[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kubkami i aparatem.
Przy kolejnym podmuchu wiatru namiot się zatrząsł. Liza przestraszyła
się, że liny mogą puścić i odfrunie.
- Interesujący sposób zabezpieczania papierów - powiedział Tuareg, stając
w wejściu do namiotu.
Liza odwróciła się, zaskoczona. Czy to on? Miał na sobie tradycyjne
arabskie szaty. Ciemne włosy były schowane pod turbanem. Wpatrywała się w
niego z biciem serca.
- Nie słyszałam helikoptera. Jak pan tu przyjechał? - spytała.
- Są jeszcze inne sposoby podróżowania po pustyni.
- Na wielbłądzie? - domyśliła się.
- Ham potrzebował trochę ruchu. Poza tym pogoda nie jest odpowiednia
do lotów.
Rozejrzała się po wiotkim namiocie, modląc się w duchu, żeby wytrzymał
te porywy.
- Myślałam, że już pana nie zobaczę
- Profesor Sanders mnie zaprosił. Ma nadzieję, że nakłonię wujka, żeby
przesunął termin zakończenia prac w obozie.
- To byłoby cudowne. Mamy jeszcze tyle do zrobienia. Proszę pomyśleć,
ilu rzeczy się nie dowiemy, jeśli te tereny znikną pod wodą.
- Nie dyskutujmy o tym. Zna pani przecież moje zdanie. Nie mam
zamiaru go zmieniać. - Przechadzał się po namiocie, przyglądając się
eksponatom poukładanym na długich stołach.
Lizę ogarnął gniew, że tak beztrosko lekceważy ich pracę. Oczywiście
jego projekt był bardzo ważny, ale nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze.
- 70 -
S
R
- Wiedza o przeszłości jest bezcenna - stwierdziła z uporem. - Ja też nie
zmienię zdania.
Poryw wiatru wydął jego szaty.
- Pogoda się pogarsza - rzucił krótko.
- To po co pan tu przyjechał? Nie lepiej było siedzieć w domu, gdzie jest
sucho i bezpiecznie?
- Trochę deszczu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Odwróciła głowę w
zamyśleniu.
- Chcę porozmawiać z profesorem i zobaczyć dokładnie miejsce, z
którego jest tak dumny. Może po lunchu zechce pani towarzyszyć mi do obozu
nomadów, którzy będą musieli się przenieść na inne tereny po utworzeniu
zbiornika.
Liza nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Powinna unikać towarzystwa
Tuarega, ale nie mogła się oprzeć pokusie, żeby spędzić popołudnie w jego
towarzystwie.
- To niedaleko. Pojedziemy jeepem. Zajrzymy tam na chwilę i zaraz
wrócimy.
Jak mogłaby nie przyjąć tak miłego zaproszenia?
Po lunchu Tuareg owinął chustą twarz od nosa w dół, tak że widać było
tylko jego lśniące oczy. Kazał Lizie zawiązać chustkę, żeby mogła ochronić
twarz przed unoszącym się piaskiem. W trakcie jazdy jeepem, którego pożyczył
mu profesor Sanders, rzadko się odzywał. Nie było drogi ani nawet szlaku tylko
niekończący się piach, zarośla i kępy trawy.
Wkrótce dojechali do leniwie płynącej płytkiej rzeki i jechali wraz z jej
biegiem. Tu roślinność była trochę bujniejsza.
- To wszystko zniknie pod wodą, prawda? - spytała nagle Liza,
zachwycona widokiem drzew. Gęstwina liści zdumiewająco kontrastowała z
nagą równiną, na której znajdował się ich obóz. Liście palm daktylowych
rosnących obok zródła, z którego sączyła się woda, kołysały się na wietrze.
- 71 -
S
R
- Dopiero za parę lat zbiornik osiągnie pełną pojemność. Ale ten teren
zostanie zatopiony w pierwszej kolejności - odparł Tuareg, wpatrując się w
krajobraz.
- Te drzewa rosną tu od ponad stu lat. Może jesteśmy ostatnimi ludzmi,
którzy je widzą - powiedziała ze smutkiem.
- Pani jest bardzo romantyczna. Takie są prawa przyrody, że coś się rodzi,
rośnie i umiera. Po nawodnieniu tych terenów wyrosną nowe drzewa. Tam,
gdzie ziemia jest jałowa, ludzie będą zbierać plony.
- Mhm.
- Uważa pani, że postęp jest niepotrzebny?
- Ależ nie. Nie chciałabym żyć tak jak moi przodkowie. Tylko szkoda, że
nie możemy dokonywać postępu, zachowując piękno natury.
- To niech pani zrobi zdjęcie.
- Dobry pomysł - powiedziała, sięgając po aparat. Zrobiła kilka zdjęć, po
czym spojrzała na Tuarega. - Czy mógłby pan tam stanąć, żeby było widać ich
rozmiary w stosunku do sylwetki człowieka?
Tuareg zastanawiał się przez chwilę. Potem skinął głową i wysiadł z
jeepa. Promienie słońca migotały na rzece. Arabski książę w tradycyjnych
szatach nadawał tej scenie wyraz mistycyzmu. Liza pstryknęła kilka zdjęć.
Tylko ona będzie wiedziała, kim jest ten mężczyzna. Luzna szata i twarz zakryta
chustą nie pozwalały go zidentyfikować, dodając tajemniczości ujęciu.
- Wystarczy - powiedział, wracając do samochodu.
- Dziękuję. Mogę przysłać panu kilka odbitek.
- Nie trzeba. Nie mam komu pokazywać zdjęć. Włożyła kapelusz na
głowę i położyła aparat na kolanach.
Wcale nie było jej żal Tuarega. Miał rodziców i liczną rodzinę. To ona
była sama jak palec, jeśli nie liczyć paru przyjaciół.
Tylko że ona nie izolowała się od życia.
- 72 -
S
R
A może i on się nie izolował? Myślał o tym, żeby poprawić byt wielu
mieszkańców jego kraju. Utrzymywał bliskie kontakty z matką i pewnie także z
ojcem. Był powszechnie lubiany, jak można było sądzić z zachowania gości na
przyjęciu.
Mimo to czuł się samotny.
- Zaraz będziemy na miejscu - powiedział. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony