[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Towarzystwa Obrony Maltretowanych Dzieci. Zostałem nawet honorowym przewodniczą-
cym... Tak przejmująco i mądrze ukazał pan ten straszny problem.
- Dobrze jest coś takiego usłyszeć. Zależało nam, żeby uczulić ludzi na tę sprawę.
- Udało się to panu. Proszę o mnie pamiętać, gdyby zamierzał pan kontynuować ten
temat. Sam jestem ojcem i chętnie wystąpię w pańskim filmie. Bez żadnego honorarium. -
Uśmiechnął się w stronę A. J. - Ona tego nie słyszała.
- Czego nie słyszałam?
Zaśmiał się i znów złapał ją w objęcia.
- Ona jest nieprawdopodobna. Nie wiem, co bym bez niej zrobił. Nie chciałem przyjąć
tej roli, ale tak długo mnie maltretowała, aż uległem.
- Nigdy nikogo nie maltretuję!
- Łajanie, wiercenie dziury w brzuchu i zastraszanie. Dobry Boże, ile ja przez nią
wycierpiałem! - Uśmiechnął się szeroko. - Gdybyś nie była taka śliczna, pewnie w rewanżu
spuściłbym ci baty. Ale w tej kreacji wyglądasz, że tylko cię schrupać. Nigdy tak się nie
ubierasz, a wielka szkoda.
Chcąc pokryć zakłopotanie, poprawiła mu krawat.
- O ile dobrze pamiętam, kiedy widzieliśmy się ostatnio, byłeś w dżinsach i
zalatywałeś końmi.
- Tak było. Przyjdziecie do Chasen'sa?
- Prawdę mówiąc, ja...
- Przyjdźcie. Posłuchaj, muszę udzielić paru wywiadów, ale za pół godziny chcę was
tam widzieć. - Zniknął w tłumie.
- Nie można powiedzieć, że nie przytłacza swoją osobowością - zauważył Dawid.
- Łagodnie powiedziane. - A. J. rzuciła okiem na zegarek. Było jeszcze wcześnie. -
Powinnam pokazać się tam na moment, skoro on na to liczy. Wezmę taksówkę, jeśli wolałbyś
tego uniknąć.
- Czy uważasz, że facet, z którym przyszłaś, zostawi cię samą?
- To nie jest wiejska zabawa, tylko oficjalny spęd. Ruszyli przez tłum.
- Reguły pozostają te same. Może jakoś wytrzymam w Chasen'sa.
- Okej, wpadniemy na małą chwilę.
„Mała chwila" przeciągnęła się do trzeciej nad ranem.
Skrzynki szampana, góry kawioru i stosy fantazyjnych kanapek. O dziwo, nawet
głośna muzyka nie przeszkadzała. Prawie wszyscy się znali i bawili się znakomicie.
Na zatłoczonym parkiecie A. J. pozwoliła sobie na relaks w ramionach Dawida.
- Ale przyjęcie!
- Nic tak nie smakuje jak sukces, zwłaszcza jeśli podlejesz go szampanem - odparł.
- Zwykle unikam tego rodzaju imprez. Delikatnie przejechał palcem wzdłuż jej karku.
- Dlaczego?
- Sama nie wiem... - Zmęczenie, szampan i przyjemne uczucie zrobiły swoje.
Przytuliła do Dawida policzek.
- Zresztą miejsce agenta jest w drugim szeregu, za to ty świetnie tutaj pasujesz.
- A ty nie?
Potrząsnęła przecząco głową. Jak to jest, zastanawiała się, że mężczyźni tak cudownie
pachną - tak cudownie inaczej? I dlaczego tak dobrze jest przytulić się do kogoś i czuć na
sobie jego ramiona?
- Jesteś artystą, a moja praca to paragrafy i cyfry.
- Czy tego właśnie chcesz?
- Oczywiście. Bardzo to lubię. - Kiedy znów powędrował ręką wzdłuż jej pleców,
poddała się pieszczocie.
- Tak, bardzo to lubię...
- Wolałbym być z tobą sam na sam - szepnął. - Przyćmione światło, cicha muzyka...
- Tak jest bezpieczniej. - Ale nie zaprotestowała, gdy musnął wargami jej skroń.
- Komu potrzebne jest bezpieczeństwo?
- Mnie. Bezpieczeństwo, ład, sensowność.
- Przecież jesteś hollywoodzką agentką. Powinnaś to wszystko wyrzucić na śmietnik
albo zmienić zawód.
- Nic o tym nie wiesz. Ja tylko załatwiam interes i daję szansę innym.
- Bierzesz dziesięć procent i uciekasz?
- Tak.
- Jeszcze parę tygodni temu mógłbym w to uwierzyć. Problem w tym, że widziałem
cię podczas pracy z Clarissa.
- To co innego.
- Zgadza się. Ale dzisiaj widziałem cię też z Hastingsem. Bardzo dbasz o swoich
klientów i wspierasz ich, gdy tego potrzebują. Nie ograniczasz się tylko do paragrafów i cyfr.
- Dotknął wargami jej ust, zanim zdążyła się ruszyć.
- Zaczyna do mnie docierać, że podziwiam w tobie całkiem sporo cech.
Powinna się była odsunąć, ale trzymał ją tak blisko i kołysał w rytm muzyki...
- Nie mieszam spraw biznesu z uczuciami.
- Kłamiesz.
- Mogę igrać z prawdą, ale nigdy nie kłamię! - oburzyła się, i zaraz się uśmiechnęła. -
Dawidzie, pod pewnymi względami jesteś nawet miłym facetem.
- Z radością odwzajemniłbym ten komplement, zamieniając „nawet" na „bardzo",
„faceta" na „kobietę", „pod pewnymi względami" na „w całości". - Zapalał się coraz bardziej.
- Mówiąc wprost, jesteś cudowna i...
- Chyba musimy sobie coś wyjaśnić - przerwała mu.
- Po pierwsze pracujemy ze sobą, a to wyklucza wszystko, co choćby odrobinę
wykraczało poza koleżeńskie stosunki, nie mówiąc już o jakimkolwiek zaangażowaniu. Po
drugie moim głównym zadaniem jest ochrona interesów Clarissy. Po trzecie jestem bardzo
zajęta i tę odrobinę czasu, jaki udaje mi się wygospodarować, wykorzystuję na odpoczynek i
robię to w samotności. I wreszcie po czwarte... nie nadaję się do prawdziwego związku.
Jestem egoistyczna, krytyczna, a przede wszystkim kompletnie niezainteresowana czymś
takim.
- Świetnie to ujęłaś. - Pocałował ją po przyjacielsku w czoło. - Możemy stąd wyjść?
Zaskoczył ją.
- Tak.
Gdy wyszli na zewnątrz, przywitał ich chłód wczesnego poranka. I cudowna cisza.
- Przepych i blichtr są miłe tylko w niedużych dawkach - powiedziała.
Pomógł jej wsiąść do limuzyny.
- Umiar we wszystkim.
- Dzięki temu życie jest bardziej stabilne. - Rozsiadła się wygodnie, ale nie zdążyła
westchnąć z zadowolenia, kiedy Dawid usiadł blisko niej i zdecydowanym ruchem ujął ją za
podbródek. - Dawid...
- Teraz ja powiem swoje. Po pierwsze jestem producentem tego filmu, a ty agentem
jednej i tylko jednej występującej w nim osoby. To oznacza, że współpracujemy jedynie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony