[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uderzać do głowy. Czy opowiedział ją pan policji?
Nie. Nie mam dla nich czasu. Wyobrazcie sobie, że w zeszłym roku
aresztowali mnie za prowadzenie po pijanemu, choć wypiłem zaledwie kwartę.
Co za dranie! Bandyci i gwałciciele chodzą wolno, a oni nic nie robią, tylko
oskarżają porządnych obywateli. Jeszcze jednego?
Nie, dziękujemy Agatha wstała.
Roy już podstawiał kieliszek, ale zdecydowanym ruchem wyjęła mu go z
ręki i odstawiła na stół.
Wracając do tego festynu. Jestem świetnym mówcą pochwalił się
Fred.
Na pewno przydzielimy panu jakąś rolę obiecała Agatha, marząc o
zaczerpnięciu świeżego powietrza.
Bardzo miło z pani strony. Odwiedzę panią przed imprezą i przygotuje-
my przemówienie.
%7ładne z nas nie może prowadzić samochodu zdecydowała Agatha,
gdy wyszli na dwór.
Deszcz ustał, zapadał zmrok. Z bladego wieczornego nieba znikły chmury.
Ochłodziło się.
Bez przesady. Poprowadzę zadeklarował Roy.
Nic z tego. Mam maksymalną liczbę punktów karnych, a moja polisa
ubezpieczeniowa cię nie obejmuje.
LR
T
Nie wypiliśmy zbyt dużo.
Owszem, niemało. Podał wielkie kieliszki do whisky.
Może wstąpilibyśmy do Mary Owen?
Dopiero gdy wytrzezwieję. Musimy coś zjeść. Chodz, spacer dobrze
nam zrobi.
Przemierzyli połowę drogi, gdy rozgwieżdżone niebo przesłoniły czarne
chmury.
Przyspieszyli kroku, lecz wkrótce spadły pierwsze krople deszczu, które
szybko przeszły w ulewę. Nim dotarli do chaty Agathy, byli przemoknięci do
suchej nitki, ale za to całkowicie wytrzezwieli.
Gdy się przebrali, Roy oświadczył, że przygotuje kolację. Jednak Agacie
jego pomysł nie przypadł do gustu. W obawie, by nie pobrudził wszystkich na-
czyń i nie marudził w kuchni do północy, wyciągnęła go do gospody.
Po powrocie uświadomiła sobie, że nie odsłuchała poczty głosowej. Nie
cierpiała nagranego na niej głosu.
Przypominał jej czasy, w których kobiety pobierały lekcje dykcji. Nasuwał
skojarzenia z guwernantką pouczającą podopiecznego: Jeżeli nie zjesz owsian-
ki, nie zabiorę cię do cyrku".
Masz dwie nowe wiadomości zaanonsowała niesympatyczna panien-
ka. Aby odsłuchać, wciśnij jeden. Aby skasować, wciśnij dwa.
I jak się zachować, stojąc przed takim dylematem? myślała Agatha ze
złością.
LR
T
Pierwszą zostawił Guy Freemont:
Próbowałem złapać z tobą kontakt. Zadzwoń".
Druga pochodziła od Mary Owen:
Najwyższa pora, żebyśmy porozmawiały. Proszę o telefon".
Agatha popatrzyła na zegar. Minęła północ. Za pózno na wydzwanianie.
Zresztą, tak czy inaczej, musieli następnego ranka pójść do Ancombe po samo-
chód. Wtedy przy okazji odwiedzi Mary Owen.
Gdy zasypiała, ostatnia myśl, jaka przyszła jej do głowy, jak zwykle doty-
czyła Jamesa. Gdzie teraz był?...
Tymczasem James wrócił właśnie z zebrania stowarzyszenia Ratujmy Na-
sze Lisy, które odbyło się na zapleczu pubu w Rugby. Rozjaśnione czarne wło-
sy, zakol czykowane uszy, niedbale zarzucona wojskowa kurtka, brudne
dżinsy i wysokie glany. James był odmieniony. W obawie, by nie zdradziła go
wymowa, odpowiadał nowym kompanom półsłówkami.
Wierzył, że jeśli dowie się, kto zapłacił demonstrantom za zorganizowanie
zamieszek przy zródle, zdoła zidentyfikować zabójcę.
Na widok przewodniczącej doszedł do wniosku, że to dostojne słowo zu-
pełnie nie pasuje do chudej, nerwowej osoby o wielkich, pięknych oczach spo-
glądających z desperacko wychudzonej twarzy ukrytej w cieniu burzy rozczo-
chranych loków. Miała na imię Sybil. Nikt tu nie używał nazwisk. James przed-
stawiał się jako Jim.
Spotkanie zwołano dlatego, że jeden z członków organizacji wyczytał w lo-
kalnej gazecie, że pewien sprzedawca samochodów z Coventry wydaje przyję-
LR
T
cie w ogrodzie. %7łeby uczcić swe czterdzieste urodziny i przypomnieć o swym
rzekomo cygańskim pochodzeniu, zamierzał zaserwować swym gościom jeże z
rusztu. Człowiek o imieniu Trevor zwrócił obecnym uwagę, że jeż nie jest ga-
tunkiem chronionym, na co Sybil wrzasnęła:
Wkrótce wszyscy się przekonają, że jeże wreszcie znalazły obrońców!
Jej wystąpienie powitano okrzykami aplauzu. James ukradkiem obserwo-
wał zgromadzonych. Wszyscy mieli wojownicze miny. Po rzucającej się w oczy
podczas marszu do zródła łagodności nie było śladu. Na szczęście ostrzyżona na
zero grupka młodych bojówkarzy nie stawiła się. Ostał się tylko jeden, być mo-
że najbardziej siermiężny z nich.
James został zaakceptowany po odpowiedzi na pierwsze pytanie Sybil, skąd
się o nich dowiedział. Wymamrotał niewyraznie, że od kogoś z Birmingham.
Zebranie miało polityczne zadęcie. Było pełne górnolotnych przemówień i pu-
stych słów. Sybil z wielkim zaangażowaniem ubolewała nad eksterminacją jeży.
Jak to jest, że zwierzątka z bajek dla dzieci zawsze znajdują obrońców? my-
ślał James. Tymczasem na przykład takie pająki można mordować bez wyrzu-
tów sumienia.
Ciekawe, czy gdyby dowiedzieli się, że jakiś farmer zwalcza szczury w
swej stodole, broniliby ich równie zaciekle? Lecz najbardziej nurtowała go inna
kwestia: kto finansuje ich działania. Kto płaci za wynajem sali, za dojazd na po-
lowania i do samego zródła?
Musieli gdzieś mieć biuro.
Jedyny człowiek, który budził w nim lęk, to krzepki młodzian Zak z ogolo-
ną głową, na której miał wytatuowaną czaszkę i skrzyżowane piszczele. James
co jakiś czas czuł na sobie jego badawczy wzrok.
LR
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- John Norman Gor 07 Captive of Gor
- Alan Burt Akers [Dray Prescot 07] Arena of Antares (pdf)
- 007 Ewa wzywa 07... TelefonowaĹ morderca Bernard Jan
- Banks, Iain Culture 07 Look to Windward
- 07. McMahon Barbara Spotkanie na pustyni
- Sandemo_Margit_07_JasnowĹosa
- J.SAPIECHA DZIEJE MARSA KRWAWEGO
- Christie Agatha Rosemary znaczy pamiec
- Christie Agatha KieszeĹ pelna Ĺźyta
- Christie Agatha Niedziela na wsi
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jungheinrich.pev.pl