[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stan Gibbs zamknął oczy i potarł je.
- Wiedzieli, że pan mnie odwiedził.
- Mieli duże zdjęcia.
- I doszli do wniosku, że pan dla mnie pracuje.
- Tak.
Gibbs potrząsnął głową.
- Niech pan to zostawi, Myron - powiedział. - Z takimi jak oni lepiej nie zadzierać.
- %7łałuje pan, że nikt nie udzielił panu takiej rady?
Za uśmiechem Gibbsa nie kryło się nic. Wyczerpanie parowało z niego falami jak upał z
rozgrzanego chodnika.
- Pan nic nie wie - odparł.
- Więc proszę mnie oświecić.
- Nie.
- Pomogę panu.
- W walce z Leksami? Są za silni.
- I dlatego chciał pan napisać o nich artykuł?
Gibbs nie odpowiedział.
- To im się nie spodobało. Co więcej, uraziło.
Gibbs wciąż milczał.
- Zaczął pan grzebać tam, gdzie nie chcieli. Odkrył pan, że mieli jeszcze jednego brata,
Dennisa.
- Tak.
- I to ich naprawdę wkurzyło.
Gibbs zaczął obgryzać skórę przy paznokciach.
- No, wie pan, Stan? Mam to z pana wyciągać?
- Większość już pan wie.
- To proszę powiedzieć resztę.
- Chciałem napisać o nich artykuł. Prawdę mówiąc, obnażyć ich łajdactwa. Znalazłem nawet
wydawcę, gotowego podpisać umowę na książkę. Ale Leksowie zwiedzieli się o tym i ostrzegli
mnie, bym nie ruszał tematu. Do mojego mieszkania przyszedł wielki byk. Nie zapamiętałem
nazwiska. Ale wyglądał jak sierżant Rock.
- Grover.
- Ostrzegł, że jeżeli nie spasuję, zniszczy mnie.
- Co tylko pana zachęciło do roboty.
- Owszem.
- I dowiedział się pan o Dennisie Leksie.
- Tylko tego, że istniał. I że rozpłynął się w powietrzu, kiedy był małym chłopcem.
Gibbs obrócił się w stronę Myrona. Myron zwolnił i poczuł, jak cierpnie mu skóra na czubku
głowy.
- Tak jak ofiary Siej Ziarna - dopowiedział.
- Nie.
- Jak to?
- To nie tak.
- A jak?
- Może to zabrzmi głupio, ale Leksom obcy jest strach znany innym rodzinom.
- Bogaci są dobrzy w ukrywaniu uczuć.
- To coś więcej. Nie potrafię wskazać, co dokładnie. Ale Susan i Bronwyn Leksowie na pewno
wiedzą, co się stało z ich bratem.
- I chcą to utrzymać w tajemnicy.
- Tak.
- Domyśla się pan dlaczego?
- Nie.
Myron obejrzał się. Federalni jechali w dyskretnej odległości za nimi.
- Myśli pan, że to Susan Lex podsunęła policji tę powieść?
- Przyszło mi to do głowy.
- Ale pan tego nie zbadał?
- Zacząłem. Po wybuchu skandalu. Ale zadzwonił do mnie ten byk i ostrzegł, że to dopiero
początek. %7łe tylko dał mi pstryczka i że następnym razem zmiażdży mnie w dłoniach.
- Ma zadatki na poetę.
- Właśnie.
- Czegoś jednak nadal nie rozumiem.
- Czego?
- Niełatwo pana zastraszyć. Za pierwszym razem zignorował pan ich ostrzeżenie. Po tym, co
panu zrobili, spodziewałbym się, że stawi pan jeszcze większy opór.
- O czymś pan zapomina.
- O czym?
- O Melinie Garston.
Myron zaczekał.
- Proszę pomyśleć. Ginie moja kochanka, która jako jedyna mogła potwierdzić, że spotkałem
się z porywaczem Siej Ziarno.
- Jej ojciec twierdzi, że to odwołała.
- W bardzo dziwnym wyznaniu przed śmiercią.
- Pana zdaniem to również robota Leksów?
- Czemu nie? Proszę się zastanowić. Kto jest głównym podejrzanym o zamordowanie Meliny?
Ja, prawda? Powiedzieli tak panu federalni. Myślą, że ją zabiłem. Dobrze wiemy, że Leksowie
mieli dość środków, żeby odszukać powieść, którą rzekomo splagiatowałem. Kto wie, na co ich
jeszcze stać?
- Sądzi pan, że mogą pana wrobić w to morderstwo?
- %7łeby tylko.
- Twierdzi pan, że zabili Melinę Garston?
- Być może. Nie wiem. Może zrobił to porywacz Siej Ziarno.
- Jej śmierć była ostrzeżeniem?
- Z całą pewnością - odparł Stan Gibbs. - Nie wiem tylko, kto za tym stoi.
W radiu Stevie śpiewał, że obsuwa się ziemia. Oh yeah!
- Coś pan pominął, Stan.
- Co? - spytał Gibbs, patrząc przed siebie.
- Osobisty związek z tą sprawą.
- O czym pan mówi?
- Susan Lex wspomniała o pańskim ojcu. Nazwała go kłamcą.
- Nie bez racji.
- A co on ma z tym wspólnego?
- Proszę mnie odwiezć.
- Znowu tajemnice?
- Do czego pan zmierza, Myron?
- Słucham?
- Jaki pan ma w tym interes?
- Już powiedziałem.
- O chłopcu, który potrzebuje szpiku?
- On ma trzynaście lat, Stan! Bez przeszczepu umrze.
- Mam w to uwierzyć? Zasięgnąłem języka. Pan pracował dla rządu.
- Dawno temu.
- Być może pomaga pan FBI. A nawet Leksom.
- Nie pomagam.
- Nie podejmę takiego ryzyka.
- Dlaczego? Przecież mówi pan prawdę. Prawda panu nie zaszkodzi.
Gibbs prychnął z pogardą.
- Pan w to naprawdę wierzy?
- Dlaczego Susan Lex wspomniała o pańskim ojcu?
Gibbs nie odpowiedział.
- Gdzie on jest? - spytał Myron.
- Otóż to.
- Co?
Gibbs spojrzał na niego.
- Zniknął - odparł. - Osiem lat temu.
Zniknął! Znowu to słowo.
- Wiem, o czym pan myśli, ale myli się pan. Z moim ojcem nie było w porządku. Pół życia
spędził w zakładach dla nerwowo chorych. Uznaliśmy, że uciekł z kliniki.
- Nie dał znaku życia?
- Nie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony