[ Pobierz całość w formacie PDF ]

by było, gdyby w tym miejscu stał arcybiskup Rivera i ta belka właśnie by spadła? Co wtedy,
Dominiku?
Siostry, które słysząc zamieszanie, wyszły na korytarz, patrzyły na biednego ojca
Dominika z takim wyrzutem, \e z trudem trzymałam buzię na kłódkę. W pewnym momencie
otworzyłam nawet usta, ale ojciec Dominik mocniej ścisnął mnie za ramię i ruszył w kierunku
drzwi.
- Oczywiście! - zawołał. - Masz całkowitą rację. Zaraz sprowadzę woznych,
monsignor. Nie mo\emy dopuścić, \eby arcybiskup został ranny. Absolutnie nie.
- Bo\e, co za kretyn! - wykrzyknęłam, kiedy tylko znalezliśmy się w gabinecie
dyrektora. - Czy on naprawdę myśli, \e parę ptaków mogło zrobić coś takiego?
Ojciec Dominik przeszedł przez pokój wprost do małej gablotki, w której znajdowały
się trofea i plakietki - nagrody za wyniki w nauczaniu, jak się pózniej dowiedziałam. Zanim
władze diecezji przydzieliły mu stanowisko administracyjne, ojciec Dominik był powszechnie
lubianym nauczycielem biologii. Sięgnął za jedną z nagród i wyciągnął paczkę papierosów.
- Nie jestem pewien, Susannah, czy to nie świętokradztwo - powiedział, patrząc na
czerwono - białą paczuszkę - \eby nazywać dostojnika Kościoła katolickiego kretynem.
- No, to dobrze, \e nie jestem katoliczką. Mo\e ksiądz zapalić jednego, jeśli ma ksiądz
ochotę - skinęłam głową w stronę papierosów. - Nikomu nie powiem.
Rzucił tęskne spojrzenie na paczkę, potem westchnął głęboko i odło\ył ją na miejsce.
- Nie. Dziękuję, ale lepiej nie.
Oho. Mo\e to i dobrze, \e nigdy nie ciągnęło mnie do fajek. Uznałam, \e lepiej będzie
zmienić temat, więc zaczęłam oglądać trofea.
- 1964 - zauwa\yłam. - Uczył ksiądz kawał czasu.
- Owszem. - Ojciec Dominik zasiadł za biurkiem. - Co tam się, Susannah, na miłość
boską, zdarzyło?
- Och - wzruszyłam ramionami - to tylko Heather. Zdaje się, \e wiemy ju\, dlaczego
się tu kręci. Chce zabić Bryce'a Martinsona.
Ojciec Dominik pokręcił głową.
- To okropne. Straszne. Nigdy nie spotkałem się z taką... taką siłą niszczycielską u
ducha. Nigdy, odkąd jestem mediatorem.
- Naprawdę? - Wyjrzałam przez okno. Okna gabinetu dyrektora nie wychodziły na
morze, lecz na wzgórza, gdzie stoi mój dom. - Ojej! - zawołałam. - Widać stąd miejsce, gdzie
mieszkam!
- Zawsze była taką miłą dziewczyną. Nigdy nie mieliśmy \adnych kłopotów
wychowawczych z Heather Chambers przez wszystkie te lata, które spędziła w Szkole
Misyjnej. Co mogło wywołać u niej tyle nienawiści do młodego człowieka, którego ponoć
kochała?
Zerknęłam na niego przez ramię.
- Ksiądz \artuje?
- Có\, tak, wiem, \e zerwali ze sobą, ale tak skrajne emocje... ta chęć mordu... To
dziwne...
Cmoknęłam zniecierpliwiona.
- Przepraszam, wiem, \e ksiądz składał śluby czystości i tak dalej, ale czy naprawdę
nigdy nie był ksiądz zakochany? Nie wie ksiądz, jak to jest? Ten chłopak ją spławił. Jeśli to
nie jest powód, \eby chcieć kogoś zabić, to nie wiem, jaki mo\e być inny.
Przyglądał mi się zamyślony.
- Mówisz na podstawie własnego doświadczenia?
- Kto, ja? Niezupełnie. To jest, zakochiwałam się w ró\nych takich, ale nie mogę
powiedzieć, \eby któryś odwzajemnił to piękne uczucie. - Ku mojemu \alowi. - Jednak
potrafię sobie wyobrazić, jak się czuła Heather, kiedy Bryce z nią zerwał.
- Pragnęła śmierci - stwierdził ojciec Dominik.
- Rzeczywiście. Ale okazało się, \e to nie wystarczy. Nie spocznie, dopóki go stąd nie
zabierze.
- To przera\ające. Naprawdę przera\ające. Rozmawiałem z nią, gardło sobie zdarłem,
a ona nie chciała słuchać. A teraz zdarza się coś takiego. Będę musiał doradzić temu młodemu
człowiekowi, \eby pozostał w domu, dopóki tego nie rozwią\emy.
Roześmiałam się.
- W jaki sposób zamierza ksiądz to zrobić? Powie mu ksiądz, \e jego martwa
dziewczyna chce go zabić? O, tak, to się spodoba wielebnemu.
- Ale\ nie. - Ojciec Dominik otworzył szufladę i zaczął w niej czegoś szukać. -
Wystarczy odrobina pomysłowości i pan Martinson nie będzie mógł przychodzić do szkoły
nawet tydzień.
- O, Bo\e! - poczułam, jak blednę. - Chce go ksiądz otruć? Czy nie ma jakiejś reguły,
która tego zakazuje?
- Otruć? Nie, nie, Susannah. Pomyślałem o wszach. Pielęgniarka przeprowadza
przegląd raz w semestrze. Dopilnuję, \eby pan Martinson okazał się cię\kim przypadkiem...
- To obrzydliwe! - wrzasnęłam. - Nie mo\e ksiądz zarazić wszami tego chłopca!
Ojciec Dominik podniósł głowę znad szuflady.
- Dlaczego nie? To się nam ogromnie przyda. Trzeba mu zapewnić bezpieczeństwo do
czasu, a\ sprowadzimy pannę Chambers na drogę rozsądku... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony