[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie może się zatrzymać. Gdybym jednak chciał się zatrzymać, nic nie stało na przeszkodzie. Może nie
chciałem się zatrzymać.
Wypuściłem jedną jaszczurkę, która pobiegła w kierunku północno-wschodnim, co wróżyło
pozytywne choć trudne doświadczenie. Drugą jaszczurkę przywiązałem do barku i nasmarowałem
skronie zgodnie z zaleceniami. Ciało jaszczurki było nadal sztywne; przez chwilę sądziłem, że nie
żyje, don Juan zaś nie mówił mi nigdy, co trzeba robić w takim wypadku. Jaszczurka jednak była tylko
odrętwiała.
Wypiłem płyn i czekałem. Nie odczuwałem nic szczególnego. Zacząłem wcierać papkę w skronie.
Wykonałem tę czynność dwadzieścia pięć razy. Następnie w sposób całkowicie machinalny, jakby w
roztargnieniu, rozsmarowałem papkę po całym czole. Spostrzegłem mój błąd, pospiesznie ją starłem.
Czoło zalał mi pot; zacząłem dygotać w gorączce. Ogarnęło mnie straszne przerażenie, bo don Juan
przestrzegał mnie zawsze, abym nie wcierał papki w czoło. Lęk ustąpił miejsca uczuciu całkowitego
osamotnienia i bezsilności w obliczu sądzonej mi zguby. Byłem zupełnie sam. Gdyby miało mi się
przytrafić coś złego, nie było nikogo, kto by mi pomógł. Chciałem stamtąd uciec. Moją panikę
wzbudziło poczucie braku zdecydowania; nie wiedziałem, co robić. W głowie kłębiły mi się tysiące
myśli przelatujących z niesamowitą prędkością. Zauważyłem, że są to myśli dość dziwne, w tym
sensie, że zdają się napływać w sposób odmienny od zwyczajnych. Sposób, w jaki myślę, jest mi
dobrze znany. Moje myśli układają się w pewien określony porządek, od którego odejście daje się
zauważyć.
Jedna z owych obcych myśli dotyczyła wypowiedzi pewnego pisarza. Przypominam sobie mgliście,
że myśl ta podobna była bardziej do głosu lub jakichś słów wypowiedzianych na dalszym planie.
Prędkość, z jaką się to odbyło, zaskoczyła mnie. Chciałem się nad nią zastanowić, ale przybrała
postać zwykłej myśli. Byłem przekonany, że czytałem tę wypowiedz, ale nie mogłem sobie
przypomnieć nazwiska autora. Nagle przypomniałem sobie, że chodzi o Alfreda Kroebera. Wówczas
wystrzeliła następna nie moja myśl, która oznajmiła", że autorem tej wypowiedzi nie był Kroeber tylko
Georg Simmel. Upierałem się przy Kroeberze i nim zdążyłem się zorientować, prowadziłem już
wewnętrzny spór z samym sobą. Zapomniałem przy tym zupełnie o sądzonej mi zgubie.
Powieki ciążyły mi, jakbym zażył tabletki nasenne. Takie porównanie przyszło mi do głowy, choć
nigdy w życiu nie zażywałem środków nasennych. Zasypiałem. Chciałem dowlec się do mojego auta i
wczołgać do środka, ale nie zdołałem się ruszyć.
A potem, całkiem niespodziewanie, obudziłem się, a właściwie wyraznie odniosłem takie wrażenie.
Pierwsza moja myśl dotyczyła pory dnia. Rozejrzałem się. Przede mną nie było okazu czarciego ziela.
To, że przeżywam kolejny akt jasnowidzenia, przyjąłem obojętnie. Zegar nad moją głową wskazywał
godzinę 1235. Wiedziałem, że jest popołudnie.
Ujrzałem młodego człowieka niosącego stos papierów. Mogłem go niemal dotknąć. Przyglądałem
się tętniącym na jego karku żyłom i słyszałem szybkie uderzenia jego serca. To, co widziałem,
zupełnie mnie pochłonęło; do tego tez momentu nie zdawałem sobie sprawy z rodzaju
nawiedzających mnie myśli. Następnie usłyszałem w uszach głos" opisujący oglądaną przeze mnie
scenę i uświadomiłem sobie wówczas, że ów głos" jest obcą myślą krążącą w mym umyśle.
Wsłuchiwanie się weń tak bardzo mnie pochłonęło, że wizualny aspekt sceny przestał mnie
interesować. Głos rozległ się w moim prawym uchu. Kreował on scenę poprzez opis. Był jednak
posłuszny mej woli, gdyż mogłem go zatrzymać w dowolnym momencie i zbadać szczegółowo jego
relację, jeślibym tego zapragnął. Zledziłem wzrokosłuchem" cały przebieg działań młodego
człowieka. Głos objaśniał je dalej w najdrobniejszych szczegółach, ale działania te były poniekąd
nieistotne.
Ów gÅ‚osik to byÅ‚o coÅ› nadzwyczajnego. Trzykrotnie usiÅ‚owaÅ‚em siÄ™ obejrzeć za siebie, żeby
zobaczyć, kto do mnie mówi. Usiłowałem przekręcić głowę możliwie jak najdalej na prawo lub
odwrócić się znienacka jednym błyskawicznym ruchem, by się przekonać, czy ktoś stoi za mną.
Jednak za każdym razem mój wzrok tracił na ostrości. Pomyślałem: Nie mogę się obejrzeć za siebie,
bo cala scena nie rozgrywa się w sferze zwykłej rzeczywistości. Myśl ta była z pewnością moja.
Od tamtego momentu całą uwagę skupiłem na głosie. Wydawało się, że dochodzi zza mego
ramienia. Był idealnie wyrazny, choć niepozorny. Nie był to jednak głos dziecka ani falset, lecz głos
malutkiego człowieczka. Nie był to również mój głos. Zdawało mi się, że mówi po angielsku. Ilekroć
próbowałem go wytropić, milknął całkowicie albo stawał się niewyrazny, a scena zaczynała się
rozpływać. Przyszło mi na myśl pewne porównanie: ów głos przypominał obraz, jaki wytwarzają na
rzęsach cząsteczki pyłu bądz naczynia krwionośne w rogówce oka taki obły kształt, który widzi się
dopóty, dopóki nie patrzy się bezpośrednio na niego, ale w momencie, gdy spróbujemy mu się
przyjrzeć, znika z pola widzenia wraz z ruchem gałki ocznej.
To, co działo się przed moimi oczyma, przestało mnie zupełnie interesować. W miarę jednak jak
mu się przysłuchiwałem, głos stawał się coraz bardziej złożony. To, co uważałem za głos,
przypominało bardziej szeptane mi do ucha myśli, choć to też określenie nieścisłe. Coś myślało za
mnie. Owe myśli napływały spoza mnie. Byłem o tym przekonany, ponieważ mogłem uchwycić własne
myśli, a zarazem myśli tego drugiego".
W pewnej chwili głos zaczął kreować sceny, których wykonawcą był ów młody człowiek, a które nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Carlos Fuentes The Death of Artemio Cruz (pdf)
- Domingue Ronlyn W zbawiennej prozni
- Elizabeth Ann Scarborough Songs From The Seashell Archives
- Annabel Joseph Owning Wednesday (pdf)
- Beaton M.C. Agatha Raisin 18 Agatha Raisin i mordercze śÂ›wić™ta
- James P. Hogan Hammer of Darkness
- Balogh Mary [Bedwynowie 01] Noc miśÂ‚ośÂ›ci
- 1922 Alice Adams by Booth Tarkington
- Cawthorne Nigel Bardzo prywatne śźycie papieśźy
- ogrod_alenieple
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stardollblog.htw.pl