[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamglony, zaniedbany.  Zamierzam uwolnić moją córkę, niezależ nie od tego, co
będę musiał zrobić. Może będę musiał porozmawiać z ni na osobności.
Kresge długo przypatrywał się Corde'owi, zastanawiał się nad jeg słowami. Potem
spojrzał na dom.  Skąd wiedziałeś, że jest tutaj?
Corde uciszyÅ‚ go. Razem zbliżyli siÄ™ do budynku. Kresge kucnÄ…Å‚ za sa¬mochodem z
wypożyczalni i poÅ‚ożyÅ‚ karabin na maskÄ™. WskazaÅ‚ na fron¬towe i tylne drzwi i
skinął głową, co oznaczało, że oboje ma pod ostrzałem. Corde przytaknął i
skulony podbiegÅ‚ do domu. ZatrzymaÅ‚ siÄ™ przed rozpa¬dajÄ…cÄ… siÄ™ werandÄ…. NabraÅ‚
powietrza do płuc i powoli podszedł do drzwi. Otworzył je wściekłym kopnięciem i
wszedł do pachnącego stęchlizną d mu.
W pokoju panował półmrok, jakby było w nim gęsto od dymu lub mgły. Zwiatło
słoneczne, już i tak rozproszone przez chmury, przedzierało się przez srebrzyste
liście klonu na zewnątrz i wpadało szarym strumieniem do środka. Dywan, ściany,
meble ze sklejki i obrazy wydawaÅ‚y siÄ™ wybla¬kÅ‚e w tym sÅ‚abym oÅ›wietleniu.
Przerażenie minęło. Corde przez chwilę myślał, że w domu nikogo nie ma,
Gilchrist znów im uciekÅ‚. Jego wzrok przyzwyczaiÅ‚ siÄ™ do przytÅ‚umio¬nego Å›wiatÅ‚a
i w drugim końcu pokoju zobaczył niewyrazny kształt, kulę, która się poruszyła.
ByÅ‚a rozmyta jak dysk księżyca. DostrzegÅ‚, że to gÅ‚o¬wa mężczyzny, który
spoglÄ…da na Corde'a.
Tamten powoli wstaÅ‚ zza zaÅ›mieconego biurka. OkoÅ‚o stu osiemdzie¬siÄ™ciu piÄ™ciu
centymetrów wzrostu, siwiejące, dość jasne włosy, schludny, długie chude ręce.
Ubrany byÅ‚ staromodnie w jasnozielonÄ… sportowÄ… ma¬rynarkÄ™ i brÄ…zowe spodnie. Na
jego twarzy nie można było zauważyć, że zaskoczyła go ta wizyta. Przyjrzał się
Corde'owi brÄ…zowymi oczami.
Wygląda jak ja, mimowolnie pomyślał Corde.
 Gilchrist, gdzie jest moja córka?  spytał spokojnie.
14
Leon Gilchrist przeszedł przez snop zamglonego światła i zatrzymał się trzy
kroki od Corde'a. Założył ręce. Na jego twarzy rysował się radosny uśmiech.  No
cóż, jestem zaskoczony, detektywie Corde.
 Chcę wiedzieć, gdzie ona jest.  Głos Corde'a drżał.  Teraz chcę to
wiedzieć.
 Oczywiście zaraz się dowiesz.
 Sarah!  krzyknął Corde, spoglądając na schody prowadzące na piętro.
 Właśnie myślałem o tobie  rzekł łagodnie Gilchrist.  Będziesz
zaskoczony, gdy się dowiesz, jak często o tobie myślałem. Chyba tak samo często
jak ty o mnie.
Corde zrobił krok do przodu i wymierzył rewolwer w pierś Gilchrista. Profesor
zerknął na broń i wsunął dłonie do kieszeni. Patrzył na Corde'a, jakby detektyw
był owadem robiącym ostatnie kółko nad pojemnikiem z trucizną. Potem zapytał: 
A jak tam czuje siÄ™ syn?
Błysk niepewności pojawił się w oczach Corde'a, gdy spojrzał na twarz Leona
Gilchrista.
 Wciąż lubi jazdę na rowerze? Mimo niebezpieczeństw?
 O czym ty mówisz?
 Słyszałem, że poszedł sobie popływać. Ta muzyka, której słuchają młodzi
ludzie...
Próbuje wyprowadzić mnie z równowagi. Spokój, zachowaj spokój.
 Samobójstwo przez utopienie. To byÅ‚ wyÅ‚Ä…cznie jego pomysÅ‚. Pio¬senka mówi
chyba o brzytwach i sznurach... Obrazy typowe dla mÅ‚odzieÅ„¬czej poezji.
 Co miaÅ‚eÅ› z tym wspólnego?  Corde mocniej zacisnÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„ na re¬wolwerze,
bał się, że za chwilę straci kontrolę nad sobą. W uszach słyszał szum krwi.
Uniósł lufę w kierunku twarzy profesora, na której pojawił się lekki grymas, ale
mimo wszystko pozostała obojętna. Wylot lufy zatrzymał się przed gładką skórą. 
Mógłbym cię zabić...
 Nie sądzę, żebyś słyszał o Paulu Verlainie  wypowiedział powoli. 
Francuskim symboliście. Nie, oczywiście, że nie. Uważam jego wiersze za
olÅ›niewajÄ…ce, ale sÄ…dzÄ™ też, że cierpiaÅ‚ na to samo co ty. Spokój na ze¬wnÄ…trz,
gwałtowność w środku. Usiłował zamordować swego przyjaciela Rimbaud w przypływie
emocji. SkoÅ„czyÅ‚ jako beznadziejny alkoholik. Jed¬nak gdyby nie jego psychozy,
świat nie otrzymałby zadziwiających wierszy. Kompensacja psychiczna jest
zjawiskiem zdumiewającym; kompensacja, którą mała Sarah demonstruje w tak
wyrazny sposób.
Corde gwałtownie oddychał. Czuł, że dusi się od nadmiaru tlenu. Chwycił
Gilchrista za kołnierz i przystawił mu rewolwer do ucha.
 No  jÄ™knÄ…Å‚ Gilchrist miÄ™kkim gÅ‚osem  pamiÄ™taj o Sarah. Na¬szej rozmowy
nie możemy kontaminować z emocjami, bo zapomnimy, że tylko ja wiem, gdzie ona
jest. Kontaminować... Czy ty w ogóle domyślasz się, co to znaczy.
Corde odepchnął Gilchrista i zrobił krok do tyłu. Otarł usta rękawem. Poczuł się
jak osaczone zwierzę, z którym Gilchrist się bawi.
 Ty wciąż nie rozumiesz, z kim masz do czynienia. Nie jestem zwy¬kÅ‚ym
oprychem, który zabarykadował się w sklepie. Twoja inteligencja nie pozwala ci
tego zauważyć. Jestem inny niż Jennie Gebben, ty, twój syn, Sarah i twoja piękna
DianÄ™.
ObserwowaÅ‚em twojÄ… rodzinÄ™ od momentu Å›mierci Jennie. Zobaczy¬Å‚em twojÄ… córkÄ™
przy jeziorze po tym, jak zostawiłem pierwszą notatkę do ciebie. Jej piękne
włosy. Promienie słońca mieniły się na jej rajstopach, białej bluzce. Miała
stroje z ubiegÅ‚ego roku, co? Bo trzeba byÅ‚o zrezygno¬wać z wiosennego szaleÅ„stwa
zakupów w Sears, prawda? Od tego momen¬tu korespondowaÅ‚em z Sarah... SkÄ…d ten
szok u ciebie? W koÅ„cu powinie¬neÅ› siÄ™ domyÅ›lić. Nurtuje mnie tylko jeden
problem. Nie jesteÅ› inteligent¬ny, ale za to uparty; w przeciwieÅ„stwie do twoich
kolegów, którzy nie są ani inteligentni, ani wytrwali.
OczywiÅ›cie można by ciÄ™ poÅ‚ożyć na kanapie u psychoanalityka i wy¬dobyć z ciebie
przyczyny twojej nieustępliwości. Zasnąłeś za kierownicą raz lub dwa razy i
dÅ‚ugo musiaÅ‚eÅ› za to pokutować. Kiedy to siÄ™ wydarzy¬Å‚o? Jak byÅ‚eÅ› nastolatkiem?
Może pózniej. W każdym razie byłem pewien, że będziesz harował, aż mnie nie
odszukasz.
Sarah byÅ‚a doskonaÅ‚y sposobem na rozproszenie twojej uwagi. Na po¬czÄ…tek
przekonaÅ‚em jÄ…, żeby uciekÅ‚a. Kiedy to nie zadziaÅ‚aÅ‚o, postanowi¬Å‚em zakłócić
wasze śledztwo, wyprowadzić was w pole. Miasto szukało Księżycowego Zabójcy,
wiÄ™c oprawiÅ‚em kozÄ™ ze skóry. Mieli to, czego szu¬kali.  Szaleniec". KrwiÄ…
zrobiłem kilka napisów. Mezza luna... Założę się, że te napisy bardzo ucieszyły
twojego szefa. Ale nie ciebie, detektywie. Bezustannie posuwałeś się do przodu,
byÅ‚eÅ› coraz bliżej. MusiaÅ‚em zaata¬kować bardziej bezpoÅ›rednio. ChciaÅ‚em ciÄ™
wystraszyć, żebyś zrezygnował ze śledztwa...
Wskazał na aparat fotograficzny.  Jestem niezłym fotografem, nie sądzisz?
Nawiasem mówiÄ…c, spostrzegÅ‚em, że twoja żona prawie nie uży¬wa Å›rodków
antykoncepcyjnych. Czyżby po szesnastu latach nastÄ…piÅ‚ kry¬zys w małżeÅ„stwie? I [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony