[ Pobierz całość w formacie PDF ]
O, jakoż tu rzadki gość, raczej go pielgrzymem
Nazwę, żeby tę karczmę, okopciałą dymem,
W jednym gnoju z gadziną, z bydłem, w parsku, w smrodzie,
Chciał porzucić, o lepszej wiedzący gospodzie,
Ba, królewskim pałacu, gdzie na wieki wieczne
Nie dadzą nocy postać promienie słoneczne,
Sami żyją królowie: precz bóle i prace,
Nie znają żalu, grzechu niebieskie pałace.
Nie masz prawie żadnego, wyjąwszy klasztory
(I tam ledwie dziesiąty, bez względu tej skory
Wstępuje; mało co ich cnota - mus, mus wielu
W osobny kąt z świeckiego wygania burdelu) -
Wszyscy ten byt doczesny, ten moment żywota,
Choć krótki i z szczyrego ulepiony błota,
Tak lubią i grunt wszytkich w nim kontentec kładą,
Jakby wierzyli, że stąd nigdy nie wyjadą,
Ciało tuczą, i nie dziw, gdy mu rosłą buje,
Ani jezdzca na grzbiecie, ani siodła czuje.
Gdzież podróżny tak głupi i utratny, co by
Dla wczasu i jednego popasu ozdoby
Izbę kazał malować i nowy piec stawić,
Wiedząc, że się godziny dłużej nie ma bawić?
A ty zamki zakładasz? o, jakoż ich wiele
W poły nie dorobionych czas grzebie w popiele!
Wsi skupujesz, a drugie chwytasz przez kaduki,
Z ubogim dla zagona prawujesz się sztuki,
Nie podasz żebrakowi biednej chleba skory,
Panosząc, żeby mieli co pić, sukcesory.
Nie widzisz, że cię już, już śmierć za gardło chwyta,
A diabeł długi regiestr twoich grzechów czyta.
Nie ośmdziesiąt, jeśli się komu dadzą dożyć,
Lecz ośmdziesiąt tysięcy śmiem z godziną złożyć;
Nie z godziną, bo i te mogą mieć komputy,
Milijon lat do jednej stosuję minuty
Przeciw wieczności, i to, i to jeszcze mało,
Gdzie sposobu rachunków i liczby nie stało.
Nie da z sobą żadnego wieczność równać czasu,
Nie znajdziesz podobieństwa, dopiero kompasu.
Tak długo, tak, bogaczu, tak długo, tyranie,
Będziesz cierpiał, w siarczystej pokutując wannie.
Przebóg! cóż za szkarada świat trzyma ślepota,
%7łe śmiertelnego mgnienie, punkt i nic żywota
Drożej cenią niż wieczność: przekładają niebu
Tę karczmę żalu, bólu, łez, grzechu, pogrzebu;
Nie wierzą zmartwychwstaniu, chociaż mówią usty,
47
Tu, tu wszelkiej uciechy zakładają gusty;
To im niebo, to im raj, gdzie diabeł z swym dworem
Uwija się, jak złodziej jarmarkowy z worem.
Ja, mój Boże, choć płaczę tak wdzięcznego syna,
Płaczę na grzechy: bo te płaczów mych przyczyna.
Ufam twojej litości, że w tej, w tej lepionce
Zaświeci mi po śmierci z moim synem słońce.
PERIOD SIEDMNASTY
Wszytko sen, wszytko mara, cokolwiek tu okiem
Widzisz, co słyszysz uchem. Pijany masłokiem
Człowiecze, we śnie cię myśl i twe serce bawi,
A ty, głupi, rozumiesz, że na istej jawi.
Przetrzy jedno duchowne, przetrzy ze snu, oczy,
Któreć zbytnie staranie o ten żywot mroczy,
A nie da podnieść głowy z grzechowego betu,
%7łebyś się wżdy obaczył i postrzegł sekretu,
Czy śpisz; ani cię trąba, człowiecze, ocuci.
Zpi-że, aż ci ostatni zapieją koguci:
Dopieroć płacz i za grzech ruszyła pokuta,
Skoro się Piotr obudził, słyszawszy koguta;
Dopiero, ale pózno poznasz i niewcześnie,
%7łe czymeś był, czym kogo, wszytkoś widział we śnie.
Oto sześciu tysięcy .lat przed tobą księga,
Dalej ani człek, ani świat pamięcią sięga;
Otwórz, patrz i uważaj: widzisz tam Nimrody
Do nieba wysokiego budujące wschody,
Konterfet ambicyi; o, jakoż ich wiele,
Którzy się na podobne sadzili Babele!
Do połowice swojej nie doniósszy dumy,
Spadli; miesza języki, miesza Bóg rozumy.
Widzisz tam w presumpcyjej Antyjochy srogiej,
Herody i, którzy się równo kładli z bogi,
Nabuchodonozory; jest tam Kserkses, który
%7łeby mu się umknęła, słał posłów do góry;
I insze niezliczone widzisz tam tytuły,
Co szaleli zarazą pysznej kanikuły,
Choć ledwie że nie patrzą, kiedy diabeł stary
Dla takiejże z nieba był zepchniony przywary.
We śnie to wszytko było; jak zapiał kur trzeci,
Wszytko to nieścignionym wiatrem precz poleci.
Co tam ujzrysz bogaczów albo fortunatów,
Mocarzów, bohatyrów, którym drugich światów
Trzeba było, kiedy ten na ich pompę mały;
Gdzież się wżdy miast szerokich osady podziały,
Tyry, Memfy, Sydony, Kartagi i świata
zdoba, Jeruzalem? Wszytko czas pozmiata,
48
Wszytko było jak we śnie. Uderzyła czwarta,
Jedne z gruntu spadają, drugich się coś warta.
Obaczysz tam tryumfów zawołanych sceny,
Pompejów, Julijuszów; wszyscy swe syreny
Mamy, które nas słodkim na tym morzu pieniem
Usypiają, wszytko to za pierwszym ocknieniem
Zginie, wraz filozofi, wraz i krasomówcę,
Kolosy, piramidy, mauzole, grobowce;
Wszytko we śnie: tak ludzie, jako ich obrazy,
I groby na ostatek wyglądają skazy.
Kogo fortuna, złoto, urodzenie krasi,
Wszytko to zniknie, skoro śmierć świeczkę zagasi.
Co było, tego nie masz, co dziś jest, nie będzie;
Nie widział świat dziedzica, wszytko na arendzie,
A na to zawsze pomnieć, że bez defalkaty,
Co gorsza, że żadnymi nie zawarta laty;
Nie arenda, ale to rumacyja sama:
Zaginął pierwszy kontrakt w raju przez Adama,
Teraz siedzisz, człowiecze, jak goły na zyzie;
Dlatego się przeglądaj w nowej intercyzie,
Którą krwią podpisawszy na krzyżu Syn Boży,
Sygnetem przez śmierć srogą żywot swój przyłoży.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Hodgson Burnett Frances Tajemniczy OgrĂłd
- Beaton M.C. Agatha Raisin 18 Agatha Raisin i mordercze śÂwićÂta
- Johannes Bobrowski Litewskie klawikordy
- Jack L. Chalker Three Kings 2 Melchior's Fire
- Clayton, Donna Nicht so stuermisch Hannah
- Instrukcja obsugi i opis bazy danych ''ATLANTIC Watches''
- May Karol Piraci i Ksić śźćÂta
- Hardy Kristin Zawsze walentynki
- Diana Palmer Denim and Lace as Diana Blayne
- Hogan, James P Giants 1 Inherit the Stars
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- felgiuzywane.opx.pl