[ Pobierz całość w formacie PDF ]

reakcję. Powietrze mieniło się złotem i zielenią. Wyglądało jak
niebiański las pełen świątecznych drzewek. Choinki drżały i uginały
się poruszane jakimś tajemniczym wiatrem. Gdyby został
oceanografem, mógłby zbadać to zjawisko. Zostałby specjalistą od
wód północnego Maine i zajmowałby się wszystkim, co dotyczy
morza, wybrzeża, atmosfery i nieba. Ciekawe, czy w Marcellus
College jest oceanografia. W Cornell na pewno była.
- Co to jest? -ponownie spytała Snow.
- Powiedz jej, Mike.
- To światła północy -wyjaśnił. -Zorza polarna.
- Niemożliwe! -wykrzyknęła Snow.
- Tak, to jest zorza polarna - przytaknął George.
W jego głosie brzmiała duma, jakby to on wszystko urządził,
jakby był panem nie tylko ziemi, ale wszystkiego, co ją otacza. Gdyby
został antropologiem kulturowym, mógłby włączyć dziadka do swoich
badań, a nawet napisać o nim książkę.
- Zorza polarna! O, mój Boże! - ekscytowała się Snow.
Odsunęła rękaw kurtki i spojrzała na zegarek. Było jednak zbyt
ciemno, by coś zobaczyć.
- Po co patrzysz na zegarek? -spytał z rozdrażnieniem George. -
Widowisko jest na niebie.
- Chcę wiedzieć, o której godzinie to było -wyjaśniła Snow.
Mike dostał od matki na piętnaste urodziny timex indiglo.
Wystarczyło nacisnąć guzik i tarcza zegarka podświetlała się na
176
niebiesko. Podsunął ją pod nos Snow i wcisnął guzik. Całe szczęście,
że było ciemno, w przeciwnym razie zauważyłaby, że spłonął
rumieńcem.
- Osiemnasta zero zero - powiedziała.
- Tak.
- Po raz pierwszy widziałam zorzę polarną o osiemnastej zero
zero, trzydziestego listopada - powiedziała, trzymając Mike'a za rękę.
Ta dziewczyna jest niesamowita, pomyślał. Kiedy po raz pierwszy
ją zobaczył, poczuł się, jakby dostał obuchem w głowę, i teraz też
miał takie wrażenie.
- Osiemnasta zero zero - powtórzył zachwycony, że poznał
dziewczynę, która mówi jak marynarz.
- Chodzmy powiedzieć o tym matce - zaproponował George i
ruszył w stronę domu. -Niech też zobaczy.
Mike ociągał się z odejściem. Snow została przy nim, patrząc za
oddalającym się George'em.
- Snow - odezwał się Mike.
- Co? - spytała bez tchu.
- Nic. -Pochylił się i pocałował ją. Nie pierwszy raz całował się z
dziewczyną, ale pierwszy ze Snow. Złapała go za rękawy kurtki, jakby
kolana odmówiły jej posłuszeństwa. Zorza polarna przestała się
liczyć, bo Mike zobaczył gwiazdy.
Cała rodzina wyszła przed dom oglądać światła północy. Dzięki
Bogu nikt nie potrafił czytać w myślach Snow, bo okazałoby się, że w
kółko powtarza jedno zdanie: Mój pierwszy pocałunek, Mike Talbot,
pani Michaelowa Talbot. Stała między Sarą i ojcem, zaledwie kilka
kroków od Mike'a, i promieniała radością. Czuła swędzenie na
wargach, jakby posmarowała je oranżadą w proszku.
Ciocia Bess głośno wyrażała swój zachwyt.
- Przecież już nieraz widziałaś -stwierdził George.
- Za każdym razem mam wrażenie, jakbym widziała ją po raz
pierwszy -odparła Bess, wpatrując się w niebo.
- Nie jesteś małą dziewczynką, Bess - ofuknął ją George. -
Pierwszy raz, też coś! Mnóstwo ich widzieliśmy, prawda, Mike? W
Nowym Jorku nie zobaczysz takiego zjawiska.
177
- Wspaniałe -powiedział Mike.
Snow uśmiechnęła się na tę dyplomatyczną odpowiedz. Dzięki
temu nikogo nie uraził. Przysunęła się bliżej i wsunęła dłoń w dłoń
Mike'a. Natychmiast odwzajemnił uścisk. Nie posiadała się z radości.
Oto trzymała się za ręce z Mikiem Talbotem. Pod nosem obu rodzin.
Poczuła, jak rumieniec oblewa jej twarz.
- Tato, pamiętasz, jak pojechaliśmy na ryby? - spytała Sara. -I
kiedy wieczorem wracaliśmy...
- Tak -wszedł jej w słowo. -Zorza była wówczas czerwona. Dom
wyglądał, jakby stał w płomieniach.
- Rzeczywiście - przyznała Sara, patrząc na Willa. W oczach
miała pełen miłości uśmiech. Will również wyglądał na zakochanego.
Snow zmarszczyła brwi. Nie była pewna, co o tym myśleć. W tej
jednak chwili Mike splótł palce z jej palcami i Snow poczuła, jak
krew uderza jej do głowy.
- Zobaczymy ją teraz w kwietniu, prawda, Mike? A może nawet i
w maju - powiedział George, nie mogąc oderwać oczu od splecionych
dłoni młodych. Sprawiał wrażenie, jakby chciał je rozerwać.
- Nie wiem, dziadku - odparł Mike. - W zeszłym roku
widzieliśmy ją w połowie maja.
Ta uwaga mogła oznaczać, że nie zamierza zostać na wyspie, i
Snow odebrała ją jako zapowiedz wyjazdu.
- Na pewno ją zobaczymy -stwierdził George.  Kiedy przyjdzie
wiosna, będziemy wpatrywać się w niebo, podczas gdy ludzie w
Nowym Jorku będą oglądać chmury spalin. Prawda, Mike?
- Zorza to ładne imię -stwierdziła Snow, chcąc wybawić Mike'a z
kłopotu. Nie zdecydowała jeszcze, jak teraz chce, by ją nazywano, a
Zorza przypadła jej do gustu. Nie miała jednak żadnego związku z
Fredem.
- Prawda, Mike? -powtórzył z naciskiem George. Ciocia Bess
klasnęła w dłonie.
- Dość tego. Trzeba zająć się homarami. Wracajmy do domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony