[ Pobierz całość w formacie PDF ]

%7łołnierz stojący u jej boku patrzył na mnie, jakbym wreszcie pierwszy raz zrobiła coś
naprawdę ciekawego.
Nikolaos wstała. Stanęła przed swoją świtą. Sięgała mi zaledwie do obojczyka, czyli była
naprawdę niska. Stała tak przez chwilę, eteryczna i piękna jak postać z obrazu. Zero
wrażenia życia, ale za to mnóstwo cudownych konturów, cieni oraz barw.
Stała tak w bezruchu i otworzyła przede mną umysł. Odniosłam wrażenie, jakby
otworzyła zamknięte drzwi. Jej umysł zderzył się z moim; zachwiałam się. Myśli wbiły się
we mnie jak noże, sny o stalowych krawędziach. Ulotne fragmenty jej umysłu zatańczyły
w mojej głowie; to czego dotknęły, stawało się nieczułe, odrętwiałe, zranione.
Klęczałam, choć nie pamiętałam, kiedy uklękłam. Było mi zimno, tak bardzo zimno.
Byłam niczym. Zerem w zetknięciu z tym umysłem. Jak mogłam uważać się za równą tej
istocie? Przecież była tylko nędznym robakiem. Powinnam płaszczyć się teraz u jej stóp,
błagając o wybaczenie. Moja impertynencja była niewybaczalna.
Zaczęłam czołgać się do niej na rękach i kolanach. To wydawało mi się właściwe.
Musiałam błagać ją o wybaczenie. Potrzebowałam wybaczenia. Jakże inaczej można
stanąć w obliczu bogini, jeśli nie na klęczkach?
Nie. Coś było nie tak. Ale co? Powinnam prosić boginię o wybaczenie. Powinnam oddać
jej cześć, uczynić wszystko, co mi rozkaże. Nie. Nie.
- Nie - wyszeptałam. - Nie.
- Podejdz do mnie, moje dziecko. - Jej głos był niczym wiosna po długiej mroznej zimie.
Sprawił, że otworzyłam się w środku. Zrobiło mi się ciepło. Poczułam, że nie jestem
sama.
Wyciągnęła do mnie szczupłe, blade ręce. Bogini pozwoli mi się objąć. Zdumiewające.
Dlaczego pełzałam po podłodze? Dlaczego do niej nie pobiegnę?
- Nie. - Trzasnęłam pięściami w posadzkę. Zabolało, ale to nie wystarczyło. - Nie! -
Walnęłam pięściami raz jeszcze, mocniej. Poczułam nieprzyjemne mrowienie, a potem
zdrętwiała mi ręka. - NIE! - Tłukłam pięściami w podłogę, aż rozbiłam je do krwi. Ból był
przejmujący, prawdziwy, mój. Wrzasnęłam. - Wynoś się z mojego umysłu, ty suko!
Przykucnęłam zdyszana, przykładając obie ręce do brzucha. Tętno miałam zabójcze.
Czułam je aż w gardle. Nie mogłam oddychać. Owładnął mną gniew, czysty i ostry. W
mig przegonił ze mnie mroczne cienie umysłu Nikolaos.
Aypnęłam na nią gniewnie. Gniew, a pod nim strach. Nikolaos zalała mój umysł niczym
ocean wnętrze muszli, wypełniając mnie i opróżniając. Musiałaby doprowadzić mnie do
obłędu, aby mnie złamać, ale mogła tego dokonać. A ja nie byłam w stanie się przed nią
obronić.
Spojrzała na mnie z góry i zaśmiała się tym swoim melodyjnym, dzwięcznym śmiechem.
- Och, widzę, że znalezliśmy coś, czego boi się nasza animatorka. Tak. Znamy twoją
tajemnicę. - Głos miała śpiewny i miły dla ucha. Znów była małą dziewczynką.
Nikolaos uklękła przede mną, podwijając niebieską sukienkę pod kolana. Jak prawdziwa
57
dama. Zgięła się w pasie, aby spojrzeć mi w oczy.
- Ile mam lat, animatorko?
Zaczęłam dygotać. Szok. Zęby mi szczękały, jakbym umierała z wyziębienia, i może
faktycznie tak było. Z trudem przez zaciśnięte zęby wychrypiałam:
- Tysiąc. Może więcej.
- Miałeś rację, Jean-Claude. Jest dobra. - Zbliżyła swoją twarz do mojej. Pragnęłam
odepchnąć ją od siebie, ale za żadne skarby nie chciałam jej dotknąć.
Znów się zaśmiała, wysoko, dziko, przerazliwie czysto. Gdybym nie była w tak kiepskim
stanie, krzyknęłabym lub może splunęłabym jej w twarz.
- Doskonale, animatorko. Widzę, że się rozumiemy. Zrobisz, czego od ciebie żądam, albo
obiorę twój umysł warstwa po warstwie, jak cebulę. - Czułam na twarzy jej oddech, gdy
szepnęła z rozbawieniem, chichocząc jak dziecko: - Wierzysz, że mogłabym to zrobić,
prawda?
Wierzyłam.
58
12
Chciałam splunąć w to gładkie, blade oblicze, ale obawiałam się tego, co mogłaby mi za
to zrobić. Kropla potu powoli spłynęła mi po twarzy. Chciałam obiecać jej wszystko,
czego tylko zechce, aby tylko już nigdy więcej mnie nie dotknęła. Nikolaos nie musiała
rzucać na mnie uroku, wystarczyło mnie przestraszyć. A ona mnie przerażała. Była w
stanie kontrolować mnie dzięki trwodze, jaką we mnie wzbudzała.
I na to właśnie liczyła. Nie mogłam na to pozwolić.
- Złaz... ze... mnie - wychrypiałam.
Zaśmiała się. Miała ciepły oddech pachnący miętą. Miętówki. Ale gdzieś tam, w głębi,
czuć było coś jeszcze, słaby, lecz wyczuwalny odór świeżej krwi. Starej śmierci.
Niedawnego morderstwa.
Już nie dygotałam.
- Twój oddech cuchnie krwią - warknęłam.
Cofnęła się energicznie, unosząc dłoń do ust. Był to tak ludzki gest, że mimowolnie
wybuchnęłam śmiechem. Jej sukienka musnęła moją twarz, gdy się podniosła. Jedna
mała obuta stopka kopnęła mnie w pierś.
Kopniak był tak silny, że poturlałam się w tył; przeszył mnie silny, palący ból, straciłam
oddech. Po raz drugi tej nocy nie mogłam oddychać. Leżałam na brzuchu, przełykając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony