[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- On nie wróci - oświadczyła. - Lizzie pomyślała o wszystkim. Ma dobrych przyjaciół
pod Pendle, zro¬biÄ… dla niej wszystko, o tak. Oszukali starego Grego-ry'ego. MiaÅ‚ tam
wyruszyć i dostać to, na co zasłużył. Do tej pory pewnie już nie żyje i leży sześć stóp pod
ziemią. Zaczekaj, a przekonasz się, czy mam rację. Wkrótce nie będziesz bezpieczny nawet w
jego domu. Którejś nocy przyjdą po ciebie. Chyba że zgodzisz się pomóc. Wtedy być może
zostawiÄ… ciÄ™ w spokoju.
Gdy tylko to powiedziała, odwróciłem się do niej plecami i wdrapałem na wzgórze,
zostawiajÄ…c jÄ… sa¬mÄ…. WoÅ‚aÅ‚a za mnÄ… kilkanaÅ›cie razy, aleja nie sÅ‚ucha¬jem- W gÅ‚owie wciąż
szumiaÅ‚o mi od tego, co powie¬dziaÅ‚a o stracharzu.
Dopiero pózniej zorientowaÅ‚em siÄ™, że wciąż tasz¬czÄ™ kosz, wiÄ™c wrzuciÅ‚em go do rzeki wraz
z ostatnim plackiem. Po powrocie do domu stracharza nie po¬trzebowaÅ‚em wiele czasu, by
zrozumieć, co się stało i postanowić, co dalej pocznę.
Wszystko zostaÅ‚o zaplanowane od poczÄ…tku. Cza¬rownice wywabiÅ‚y stracharza. WiedziaÅ‚y,
że jako no¬wy uczeÅ„ wciąż jestem żółtodziobem i Å‚atwo mnie oszukać.
Nie wierzyłem jednak, że stracharz tak łatwo da się zabić, inaczej nie przetrwałby tylu lat. Nie
mo¬gÅ‚em wszakże liczyć na to, że wróci na czas, by mi po¬móc. W jakiÅ› sposób musiaÅ‚em
powstrzymać Matecz¬kÄ™ Malkin przed wyjÅ›ciem z dziury.
Rozpaczliwie potrzebowaÅ‚em pomocy. Zastanawia¬Å‚em siÄ™, czy nie zejść do wioski. Ale
wiedziałem, że pod ręką mam lepszego pomocnika. Poszedłem zatem do kuchni i usiadłem za
stołem.
Spodziewałem się, że lada chwila oberwę po uszach, toteż zacząłem mówić bardzo szybko.
OpisaÅ‚em wszyst¬ko co, siÄ™ staÅ‚o, niczego nie opuszczajÄ…c. Potem doda-tem, że to moja wina
i czy mógłbym prosić o pomoc.
144
145
Nie wiem, czego się spodziewałem. Nie czułem się głupio mówiąc w pustej kuchni, bo byłem
bardzo p0. ruszony i przerażony. Lecz gdy odpowiedziała mi tyl. ko cisza, zrozumiałem, że
tracę czas. Czemu bogiu miałby mi pomóc? Nie wiedziałem nawet, czy sam nie jest
więzniem, przetrzymywanym w domu i ogrodzie przez stracharza. Może to niewolnik,
rozpaczliwie Å‚aknÄ…cy swobody? Może nawet ucieszyÅ‚y go moje kÅ‚o¬poty?
Już miaÅ‚em poddać siÄ™ i wyjść, kiedy przypomnia¬Å‚em sobie coÅ›, co czÄ™sto powtarzaÅ‚ mój
tata przed wy¬jazdem na miejscowy targ:  Każdy ma swojÄ… cenÄ™. Ca¬Å‚a sztuka w tym, by
złożyć propozycję, która jego zadowoli, ale ciebie nie będzie kosztowała zbyt wiele".
Złożyłem zatem boginowi propozycję...
- JeÅ›li pomożesz mi teraz, nigdy ci tego nie zapo¬mnÄ™ - oznajmiÅ‚em. - A kiedy zostanÄ™
następnym stracharzem, dam ci wolne we wszystkie niedziele. Tego dnia sam będę
przyrzÄ…dzaÅ‚ sobie posiÅ‚ki, a ty bÄ™¬dziesz mógÅ‚ odpocząć i robić, co tylko zechcesz.
Nagle poczułem, jak coś ociera mi się o nogi pod stołem. Towarzyszyło temu ciche
mruczenie. Ujrza¬Å‚em wielkiego, rudego kota, który wynurzyÅ‚ siÄ™ spod stoÅ‚u i skierowaÅ‚ w
stronÄ™ drzwi.
CaÅ‚y czas musiaÅ‚ siedzieć pod stoÅ‚em - tak przynaj¬mniej podpowiadaÅ‚ mi rozsÄ…dek.
Wiedziałem jednak, ze to nieprawda, toteż podążyłem za kotem do sieni i na górę schodami.
W koÅ„cu zatrzymaÅ‚ siÄ™ przed za¬mkniÄ™tymi drzwiami biblioteki. Potem otarÅ‚ siÄ™ o nie, tak jak
to mają w zwyczaju koty, znakujące stołowe n0gi. Drzwi uchyliły się powoli, odsłaniając
więcej książek, niż ktokolwiek zdołałby przeczytać za życia. Ustawiono je w równe rzędy na
kilkunastu regaÅ‚ach. WszedÅ‚em do Å›rodka, zastanawiajÄ…c siÄ™, od czego za¬cząć. A gdy siÄ™
odwróciłem, wielki rudy kot zniknął.
Na okładce każdej książki widniał czytelny tytuł. Wiele z nich napisano po łacinie, całkiem
sporo po grecku. Nie dostrzegłem śladu kurzu ani pajęczyn: biblioteka była równie czysta i
zadbana, jak kuchnia.
Ruszyłem wzdłuż pierwszego rzędu i nagle coś przyciągnęło mój wzrok. Obok okna
ustawiono trzy bardzo dÅ‚ugie półki, peÅ‚ne oprawnych w skórÄ™ notat¬ników, takich jak ten,
który dostaÅ‚em od stracharza. Lecz na najwyższej półce staÅ‚y wiÄ™ksze ksiÄ™gi z data¬mi na
okÅ‚adkach. W każdej z nich opisano okres piÄ™¬ciu lat, siÄ™gnÄ…Å‚em zatem po tÄ™ na koÅ„cu i
otworzyłem ostrożnie.
Od razu rozpoznałem pismo stracharza. Przewra-
146
147
cając kolejne kartki, zrozumiałem, że to coś w rocłza-ju dziennika. Zapisywał w nim każde
wykonane zada. nie, to, ile trwała podróż i ile mu zapłacono. A co naj. ważniejsze, wyjaśniał,
jak rozprawił się z każdym boginem, duchem i czarownicą.
OdÅ‚ożyÅ‚em książkÄ™ z powrotem na półkÄ™ i powio¬dÅ‚em wzrokiem po kolejnych grzbietach.
Dzienniki kończyły się prawie na dniu obecnym, ale sięgały w przeszłość setki lat. Albo
stracharz był znacznie starszy, niż się wydawał, albo też wcześniejsze napi-sali inni
stracharze, którzy mieszkali tu dawno temu. Nagle przyszło mi do głowy, że nawet jeśli Alice
ma rację i stracharz już nie wróci, może zdołam nauczyć się wszystkiego, czego potrzebuję,
studiujÄ…c te dzien¬niki. Co lepsze, gdzieÅ› wÅ›ród tych tysiÄ™cy stronic z pewnoÅ›ciÄ… kryÅ‚a siÄ™
informacja, która pomoże mi te¬raz.
Ale jak ją znalezć? Wiedziałem, że to potrwa, lecz czarownica siedziała w dziurze prawie
trzynaÅ›cie lat. MusiaÅ‚a istnieć relacja, opowiadajÄ…ca o tym, jak stra¬charz jÄ… tam uwiÄ™ziÅ‚. I
nagle na niższej półce dostrze¬gÅ‚em coÅ› jeszcze lepszego.
Stały tam dużo większe księgi, każda poświęcona jednemu tematowi. Jedna z nich nosiła tytuł
Smoki i gady- A że ustawiono je w kolejności alfabetycznej, bardzo szybko znalazłem to,
czego szukałem. Wiedzmy i czarownice.
OtworzyÅ‚em książkÄ™ drżącymi rÄ™kami i przekona¬Å‚em siÄ™, że dzieli siÄ™ na cztery znajome
części: Bezec-ner Zacne, Fałszywie pomówione i Nieświadome.
Szybko zaczÄ…Å‚em przeglÄ…dać pierwszÄ… część, zapi¬sanÄ… starannym pismem stracharza i znów
uÅ‚ożonÄ… w porzÄ…dku alfabetycznym. WystarczyÅ‚o parÄ™ se¬kund, bym odnalazÅ‚ kartkÄ™
zatytułowaną Mateczka Malkin.
ByÅ‚o gorzej, niż siÄ™ spodziewaÅ‚em. Mateczka Mal¬kin należaÅ‚a do najgorszych wiedzm pod
słońcem. Mieszkała w różnych miejscach i wszędzie, gdzie się zatrzymała, zdarzało się coś
strasznego. Do najgor¬szego doszÅ‚o na torfowisku, na zachód od Hrabstwa.
Mieszkała tam na farmie, przyjmując pod swój dach młode kobiety, spodziewające się dzieci i
pozba¬wione mężów, którzy mogliby je utrzymać. StÄ…d wÅ‚a¬Å›nie wziÄ…Å‚ siÄ™ jej przydomek,
Mateczka. TrwaÅ‚o to wiele lat i części mÅ‚odych kobiet nigdy już nie wi¬dziano.
Towarzyszył jej wówczas jej własny syn, młody mężczyzna obdarzony niewiarygodną siłą,
nazywany
148
149 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony