[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kosztowało ją dokończenie tej książki, a potem
czekanie, aż ktoś zechce ją kupić.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięcz-
Millie Criswell
na, że naciskałeś mnie, bym dobrnęła do końca, nie
załamywała się. Bez ciebie to nigdy by mi się nie
udało.
- Mylisz się, Samanto. Nie ma w tym żadnej
mojej zasługi. Wszystko zawdzięczasz sobie. Ta­
lentowi i pracy. Spełniłaś swoje marzenie.
- Uczcijmy to jakoś. Wyjdźmy gdzieś wieczo­
rem, zabawmy się.
Jack zmarkotniał.
- Hm, niestety, ale to się dzisiaj nie uda. Będę
zajęty, mam spotkanie z klientem. Ostatnio Tom
wziął na siebie większość spraw, więc kiedy
poprosił, bym go dziś zastąpił, nie mogłem od­
mówić. Tom chyba ma na oku nową panienkę,
sama rozumiesz.
- Nie ma sprawy. W takim razie zróbmy to
jutro. - Naraz przypomniała sobie, że już umówiła
się z Patty. Mina jej zrzedla. - Nic z tego - wes­
tchnęła. - Jutro ja nie dam rady. Obiecałam Patty,
że wpadnę do niej, ma jakieś rodzinne spotkanie.
- Pokrótce wprowadziła go w szczegóły.
- To może w niedzielę? Mam wolny cały
dzień. Możemy iść na brunch i przeciągnąć go do
kolacji. Co ty na to?
- Czemu nie, dobrze. - W jej głosie zabrzmiała
nuta rozczarowania. - Chociaż nie tak to sobie
wyobrażałam. - Liczyła na szampana, fajerwerki,
orkiestrę dętą. Czy nikt nie pojmuje, jakiego
wyczynu dokonała?
367
368
Bez zobowiązań
- W niedzielę się świetnie zabawimy, zoba­
czysz. Poza tym na niektóre rzeczy warto trochę
poczekać. - Cmoknął ją w policzek, a ona poczer­
wieniała, przypominając sobie natychmiast ich
wcześniejsze czułości.
- Kupiłem ci wioską kanapkę z twoim imieniem
na wierzchu. - Kusząco pomachał przed nią torebką.
- Masz też ciasteczka?
- Z kawałkami czekolady i owsiane z rodzyn­
kami. Poprosiłem, by dorzucili kilka z cukrem do
równej wagi.
Samanta rozpromieniła się.
- W takim razie wszystko ci wybaczam.
- Tak od razu? Ujdzie mi na sucho, bez żad­
nych tortur? Nic a nic?
- Jestem za gruba, by kogoś torturować. - Pokle­
pała się po brzuchu. - Czuję się tak, jakbym połknęła
wielką porcję drożdży. To dziecko wciąż rośnie.
Jack roześmiał się, naraz spoważniał.
- Dla mnie jesteś piękna - powiedział żarliwie.
- Nigdy nie byłaś piękniejsza, Samanto. Mówię
szczerze.
- Tylko dlatego, że nie widziałeś mnie na
golasa.
Uniósł brew.
- Widziałem. I to w niczym nie zmienia mojej
opinii. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedy­
kolwiek widziałem.
Zarumieniła się raptownie.
Millie Criswell.
369
- Och, zapomniałam.
- Ja nie. I nie mogę się doczekać, kiedy znowu
zobaczę cię nago.
- Nie mów tak. To... nie powinno się mówić
takich rzeczy ciężarnej kobiecie. - A już na pewno
nie takiej napalonej jak ona.
- Jesteś taka seksowna, że zapominam o tym,
że jesteś w ciąży.
- Ha, ha, ha! Czasami zapominam, że żyjesz
z wciskania ludziom kitu.
Jack uśmiechnął się.
- Szczęście, że moi klienci nie są tacy ostrzy,
inaczej poszedłbym z torbami.
Samanta poklepała go po policzku, usiadła przy
kuchennym stole.
- Biedny Jack. Wreszcie trafił na godnego
siebie przeciwnika.
- Och, ja bym wcale tego nie powiedział,
skarbie. Może i jesteś ostra, lecz to moje będzie na
wierzchu, nie tylko w przenośni.
Samanta znowu oblała się rumieńcem.
- Jesteś niemożliwy.
- Nie. Tylko zakochany w mojej najlepszej
kumpelce.
- Jack, przestań już tak mówić.
- Jak? - zapytał z niewinną miną.
Nie odpowiedziała, tylko odgryzła kawałek
kanapki. Jednak oboje wiedzieli, że na dręczący
ich głód kanapki nie wystarczą.
370
Bez zobowiązań
Dokładnie za pięć siódma zastukała do drzwi
Patty. W dzianinowej sukience w zielono-różowe
kwiaty czuła się niewiele drobniejsza od słoniątka.
Jak człowiek ma dobrze wyglądać, gdy jest
w zaawansowanej ciąży?
Zastukała ponownie, Patty się nie śpieszyła.
Gdy wreszcie otworzyła, na jej twarzy odmalował
się szeroki uśmiech. I chyba ulga. Czyżby obawia­
ła się, że Samanta ją zawiedzie?
- Jesteś. Dzięki, że przyszłaś. W tobie mój
ratunek.
- Oni już są? - zapytała z niepokojem. Perspek­
tywa spotkania z mało przyjemną bratową Patty
nieco ją stresowała.
Patty pokręciła głową.
- Nie, jeszcze nie przyszli. Pojawią się lada
moment. Wchodź. Wyglądasz bardzo ładnie.
Samanta obrzuciła wzrokiem przyjaciółkę. Su­
kienka z czarnej koronki, niebotyczne obcasy.
- Przy tobie czuję się jak poczciwa kuzynka
z prowincji - westchnęła Samanta. - Albo jak
indyk przy łabędziu. Muszę się trzymać od ciebie
z daleka, bo kiepsko wypadam w porównaniu.
- Nie bredź. Wyglądasz wspaniale.
- Umieram z głodu. Gdzie jest jedzonko? - Ro­
zejrzała się po przestronnym wnętrzu. Jak na
nowojorskie warunki Patty miała naprawdę duże
mieszkanie. Jej fantastyczna kuchnia była speł­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony