[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podpowiadał jej, że nie może w nim upatrywać sojusz-
KOLEJNY MEZALIANS
73
nika. Odkryła, że jego coś również wyprowadziło
z równowagi. Mars na jego czole rósł od chwili, kiedy
Trudi demonstrowała Suzannie, jaką uciechę ma Ti-
mothy z placu zabaw. Logan nie powiedział ani słowa,
ale czuło się napięcie w jego całej postawie. Był jak
drzemiący wulkan.
Tymczasem Cecily przepłynęła przez patio i po
chyliła się nad Timmym z wylewnym uśmiechem.
Mały spojrzał na nią spode łba, a dokładniej mówiąc
znad ramienia Suzanny. Nie zrażona Cecily niespo
dzianie zaatakowała i wycisnęła głośnego całusa na
policzku chłopca, zanim ten ukrył twarz na piersi
ciotki.
- Jest taki słodki, prawda, Logan?
Mężczyzna zareagował krzywym uśmiechem na tę
uwagę. Cecily przyklękła obok Suzanny. Jej twarz
wyrażała współczucie i pocieszająco poklepała dziew
czynę po ramieniu.
- Suzanna to pani, prawda? - odezwała się niskim
głosem. - Musi pani teraz przeżywać trudne chwile.
Ale proszę mi wierzyć, będę dobrą matką dla
Timmy'ego. Kocham dzieci i na pewno oboje z Lo-
ganem dołożymy starań, by stworzyć chłopcu szczę
śliwy dom.
A Timmy siedział na kolanach u Suzanny i im
dłużej mówiła Cecily, tym bardziej napięte stawało się
jego drobne ciałko. Suzanna była u kresu wytrzymało
ści nerwowej. Czy ta baba myśli, że dzieciak jest
głuchy?! Nie rozumie, co on teraz czuje, gdy słyszy,
jak obca kobieta szykuje się, aby zostać jego matką?!
Suzanna miała wielką ochotę porwać stąd Timmy'ego
swoim rozklekotanym gruchotem i uciec od tych
okropnych i bezdusznych ludzi.
- Ciociu Sue, jedzmy do domu, dobrze? - poprosił
drżącym głosem chłopiec.
Suzanna przycisnęła go mocniej do piersi i po
głaskała po włosach.
74 KOLEJNY MEZALIANS
- Powinieneś zapytać, czy możesz jechać do domu!
- ryknęła niania. - Proszę, powtórz.
Suzanna z trudem zachowała spokój i pozory
opanowania. Wewnątrz gotowała się ze złości. Jak
mogła pozwolić, aby Timmy zamieszkał u Bradfor-
dów?! Koszmar! Musi go zabrać jak najprędzej. Do
licha, przecież powinien istnieć jakiś sposób, aby go
stąd wydostać! Może należy szukać pomocy w Towa
rzystwie Obrony Praw Dziecka?!
Logan niespodziewanie wstał i zbliżył się do Suzan-
ny. Stanął parę kroków od miejsca, gdzie siedziała
z Timmym.
- Logan - zawołał Collin. - Chodz, usiądz obok
Cecily i opowiedz pannie Keating o wyprawie do
Disneylandu, którą we trójkę planujecie.
Suzanna odwróciła się w stronę Logana, zaskoczył
ją wyraz twarzy mężczyzny. Jego szarobłękitne oczy
ciskały błyskawice, na policzki wypełzł krwisty rumie
niec, a jego pobladłe usta otworzyły się, jakby chciał
coś powiedzieć. Takiego Logana Suzanna nie znała!
Sprawiał przecież wrażenie, że nic i nikt nie jest
w stanie go poruszyć.
Minęła chwila, zanim udało mu się zapanować
nad sobą.
- Suzanna!
Na dzwięk swego imienia dziewczyna prawie pod
skoczyła. Co się dzieje? Logan nigdy przedtem nie
zwracał się do niej po imieniu.
- Słucham.
- Myślę, że chłopcu dobrze zrobi spacer po plaży.
Co ty na to?
- Oczywiście, Timmy chętnie się przejdzie. Prawda,
kochanie?
- Logan, siadaj i... -zaczął Collin, chcąc przywo
łać syna do porządku.
- Nie mam ochoty, ojcze - prawie spokojnie od
parł syn.
KOLEJNY MEZALIANS 75
- Zaraz wezmę sweter... - Trudi Barrows niechęt
nie podniosła się ze swego miejsca.
- Proszę się nie trudzić - zatrzymał ją Logan.
- Cały dzień była pani na nogach. Należy się pani
trochę odpoczynku. Najlepiej będzie, jak wszyscy
odpoczniecie - dodał, spoglądając na ojca i Cecily
władczym wzrokiem.
Nikt nie ruszył się ze swego miejsca. Wtedy Logan
posadził sobie Timmy'ego na ramionach i wyciągnął
do Suzanny dłoń. Chwila wahania i dziewczyna z de-
terminacją podała mu rękę. Kiedy jego silne palce
splotły się z jej palcami, Suzanna poczuła się dziwnie
bezpiecznie. Uświadomiła sobie, że oto nastąpiła
przełomowa chwila w ich wzajemnych kontaktach.
Logan Bradford uznał ją za swoją partnerkę, za
równą sobie.
Oddalali się równym krokiem, odprowadzani spo
jrzeniami pozostałej trójki w ogrodzie. Buddy biegł
za nimi w podskokach. Kiedy dotarli do wydm,
Logan puścił Timmy'ego na piasek i już po chwili
chłopiec dokazywał ze swym czworonożnym przyja
cielem.
- Dziękuję - wymamrotała pod nosem Suzanna,
nie będąc pewna, czy powinna okazać wdzięczność.
- Za co? - odpowiedział pytaniem.
-No, wiesz...
- Posłuchaj, Suzanno. Zgoda, wkurzyłem się na
tamtych, ale to nie znaczy, że jestem po twojej stronie.
- Wiem, wiem. Dziękuję ci za coś innego. Za to,
co zrobiłeś dla Timmy'ego... Bo on wcale się dobrze
nie bawił, wiesz, tam na placu.
- Dziwisz się?
-Jak to? N-nie rozumiem... - zająknęła się zde
zorientowana.
- A ty bawiłaś się dobrze? Bo ja na pewno nie.
Suzannie na chwilę odebrało mowę. Kiedy doszła
do siebie, nieśmiały uśmiech pojawił się na jej twarzy.
76 KOLEJNY MEZALIANS
- Jedyne, co mogę powiedzieć w ich obronie, to to,
że za bardzo się starali. Byli zdenerwowani i dlatego
im nie wyszło.
Dziewczyna rozluzniła się trochę, jednak zachowa
nie Logana było dla niej zagadką i podchodziła do
niego nieufnie i podejrzliwie. Najważniejsze, że chłop
cu wrócił dobry humor. Zmęczyły go harce z psem,
więc podbiegł do nich, zajął miejsce pośrodku, poda
jąc dłoń każdemu z nich. Z daleka wyglądali jak
szczęśliwa, kochająca się rodzina.
- Skąd ona pochodzi? - przerwała milczenie Su-
zanna.
- Ona, czyli kto?
- Trudi Barrows.
- Ach, Brunhilda.
Dziewczyna nie wytrzymała i wybuchnęła śmie
chem. Ze zdumieniem zauważyła, że kąciki ust Loga
na również uniosły się w uśmiechu.
- Właśnie. Skąd pochodzi? Skąd ma referencje?
- Nie mam zielonego pojęcia. To nie jest osoba,
którą wybrałem. Tamta zrezygnowała w ostatniej
chwili. Podejrzewam, że pokłóciła się z ojcem. Za
miast niej zjawiła się Brunhilda.
- Logan, to nie jest śmieszne. Pomyśl, jakie to
obciążenie dla Timmy'ego. Tyle nowych twarzy,
tyle zmian!
- Masz rację - przyznał i spoważniał.
Suzanna zaczęła żałować, że podjęła ten temat.
Tymczasem chłopcu nasypało się piasku do butów
i zaczaj utykać. Podnieśli go jak na komendę w górę
i mały przebył parę metrów w powietrzu, chichocząc
z uciechy. Widząc, jaką radość mu sprawili, powtó
rzyli ewolucję jeszcze kilkakrotnie.
Logan już nie wyglądał dostojnie i niedostępnie.
Uśmiech wygładził mu rysy i Suzanna patrzyła na
niego z zadowoleniem. Kiedy ich oczy się spotkały,
oboje szybko odwrócili wzrok.
KOLEJNY MEZALIANS 77
- Czy Cecily nie poczuje się dotknięta, że poszedłeś
na spacer bez niej?
- Cecily? - Przez moment Logan sprawiał wrażenie
człowieka, który nie wie, o co chodzi. - Ach, Cecily!
Nie, ona nie ma nic przeciwko.
- Ale wyglądała, jakby przyszła pograć w tenisa.
- Mówię ci, że wszystko jest w porządku.
Dziwne, pomyślała Suzanna. Doprawdy, jak na
parę, która wkrótce ma zawrzeć związek małżeński,
Cecily i Logan spędzali razem wyjątkowo niewiele [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Podstrony