[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez te lata? Chodziłaś za bratem i sporządzałaś notatki?
- Po prostu słuchałam i obserwowałam. - Aby urazić go
do końca, zerknęła na zegarek. - Ju\ pózno, Rand. Dobranoc i
dziękuję za dzisiejszy wieczór. Zwietnie się bawiłam.
- Wygłosiłaś ju\ tę swoją obowiązkową, uprzejmą
przemowę po\egnalną. Tu\ przed tym, jak cię pocałowałem.
Wtedy mnie zirytowała, a teraz irytuje mnie jak diabli.
- Wchodzę do domu. Ty po prostu znów chcesz się
pokłócić.
- Ja po prostu chcę iść z tobą do łó\ka, a potem usunąć ze
swojej pamięci!
Zadr\ał, przera\ony własnym wybuchem. Jeśli teraz Jamie
zatrzaśnie mu drzwi przed nosem i odmówi widywania się z
nim, to będzie wiedział, \e na to zasłu\ył.
Ale, ku jego całkowitemu zdumieniu, Jamie roześmiała
się.
- Nie powinieneś tak się odkrywać i zwierzać się ze
swoich intencji, Rand. Nie mów o swoich planach i
skoncentruj się na prawieniu mi komplementów. Opanuj się.
Steve nigdy by się tak fatalnie nie przejęzyczył.
Patrzył na nią zakłopotany. Była nie do pokonania.
Absolutnie wspaniała. I potrafiła manipulować nim tak, jak
nie potrafiła tego robić \adna inna kobieta.
- Jesteś taka... taka...
Nie mógł znalezć słów. Do diabła, gdyby teraz jako Brick
Lawson miał opisać podobną scenę, bez problemów znalazłby
dowcipną lub złośliwą odpowiedz. Ale jako Rand Marshall
zupełnie oniemiał.
- Dobranoc, Rand - powiedziała z uśmiechem i odwróciła
się, by zamknąć drzwi.
- Nie mo\emy zakończyć w ten sposób dzisiejszego
spotkania - mruknął. Próbował odzyskać przewagę. Było to
absolutnie konieczne. - Pocałuj mnie na dobranoc.
- Przecie\ ju\...
Chwycił ją za ręce i pociągnął ku sobie.
- śadnych ale. Po prostu zrób to.
Poczuła, \e nie potrafi mu tego odmówić. Spędzili razem
cudowny wieczór. Z wyjątkiem tych chwil, kiedy się kłócili.
Lecz kłótnia z Randem była bardziej ekscytująca ni\
cokolwiek innego z kimkolwiek innym.
Wyciągnęła dłoń, by prześledzić zmysłowy kształt jego
ust. Zadr\ała z po\ądania. Miał tak wspaniałe wargi: kuszące,
namiętne... Naprawdę chciała go pocałować. Bardzo chciała.
- Rand - szepnęła.
Objęła go za szyję a potem całowali się mocno i
szaleńczo. Przesuną) dłoń i objął jej pierś. Była ciepła, miękko
zaokrąglona. Pieścił ją, gładząc kciukiem sztywny czubek, a\
Jamie jęknęła z rozkoszy.
Nagle, bez ostrze\enia, odsunął się od niej. Jamie
westchnęła i oparła się niepewnie o framugę.
- Dobranoc, Jamie.
Oczy Randa lśniły. Czuł, \e odniósł zwycięstwo. Jamie
poddała mu się absolutnie i bezwarunkowo. Udowodnił, \e
nale\y do niego, \e będzie jego, kiedy tylko on tego zechce.
Tryumfujący, ruszył do samochodu. Zostawił ją
spoglądającą ze zdziwieniem i zakłopotaniem.
Przystanął, otwierając drzwi samochodu.
- O której jedziecie jutro na tę pla\ę?
- Po mszy - odparła ochrypłym głosem. - Około południa.
- Więc się zobaczymy. Szeroko otworzyła oczy.
- Jedziesz z nami?
- Będę tu o dwunastej.
Jamie stała na ganku, patrząc na oddalający się samochód.
Kiedy Rand odjechał, zgasiła światło i weszła do domu.
Nim zapadła w niespokojny sen, myślała o Randzie.
Przewracała się i rzucała, śniąc o mę\czyznie z ciemnozłotymi
oczami, którego wprawne ręce pieściły jej ciało; którego
twarde, zmysłowe wargi sprawiały, \e jęczała z rozkoszy.
Obudziła się zarumieniona, z imieniem Randa na ustach.
ROZDZIAA DZIEWITY
W niedzielne popołudnie Rand i Jamie wyruszyli wraz z
jej ojcem i siostrzeńcami, Brandonem i Timmym, na pobliską
Long Beach Island. Dzieci wbiegły na pustą pla\ę z dwoma
nowymi czerwono - niebiesko - \ółtymi latawcami. Wiał lekki
wiatr. Pomimo to latawce nie od razu wzniosły się w górę.
Poniewa\ zjawił się Rand, Al Saraceni postanowił usiąść w
pla\owym fotelu i poczytać gazetę.
Rand, pamiętając zasady puszczania latawców ze swojego
dzieciństwa, instruował chłopców:
- Nie trzeba biegać, \eby latawiec wzbił się w powietrze.
Nale\y stanąć plecami do wiatru i wolno luzować sznurek.
Pomógł Timmy'emu puścić latawca, a Jamie i Brandon
walczyli z drugim. Kiedy oba wzniosły się w górę, chłopcy
przejęli sznurki.
Jamie wsunęła dłoń w rękę Randa.
- Zostawmy chłopców z tatą i chodzmy na spacer -
zaproponowała cicho.
- Chcesz być ze mną sam na sam? - Rand uśmiechnął się
z satysfakcją.
- Chcę się przejść po pla\y - odrzekła Jamie. - Jeśli nie
chcesz ze mną iść, zostań z chłopcami, a ja pospaceruję z tatą.
- Pójdziesz ze mną. - Objął ją ramieniem. - Dziecinko -
dodał, doskonale naśladując Steve'a.
Zostawili chłopców pod czujnym okiem dziadka i ruszyli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony