[ Pobierz całość w formacie PDF ]

włączył go i przygotował się na złożenie raportu o podejrzanej śmierci w
jego rejonie. Pomyślał, że nie dostaną nic bardziej cholernie podejrzanego
niż to.
Gdy mówił do Radia, rozglądał się po pokoju, ogarniając wzrokiem kałużę
krwi, muchy objadające się w niej, skąpe dekoracje, tanie ale funkcjonalne
meble...
To wtedy zauważył kawałek papieru.
Stół jadalny rodziny Nshonge wyglądał na stary, ale dobrej jakości, jakby
była to pamiątka rodowa przekazywana z pokolenia na pokolenie. na nim
stały solniczka i pieprzniczka, kilka małych butelek prawdopodobnie
zawierających inne przyprawy, tanio wyglądający naszyjnik z kilkoma
doczepionymi zębami zwierzęcymi, i pod nim, kawałek kartki papieru.
Van Dreenan skończył rozmowę przez radio powoli podchodząc do niej,
ostrożnie omijając plamy krwi. Siłą nawyku nie dotykał zawartości stołu,
ale wątpił by naukowcy dużo mu w tym pomogą.
Zastanawiał się, czy amulet na stole był jednym z tych, które kupił Miles
Nshonge od sangoma, w rozpaczliwym i daremnym wysiłku utrzymania
jego rodziny żywymi.
Na kawałek papieru pod amuletem coś pisało. Van Dreenan pochylił się i
zobaczył, że ktoś, prawdopodobnie zmarły Miles Nshonge, napisał dwa
słowa czystym, wyraznym pismem: Jerome Lekota.
* * * *
Posterunkowy George DeBrine miał kolegę, jankesa mówiąc dokładniej,
który pracował na jednym z rezerwatów grubej zwierzyny poza miastem.
Ich dwoje spotykało się czasami na weekend, wypijali gdzieś alkohol i
opowiadali sobie kłamstwa o tym jak ich praca jest ekscytująca. I ten jego
kolega, Bennie Prescott, miał wyraz twarzy, który używał na kogoś kto
zniknął i wkurzył go. 'Ten łajdak' mówił 'jest teraz na mojej czarnej liście'.
To zawsze rozbawiało Georga, zwłaszcza gdy wcześniej wypił już trochę
piwa.
Obecna sytuacja posterunkowego DeBrine dała mu całkiem nową
perspektywę na ten zwrot i jego znaczenia. Ponieważ George był teraz na
jego czarnej liście, dobrze i pewnie. George zawsze był opózniony gdy
trzy razy w miesiącu wywoływali jego nazwisko. Pokazywał się na swoje
zmiany, raz czy dwa trochę jak pod psem ( w porządku, prawdę mówiąc na
kacu i w grobowym nastroju). A gdy sierżant Wilson zganił go o to
wszystko (prosto w twarz, ten łajdak powiedział, że George jest hańbą dla
munduru), George doznał nagłego ataku prawie samobójczego, złego
osądu i powiedział sierżantowi by spieprzał.
I tak właśnie George znalazł się przed dwuskrzydłowymi drzwiami
kostnicy, z poleceniem by nikt nie uciekł ze zwłokami jakiegoś czarnucha.
Osiem cholernych godzin, oprócz przerwy na lunch i dwoma przerwami
na siku, stał tam. A jeśli to nie jest wystarczająco złe, miał wizualnie
sprawdzać każde zwłoki wynoszone z pokoju aby się upewnić, że szczątki
rzeczonego czarnucha, Milesa Nshonge, nie było wśród nich.
Detektyw, Van Dreenan, był bardzo dokładny w swoich instrukcjach.
Może nawet za bardzo. Zabrał George'a do dużego, zimnego pokoju i
wysunął jedną z metalowych szuflad, szukając tej jak najbardziej zajętej.
Kazał mu przyjrzeć się martwemu czarnuchowi, jakby oni wszyscy nie
wyglądali tak samo.
- Nie przeglądasz tylko metek. - powiedział mu Van Dreenan. - Ktoś
wywozi stąd zwłoki, każesz im otwierać worek i sprawdzasz kto jest w
środku. Rozumiesz? Autopsja tego dżentelmena jest zaplanowana dopiero
na pojutrze, może pózniej, więc nie ma powodu, dla którego to ciało
miałoby opuszczać ten pokój. I lepiej dla ciebie żeby tak się stał.
George DeBrine lubił swoją pracę - przynajmniej w większości dniach. I
na pewno nie chce jej stracić i zaczynać od początku z czymś innym, które
prawdopodobnie oferowałoby mniej pieniędzy i o wiele mniej władzy.
Więc zdecydował się, niechętnie,poprawić. %7ładnego więcej alkoholu.
Przynajmniej, nie gdy miał pracę następnego dnia. Nie pił nic
mocniejszego niż herbata w noc poprzedzającą to nudne, bezsensowne
zadanie.
Właśnie dlatego George był tak zdumiony gdy oszołomiony obudził się w
kącie, plecami opierał się o ścianę, a nogi wyprostowane leżały przed nim,
ręce złożone na kolanach, a w szyi miał bolesny skurcz. Niepewnie wstał
na nogi i zaczął otrzepywać brud z munduru khaki. Nie pamiętał jak
znalazł się na podłodze i uciął sobie drzemkę w kacie. Chryste, nie
pamiętał nawet myśli o zrobieniu czegoś tak niesamowicie głupiego. Było
tylko szczęśliwym trafem, że żaden ze szpitalnego personelu nie zjawił się
i znalazł go...
George przestał się otrzepywać i stał tam jak posąg, gdy okropna myśl
przemknęła mu przez głowę. Spojrzał w kierunku dwuskrzydłowych drzwi
kostnicy i wtedy, po długiej chwili wahania, zaczął iść powoli w ich
kierunku.
Zwykle, bycie w tym pokoju samemu dałoby Georgemu pełzające uczucie
niepokoju, ale tym razem był szczęśliwy będąc samemu. Dokładnie
pamiętał numer szuflady zawierającej szczątki Milesa Nshonge: 1408. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony