest to zło w kanibalizmie: że człowiek staje się jedynie zwierzęciem
dostarczającym mięsa. Nie przywrócę mu życia, ale jakoś wyrównam rachunek
traktując ludożercę jedynie jako niebezpieczne zwierzę, które należy zastrzelić.
- Rozumiem. - Jonafer również długo wyglądał przez okno. W blasku
zachodzącego słońca jego twarz stała się wykutą z brązu maską. - No więc - rzekł
chłodno na koniec - zgodnie z Kartą Przymierza oraz statutem naszej wyprawy
nie mam wyboru. Ale nie pozwolę na żadne upiorne obrzędy, a poza tym
wszystko musi pani przeprowadzić własnoręcznie. Więzień zostanie pani dostar-
czony do budynku po zachodzie słońca. Zlikwiduje go pani natychmiast i wezmie
udział w kremacji zwłok.
56
Dłonie Evalyth spotniały.
- Nigdy jeszcze nie zabiłam bezbronnego człowieka.
- Ale on to zrobił! - brzmiała odpowiedz.
- Zrozumiałam, kapitanie - odpowiedziała.
- Bardzo dobrze, poruczniku. Jeśli pani chce, proszę iść do stołówki na
kolację. Nikomu ani słowa. Cała sprawa odbędzie się o... - spojrzał na zegarek,
dostosowany do długości miejscowej doby - o dwudziestej szóstej.
Evalyth na próżno starała się przełknąć tę suchość, którą miała w gardle.
- Czy nie zbyt pózno? - spytała.
- To specjalnie - odrzekł. - Chcę, aby cały obóz spał. - Napotkał jej wzrok. - l
chcę dać pani czas na zmianę decyzji.
- Nie! - Zerwała się na równe nogi i ruszyła do drzwi. Jego głos ścigał ją.
- Donli by też panią o to prosił.
Nadeszła noc i wypełniła pokój. Evalyth nie wstała, by zapalić światło.
Wyglądało to tak, jakby krzesło, ongiś ulubione przez Donliego, nie chciało jej
puścić.
W końcu przypomniała sobie o lekarstwach. Miała jeszcze kilka tabletek. Po
zażyciu jednej z nich łatwo będzie wykonać egzekucję. Na pewno Jonafer poleci
dać coś Moru na uspokojenie choć teraz, zanim go tu przyprowadzą. Dlaczego
więc nie miałaby sobie pomóc w ten sposób?
Nie byłoby to słuszne.
Dlaczego nie?
Nie wiem. Nic już nie rozumiem.
A kto rozumie? Tylko jeden Moru. On wie, dlaczego zamordował i
poćwiartował człowieka, który mu zaufał. Evalyth stwierdziła, że na jej ustach
zagościł niewidoczny w ciemnościach zmęczony uśmiech. Niezawodnym
przewodnikiem Moru były jego przesądy. Teraz już zobaczył u swoich dzieci
pierwsze oznaki dojrzałości. Powinno go to choć trochę pocieszyć.
Dziwne, że ten przełom endokrynologiczny, związany z nadejściem dorosłości,
pojawił się w warunkach przerażającego stresu. Raczej można by tu się
spodziewać pewnego opóznienia. Co prawda przez jakiś czas jeńców karmiono
znacznie bardziej racjonalnie, a lekarze zapewne uwolnili ich od najróżniejszych
chronicznych infekcji. Ale i tak wszystko to było dziwne. Poza tym nawet
normalne dzieci w normalnych warunkach nie ujawnią nieomylnych oznak
zewnętrznych w tak krótkim czasie. Donli na pewno by próbował to rozgryzć.
Prawie widziała go, jak siedzi marszcząc brwi, pocierając czoło, uśmiechając się
półgębkiem z powodu przyjemności, jakiej mu ten problem dostarczał.
Nieomal słyszała, jak mówiłby do Udena przy piwie i papierosie:
Spróbuję sam nad tym pogłówkować. Może coś wykombinuję".
Jak? - zapytałby lekarz. - Jesteś specjalistą w biologii ogólnej. Nie mam nic
do ciebie, ale szczegółowa fizjologia człowieka to nie twoja specjalność".
Mmmm... tak i nie. Do mnie należy badanie gatunków pochodzenia
ziemskiego i to, jak się przystosowały do warunków na nowych planetach.
Dziwnym trafem człowiek to jeden z takich gatunków"
57
Ale Donliego nie było, a nikt poza nim nie był dość kompetentny, by podjąć
jego pracę... by go choć w części zastąpić - ale uciekała od tej myśli, podobnie jak
od innej, dotyczącej tego, co ją czeka wkrótce. Wszystkie swe myśli skupiła na
jednej kwestii: że nikt z zespołu Udena nie próbował wykorzystać wiedzy
Donliego. Jak zauważył Jonafer, gdyby Donli żył, może podsunąłby jakiś pomysł,
nieortodoksyjny a wnikliwy, który mógłby doprowadzić do odkrycia tego, co było
do odkrycia, o ile w ogóle coś było. Uden i jego asystenci to rutyniarze; nawet im
nie przyszło do głowy polecić komputerowi Donliego, by przeczesywał swe banki
danych w poszukiwaniu jakichś istotnych informacji. Dlaczego mieliby to robić,
skoro problem ten rozpatrywali z czysto medycznego punktu widzenia. No i
przecież nie byli okrutni. Cierpienia psychiczne, jakie zadawali badanym,
powodowały, że unikali czegokolwiek, co mogłoby spowodować konieczność
dalszych badań. Donli od samego początku zabrałby się do tego inaczej.
Nagle mrok zgęstniał. Eyalyth z trudem oddychała. W pokoju było zbyt
gorąco i cicho; czekanie też się zbytnio przeciągało. Musi coś zrobić, bo inaczej
siła woli też ją zawiedzie i nie będzie w stanie pociągnąć za spust.
Wstała z trudem i powlokła się do laboratorium. Zwietlówka oślepiła ją na
moment. Podeszła do komputera.
- Włącz się! - poleciła.
Odpowiedziało jej jedynie światełko zasilania. Okna były nadal całkowicie
czarne. Chmury na niebie bez reszty zasłaniały księżyc i gwiazdy.
- Jakie... - z gardła jej dobył się tylko dziwaczny skrzekot. Pomogła sobie,
myśląc z rozrzewnieniem: wez się w garść, głupia bekso, albo nie jesteś
odpowiednią matką dla dziecka, które w sobie nosisz, l mogła już zadać pytanie.
- Jakie może być biologiczne wytłumaczenie zachowania się ludzi na tej
planecie?
- Te sprawy najłatwiej wyjaśnić w kategoriach psychologicznych i
antropologii kulturalnej - odrzekł głos.
- M-może - powiedziała Evalyth. - A może nie. - Uszeregowała kilka myśli i
ustawiła je niewzruszenie pośród innych, szalejących w jej głowie.
- Możliwe, że tubylcy ulegli jakiejś degeneracji i nie są już właściwie ludzmi. -
Chciałabym, żeby Moru nie był człowiekiem. - Sprawdz wszystkie dane o nich,
między innymi wyniki obserwacji klinicznych przeprowadzonych na czworgu z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Anderson, Poul Time Patrol 04 The Shield of Time
- Anderson, Kevin J GameEarth 01 Game Earth
- 360. Anderson Caroline Romans na planie
- 8.a)Dark Secret Marina Anderson
- Anderson, Poul The Star Fox
- Anderson, Poul Guardianes del Tiempo
- Maxwell M. ProśÂ mnie Raz jeszcze
- Sara Shepard Pretty Little Liars 13 Skruszone
- Susan Elizabeth Phillips Hot Shot
- Clark Lucy Ponowne spotkanie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stardollblog.htw.pl