[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyglądał się szczątkom zwierzęcia. Było całkiem rozszarpane, a na
śnieg wylewały się trzewia. Z boków powyrywane miało kawałki
mięsa. Na śniegu wciąż widniały ślady wilka, a obok nich ślady
człowieka. - Gandalf zmierza na zachód. Jest ranny. Jeśli wilki go
jeszcze nie pożarły, nie może być daleko.
- Na koń, Thorgalu, złapiemy go.
Młody mężczyzna wyprostował się.
- Zapomnij o zemście, Slivio, i wracaj do swojego ludu.
- Nie, ten nędzny szczur musi zapłacić!
Thorgal wskoczył na konia za jednooką czarodziejką. Kiedy tylko
oprzytomniała, jej pierwszym pragnieniem było odzyskanie pierścieni
Freyra, ale gdy chciała je podnieść z ziemi, okazało się, że zniknęły.
Jakby nigdy nie istniały.
Thorgal pogardzał tą kobietą i jej żądzą władzy, uznał też, że dane
jej słowo nie jest nic warte, nie jest w żaden sposób z nią związany.
Jednak zdecydował się iść z nią dalej. Ona bowiem znała odpowiedzi
na pytania, które zadawał sobie od zawsze.
Był pewny, że Slivia wie, kim on jest, i co najważniejsze, skąd
pochodzi. Zastanawiał się, czy to możliwe, żeby to ona była jego
matką, ale wydawała się jednak na to o wiele za młoda. A więc kim
jest i o czym wie? Slivia spięła konia do galopu i ruszyli za
Gandalfem Szalonym. Thorgal rozglądał się uważnie po okolicy.
Myślał o Aaricii, zagubionej gdzieś tu na lodowym pustkowiu. Gdzie
może teraz być? Po namyśle uznał, że postanowiła się udać do
miejsca, gdzie ostami raz się widzieli: do pierścienia ofiarnego. Tak, z
pewnością tam się udała. Ale gdzie jest teraz?
Ponad nimi ptak krzyknął przenikliwie.
Slivia wskazała go ręką.
- Patrz, Thorgalu! Mewa! Morze jest już blisko!
- Tak - odpowiedział młody mężczyzna, a jego nozdrza przyjemnie
drażniły morskie słone zapachy, które były mu tak dobrze znane i tak
bliskie. - Czuję je!
- Dym! - krzyknęła kobieta, wskazując brzeg morza, który właśnie
się ukazał.
Zciągnęła cugle. Jej wychudzoną twarz rozjaśnił uśmiech
satysfakcji.
- Rozpalił ognisko! Zasłużył na swój przydomek: jest szalony.
Teraz już go mamy, już jest nasz, Thorgalu.
- Nie, Slivio, jest twój - poprawił ją.
- Nie pragniesz zemsty za to, co wycierpiałeś przez tego człowieka?
Nie chcesz, żeby zapłacił za śmierć twojego ojca?
- Nie wiem, kto powinien mi za to zapłacić - mruknął Thorgal. -
Czy to nie ty spowodowałaś śmierć mojego ojca? A poza tym już ci
tłumaczyłem, że porzuciłem chęć zemsty. Pragnę tylko dwóch rzeczy:
odnalezć kobietę, którą kocham, i dowiedzieć się, kim jestem.
- W tej drugiej kwestii tylko ja mogę ci pomóc, Thorgalu. I jeżeli
chcesz poznać odpowiedzi na nurtujące cię pytania, musisz być mi
posłuszny jeszcze przez jakiś czas.
*
W stromym granitowym zboczu wydrążona była wąziutka ścieżka.
Smagany wilgotnym wiatrem niosącym drobinki słonej wody musiał
się przytrzymywać skalnych występów. Z okolic zatoczki poniżej
wydobywała się wstęga dymu miotana wiatrem to w lewą, to w prawą
stronę. Thorgal wspiął się na skałę pokrytą muszelkami i zobaczył
siedzącego nieruchomo przy ognisku, opatulonego w futra Gandalfa.
Podszedł do niego bez słowa. Czuł pokusę, aby ugodzić go mieczem
w plecy, bo z łatwością mógłby to teraz uczynić. Ale tak jak tłumaczył
Slivii, nie czuł już nienawiści do tego człowieka. Czuł jedynie
pogardę, a to nie jest wystarczający powód, żeby go podstępnie
zamordować. Uniósł nad głową miecz, trzymając go za ostrze.
Schwyta Gandalfa, wyda go w ręce czarodziejki, a ona zrobi z nim, co
uzna za stosowne.
I kiedy już miał uderzyć, opatulona postać poruszyła się. Thorgal
wahał się chwilę i to wystarczyło, aby jego ofiara zdążyła się
odwrócić.
- Aaricia!
Dziewczyna krzyknęła, odrzuciła trzymany w ręku miecz i padła w
ramiona ukochanego.
- Thorgal! Wiedziałam, że cię odnajdę, byłam tego pewna!
Młodzieniec również opuścił rękę i wziął Aaricię w ramiona.
- Jak to... jak to możliwe... - wyjąkał.
- Tak bardzo chciałam cię odnalezć, wiedziałam, że żyjesz! I kiedy
Gandalf...
Thorgal odsunął od siebie dziewczynę.
- Gandalf! Widziałaś swojego ojca, Aaricio? Gdzie on jest?
-Ja... on jest ranny. Napadły go wilki, ja...
- Jestem tutaj, bękarcie!
Thorgal odwrócił się gwałtownie. Gandalf leżał na skórze między
skałami. Jego tunika była poplamiona krwią. Wydawało się, że nie
może się ruszyć.
- Dalej, przeklęty skaldzie, nadeszła chwila twej zemsty! - huczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony