[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale firmy już nie ma. Więc trochę pogadać można.
Zastanowił się. Wahał się, co zrobić, ale wiedziałem, że ma
wielką ochotę o tym porozmawiać. Tak to już jest z tym, czego się nie dopowiedziało - strasznie
potem kusi, by o tym mówić.
- Zostawmy te diamenty - spróbowałem. - To spekulacje. Mnie interesuje, co dokładnie
zdarzyło się tamtej nocy, gdy zginął Robert Wolkers. Moi czytelnicy tego właśnie będą chcieli się
dowiedzieć. Jak przebiegł napad.
- I morderstwo?
- Może. Ale zacznijmy od najprostszego. To chyba nie zaszkodzi? Teraz, kiedy pana
poznałem, orientuję się, że system ochrony, którym pan zarządzał, musiał być bardzo
skomplikowany. Może mi pan go opisać?
Sięgnąłem do kieszeni, wyciągnąłem notes i długopis. Van Zandt popatrzył uważnie na te
rekwizyty i wciągnął policzki.
- Mieliśmy najlepszy system alarmowy w całym Amsterdamie - oświadczył.
- Nie wątpię.
- Taką miałem zasadę. To była poważna inwestycja. Dlatego właśnie było u nas tak mało...
incydentów.
- Rozumiem. Ale jak on działał? To był sejf czy coś podobnego?
Van Zandt pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć, że jestem
blisko, ale nie całkiem.
- Skarbiec?
Uśmiechnął się i zagrzechotał lodem w szklance.
- Sam zamawiałem - powiedział. - Bardzo dobra stal. Zciany miały po dwadzieścia
centymetrów grubości.
Lekko rozchylił drżące ręce, jakbym nie znał systemu metrycznego.
- A to więcej niż zwykłe, prawda? - zawtórowałem mu.
- W drzwiach było pięć stalowych sztab. I co najmniej trzy zamki.
- Naprawdę? Aż trzy?
Uśmiechnął się półgębkiem.
- Przyda się to panu do książki, co?
Ja też się uśmiechnąłem.
- Owszem - odpowiedziałem i zapisałem, że zamek był pewnie jeden, najwyżej dwa. - A
gdzie był ten skarbiec?
- W szlifierni.
- Gdzie w szlifierni?
- W samym środku - odparł, prostując się na fotelu.
- Naprawdę? Nie chciał go pan lepiej ukryć?
Teraz uśmiechnął się do mnie szeroko, bo zadałem oczekiwane pytanie.
- To było bardzo dobrze zabezpieczone miejsce. Chcieliśmy, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
Po każdym dniu pracy zamykano w nim wszystkie diamenty.
- Wszystkie w jednym miejscu? To chyba trochę ryzykowne.
- Nie było żadnego ryzyka. Betonowa podłoga miała parę metrów grubości. Skarbiec zalano
wokół betonem. I była też klatka.
- Klatka?
- Taka z grubych, stalowych prętów Takich grubych. - Zwinął dłoń w rurkę i popatrzył przez
nią na mnie.
- A tych prętów nie można było przeciąć?
Pokręcił głową stanowczo.
- A palnikiem?
- Zabrałoby to wiele godzin.
- No tak. A czy zamek nie był słabym punktem?
- Który?
- Aha, było ich kilka.
- Niech pan napisze, że pięć - powiedział, z nieco większym entuzjazmem wskazując mój
notatnik.
- I to wystarczało?
- Wystarczało - odparł i wypiął pierś.
- Skoro byli też ochroniarze, to może rzeczywiście. Ilu było ich zawsze na służbie?
Van Zandt zrobił minę, jakby zastanawiał się, czy mi powiedzieć, czy nie. Chwilę obracał szklankę
w dłoniach i wciągał wargi. Wreszcie odpowiedział:
- Czterech w dzień, dwóch w nocy.
- Zawsze?
- Zawsze.
- A pamięta pan, jak nazywał się ochroniarz, który pracował w tamtą noc z Robertem
Wolkersem?
Van Zandt się zawahał.
- Nie pamiętam.
- Na pewno?
- To było dawno.
- Ale to była wyjątkowa noc. Naprawdę pan nie pamięta?
- Nie pamiętam. - Z uporem kręcił głową.
Przez chwilę patrzyłem mu w oczy, ale były spokojne jak górskie jezioro. Spuściłem głowę,
przejrzałem notatki, żeby ocenić, co mi dała ta rozmowa. To dobrze, że udawałem przed nim
biografa. Moje pytania na razie nie zdradziły niczego, co wiedziałem, ale byłem też pewny, że nie
dotykały sedna sprawy. Van Zandt mówił mi
więcej, niż myślałem, że mi powie, jednak tylko to, co miał ochotę powiedzieć. Uznałem, że lepiej
teraz-odejść na chwilę od faktów i spróbować odwołać się do jego emocji. Może wtedy bardziej się
otworzy.
- Niech mi pan powie - zacząłem - co pan sądzi o Michaelu Parku?
- To morderca.
- No tak, ale jak pan zareagował na to, co zrobił?
Van Zandt wzruszył ramionami i podniósł laskę z podłogi.
- Ajakie to ma znaczenie? Zastrzelił człowieka, tak? Człowieka, który miał rodzinę. Zonę i
córkę. Zareagowałem tak jak każdy.
- No właśnie, ale jak? Gniewem?
Wydął usta.
- Nienawiścią?
Energicznie pokręcił głową.
- Mimo że zabrał panu diamenty?
Van Zandt pogroził mi palcem i cmoknął.
- Pan chce mnie obrazić? - zapytał. - A dlaczego? Ze względu na tego Amerykanina? Co on
znaczy dla pana? On nic nie znaczy. To jest on - powiedział, biorąc w palce jedną z kostek lodu,
roztapiających się na dnie jego szklanki.
- Mówił, że jest niewinny.
- To był złodziej.
- I do tego się przyznał. A dlaczego nie przyznał się do morderstwa?
Van Zandt prychnął.
- Bo zostałby do końca życia w więzieniu.
- I tak do niego trafił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- Graham Masterton Wojownicy Nocy 01 Wojownicy nocy cz.2
- William Shatner Tek War 01 Tek War
- Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka
- Dell Ethel Mary Cykl Powiew wiosny 01 Powiew wiosny
- Sparks Nicholas PamiÄtnik 01 PamiÄtnik
- Mull Brandon BaĹniobĂłr 01 BaĹniobĂłr
- Gregory Benford Second Foundation 01 Foundation's Fear
- Alan Dean Foster Alien 01 Alien
- Janet Dailey Calder 01 This Calder Range
- Brian Daley Coramonde 01 The Doomfarers of Coramonde (v4.2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aircar.opx.pl