[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tychmiast, tego nie zrobi. Nie zadzwoni do niego i nie będzie
przepraszać! To by tylko zagmatwało i tak niełatwą już sytu
ację.
Chociaż z drugiej strony, gdyby od razu na początku za
znaczyła, że chce go tylko i wyłącznie przeprosić, i nic poza
tym... Nie, to nie byłoby rozsądne, szepnęła kręcąc głową.
WSZYSTKO JEST MO%7łLIWE 91
Co gorsza, oznaczałoby, że jest słaba i sama nie wie, czego
chce. Podjęła już decyzję i musi przy niej obstawać, czy jej
się to podoba, czy nie.
Jej wzrok zatrzymał się na balonach rozrzuconych po ku
chennym stole. Uszło w nich trochę powietrza i nie mogły już
wznieść się do góry, zamiast więc wisieć pod sufitem leżały
sobie spokojnie niczym wesoła pamiątka radosnej uroczystości.
Z ciężkim westchnieniem pomyślała, że powinna była od razu
je poprzekłuwać i wyrzucić na śmietnik. Teraz przynajmniej
niczego by jej nie przypominały.
Przesunęła palcem po jednej z żółtych kul. A gdyby tak za
dzwonić do niego, ale absolutnie nie dać się wciągnąć w żadną
dyskusję. Rzucić tylko parę słów w ramach przeprosin i koniec.
Zamyślona zagryzła wargę, zastanawiając się intensywnie,
gdzie też mogła upchnąć minutnik do gotowania jajek. Nastawi
go sobie na trzy minuty, szybko powie parę zdań i uspokoi
sumienie. Ostatecznie, co może zmienić króciutka rozmowa
przez telefon, przekonywała samą siebie.
Stała na środku pokoju, wciąż niezdecydowana, co robić,
kiedy naraz ktoś zapukał do drzwi. Spojrzała na nie z nadzieją,
dopadła ich jednym susem i otworzyła na oścież.
- Właśnie myślałam, żeby... - Nadzieja szybko zgasła
w jej spojrzeniu. - Cześć, mamo!
- Przepraszam, że nie jestem tym, kogo się spodziewałaś.
- Uśmiechnięta Debora cmoknęła ją w policzek i weszła do
środka.
- Całe szczęście, że nie jesteś - mruknęła Shelby, zamy
kając drzwi. - Dobrze, że przyszłaś. Zaraz zaparzę kawę. Nie
często wpadasz do mnie w niedzielny poranek.
- Może być mała kawa, skoro spodziewasz się gości.
- Nic podobnego! - odparła stanowczo, po czym zakrząt-
nęła się przy ekspresie.
92 NORA ROBERTS
Debora obserwowała plecy córki, próbując odgadnąć, skąd
wzięła się w jej głosie taka determinacja. Po chwili dała jednak
za wygraną, śmiejąc się w duchu, że po tylu latach wciąż upar
cie próbuje sztuczki, która nigdy jej się nie powiodła. Nigdy
jeszcze nie udało jej się rozgryzć Shelby.
- Jeżeli nie masz żadnych planów, to może wybrałybyśmy
się razem do Muzeum Narodowego? Jest niezła wystawa sztuki
flamandzkiej - powiedziała zachęcająco. W odpowiedzi usły
szała siarczyste przekleństwo. - Oparzyłaś się! - zawołała, wi
dząc, jak Shelby wkłada do ust zgięty kciuk.
- Nic się nie stało! - Rzuciła następne przekleństwo. -
Przepraszam mamo - zreflektowała się szybko. - Wylałam na
siebie trochę kawy, nic wielkiego. Proszę bardzo, siadaj!
Jednym niecierpliwym ruchem ręki zrzuciła balony na po
dłogę.
- Cóż, widzę, że pewne rzeczy nigdy się nie zmienią -
zauważyła Debora łagodnie. - Między innymi twój sposób ro
bienia porządków. Powiesz mi, coś się stało? - zapytała, kiedy
Shelby usiadła naprzeciw niej.
- A co się miało stać? - Z przesadną uwagą oglądała opa
rzony palec.
- Wyglądasz na zdenerwowaną, co raczej rzadko ci się zda
rza. - Mieszając kawę, zmierzyła córkę długim, badawczym
spojrzeniem. - Widziałaś dzisiejszą gazetę?
- Pewnie! - zawołała, sadowiąc się wygodniej. - Przecież
nie mogłabym jej nie kupić ze względu na Granta.
- Nie to miałam na myśli.
Shelby uniosła brwi, nie wyglądała jednak na zaintereso
waną tematem.
- Przeczytałam tytuły z pierwszej strony - przyznała - ale
nie pamiętam, żebym widziała tam coś niezwykłego. Coś prze
oczyłam?
WSZYSTKO JEST MO%7łLIWE 93
- Najwyrazniej.
Debora podeszła do sofy, obok której leżał plik gazet co
najmniej z całego tygodnia. Przez moment grzebała w tym ba-
łaganie, aż znalazła to, czego szukała. Z zagadkowym pół-
uśmiechem spojrzała na pierwszą stronę, po czym wróciła do
stołu i położyła na nim gazetę. Shelby zerknęła w dół.
Przed oczami miała dobrze skadrowane, wyrazne zdjęcie,
na którym ona i Alan stali na mostku i obserwowali łabędzie.
Doskonale pamiętała tę chwilę. Oparła się wtedy o niego i uło-
żyła głowę pomiędzy jego brodą a obojczykiem. Fotoreporter
uchwycił ten moment, miała więc okazję przyjrzeć się teraz
swojej twarzy, na której malował się tak błogi, zadowolony
wyraz, jakiego nigdy dotąd u siebie nie widziała.
Pod fotografią zamieszczono króciutki tekst. Podano, jak
się nazywa i ile ma lat, czym się zajmuje, a także to, kim był
jej ojciec. Dalej następował zwięzły opis działalności Alana,
ze szczególnym uwzględnieniem kampanii, jaką toczył na rzecz
bezdomnych. Następne linijki zawierały spekulacje na temat
charakteru ich związku. Nic obrazliwego, ot, jeszcze jedna go
rąca waszyngtońska plotka z życia politycznej elity.
Zaskoczyła ją własna reakcja. Nie miała ku temu powodu,
bo przecież spełniły się jej przewidywania, a jednak poczuła
się głęboko dotknięta. Trzymała przed sobą koronny dowód,
że nie myliła się, sądząc, że polityka zawsze będzie stawała
pomiędzy nią a Alanem. Próbowali spędzić dzień jak dwoje
zwykłych ludzi, ale im nie wyszło. I nigdy nie wyjdzie.
Pozornie obojętnie wzruszyła ramionami i odsunęła na bok
gazetę.
- Nie zdziwię się, jeśli dzięki tej wątpliwej reklamie moja
galeria przeżyje w poniedziałek prawdziwe oblężenie. Pamię
tam, jak zeszłej zimy pewna kobieta przyjechała aż z Balti
more, bo widziała w jakiejś gazecie moje zdjęcie z siostrzeń-i-
94 NORA ROBERTS
cem Myry. - Zamilkła i długo sączyła kawę, starannie ukry
wając narastające zdenerwowanie. - Na szczęście w zeszłym
tygodniu miałam przypływ natchnienia, więc towaru mi nie
zabraknie. Masz ochotę na pączka? Chyba jeszcze jakiś został.
- Shelby! - Debora przytrzymała jej rękę. - Do tej pory
nie przeszkadzało ci zainteresowanie mediów. To Grant ma
fobię na punkcie prywatności, nie ty!
- Dlaczego miałoby mi przeszkadzać? - Z trudem po
wstrzymała się, żeby nie uderzyć pięścią w stół. - Zwłaszcza,
że tylko na tym skorzystam, bo na pewno będę miała więcej
klientów. Pewnie jakiś turysta z prowincji rozpoznał Alana,
pstryknął mu zdjęcie i zainkasował okrągłą sumkę. Nie ma
sprawy. To nic groznego.
- Zgadza się. - Debora skinęła potakująco, próbując
rozluznić zaciśnięte palce córki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podstrony
- Indeks
- MiloĹĄ JesenskĂ˝ & Robert LeĹniakiewicz Tajemnica ksiÄĹźycowej jaskini
- Heinlein, Robert A Job A Comedy of Justice
- C Green Robert Conan i bogowie gĂłr
- Palusinski Robert Narkotyki Przewodnik
- Howard Robert E Conan zdobywca
- Howard Robert E Godzina smoka
- Heinlein_Robert_A_ _Drzwi_do_lata
- Howard Robert E Conan Kull
- Howard Robert E Conan barbarzyĹca
- CzarnoksićÂśźnicy z dziwacznego grodu humorystyczne opowieśÂci sf
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stardollblog.htw.pl