[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ospy, dyżurny zaraz zabrał się za przeglądanie gazety z czwartego stycznia.
- To musiało być w dziale  Domy na sprzedaż albo  Domy do wynajęcia - powiedział Rikard.
- Znalazł pan?
- Tak.
Rikard czekał.
Przeglądali starannie ogłoszenie po ogłoszeniu i wreszcie wybrali cztery pasujące. Dyżurny
przeszedł do innego działu, by sprawdzić adresy ogłoszeniodawców. Obiecał oddzwonić,
gdy tylko coś odnajdzie.
Sporo czasu upłynęło, zanim zatelefonował:
- Przykro mi, archiwum jest zamknięte i nie udało mi się znalezć klucza.
- Kto może go mieć?
- Ci, którzy tu pracują, nie wiem kto. Jestem tu tylko na zastępstwie.
Rikard westchnął.
- Cóż, będziemy musieli poczekać do rana. Kiedy oni przychodzą do pracy?
- Nie wiem, o ósmej, ósmej trzydzieści albo dziewiątej, naprawdę nie wiem.
- Dziękuję za dotychczasową pomoc.
115
Policjanci kontynuowali przeszukiwanie domu dwóch samotnych kobiet. Takie grzebanie w
cudzym życiu nie było najmilszym zajęciem.
Ale próbowali przecież uratować Agnes Johansen, a może i wielu, wielu innych.
Dzwięk kościelnych dzwonów wybijających północ dotarł i do groty, w której schronili się
członkowie sekty. Jak zaklęte rozniosły się echem wśród skalnych ścian i sprawiły, że
wszyscy zaczęli drżeć ze strachu.
Rozległo się uderzenie na pół do pierwszej, a pózniej oznajmiające wybicie pełnej godziny.
Ludzie nie spali, nasłuchiwali z lękiem, aż wreszcie popatrzyli po sobie.
- Pastorze Prunck! - zawołała jedna z kobiet. - Czy nastąpił już koniec świata?
Ze składziku nie dobiegła żadna odpowiedz. Prunck się gniewał.
Głos kobiety nabrzmiał agresją.
- Bo jeśli świat się nie skończył, to nie pojmuję, dlaczego tu jesteśmy. Przecież tutaj jest
naprawdę niebezpiecznie. Grożą nam bakcyle ospy, możliwość gwałtu i nie wiem co
jeszcze.
Zduszony głos Pruncka brzmiał, jakby pastor przemawiał przez szparę w drzwiach:
- Milczcie! Przez cały wieczór modliłem się, by ocalić ziemię od zagłady! Jeśli się to spełni,
to będzie moja zasługa, pamiętajcie o tym! Niebiosa mnie słuchają, moje dzieci, słuchają!
- No, może nie przez cały wieczór się modliłeś - złośliwie zauważył jakiś mężczyzna. Wśród
zebranych dał się słyszeć równie złośliwy chichot.
-  Niech ten, co jest bez grzechu, pierwszy rzuci kamieniem - dostojnie powiedział Prunck. -
Zapamiętajcie sobie to, moje zbłąkane owieczki:  Duch jest chętny, lecz ciało słabe .
- Ciało jest chętne, a duch słaby, chciałeś chyba powiedzieć? - drażnił się ktoś bez odrobiny
szacunku.
Coraz więcej osób nie mogło powstrzymać się od śmiechu; szczególnie kobiety, które po
nocach śniły, że pewnego dnia pastor, gdy będą z nim sam na sam, pozwoli naturze wziąć
górę nad wychowaniem. Czuły się teraz wzgardzone i oszukane, a takie kobiety nie są
łaskawe. Przestały odzywać się do Bjorg, a i cały szacunek dla Pruncka gdzieś przepadł.
- Opuśćcie Zwiątynię! - wołał Prunck dramatycznie ze swego ukrycia. - Wyjdzcie na
zatracony świat i sami się zatraćcie! Nie jesteście mi potrzebni, wy, nieufni, niewierni! Ale nie
przychodzcie więcej prosić mnie o pomoc, gdy czołgać się będziecie pośród ruin Halden!
Kiedy wszystko się skończy, sam obejmę ziemskie królestwo!
116
Wśród uczniów zapadła cisza, w milczeniu rozważali możliwości. Mimo wszystko jednak od
wielu już miesięcy w pokorze i czci słuchali swego mistrza. I tak nagle się od niego
odwrócić... A jeśli on ma rację? Przecież ta idea przyświecała im już od dawna. Królestwo
Dziesięciu Tysiącleci... ich czas na ziemi. Cześć. Blask wspaniałości.
- Mamo, ja chcę do domu - rozpłakało się jakieś dziecko. - Nie chcę już być w tej okropnej
górze, tu jest tak strasznie!
- Cicho, cicho!
- On jest głupi! I dlaczego leżał na podłodze bez spodni? Był w wychodku i zapomniał się
ubrać?
Kolejna fala chichotu.
Jeden z mężczyzn podszedł do drzwi pokoiku Pruncka i zapukał.
- Dawaj klucz, Prunck, idziemy do domu!
- Idzcie, idzcie, poganie! Odstępcy! Bóg ukarze was w Dniu Są...
Najwyrazniej zorientował się, że nie jest to chwila odpowiednia, by wspominać Dzień Sądu,
bo przecież właśnie rozpoczął się następny dzień po końcu świata. Całkiem zwyczajny
dzień...
- Modlę się! - zawołał. - Modlę się w pocie czoła oblicza mego, by wszyscy nasi współbracia
wybawieni zostali od strasznego losu. Nie przeszkadzajcie mi więc!
Dwie starsze kobiety płakały cicho nad straconymi złudzeniami, ale agresywny mężczyzna
nie był tak wrażliwy.
- Prunck, północ już dawno minęła i nic się nie wydarzyło. Nie chcemy już dłużej
uczestniczyć w tej błazenadzie. Brałem w tym udział ze względu na żonę, ale dosyć już
tego! Nie mamy zaufania do kaznodziei uwodzącego młode panny i...
- Doskonale - ostro odpowiedział pastor. Najwidoczniej podjął decyzję i stanął w drzwiach. -
Doskonale, zrobicie, jak zechcecie. Oto klucz, proszę, idzcie, odstąpcie od Pana, odstąpcie
ode mnie, proszę, idzcie. Ja umywam ręce.
Mężczyzna pożądliwie chwycił klucz, zanim Prunck zdążył na powrót zatrzasnąć drzwi.
Wszyscy z mniejszym lub większym wahaniem zaczęli pakować swoje rzeczy, kiedy nagle
jedna z kobiet zamarła w pół ruchu.
- A co nasz miły pastor ma zamiar teraz zrobić? - zadała złowieszczym tonem pytanie swym
współtowarzyszkom, które jeszcze nie pozbyły się strachu przed Dniem Sądu i przekonania,
że zdradziły swego mistrza.
117
- O czym myślisz? - spytała inna, jedna z tych, które się nie wahały. - Nic nas to nie
obchodzi. Co za rozpustnik!
- To prawda, ale przekazałam mu pod opiekę całe swoje oszczędności.
Wszyscy przerwali pracę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony